Wycieczka z cyklu co tam słychać nam morzem przed sezonem. Był plan aby spotkać się wieczorem ze znajomymi w Kołobrzegu i ruszyć w kierunku Mrzeżyna, a potem na południe, może do Gryfic. Ale plan, jak to plan, a może tylko plan uległ zmianie. W zasadzie rzadko kiedy nie ulega. Był dynamiczny od samego początku, kiedy zamiast spać pod namiotem dostaliśmy zaproszenie od Oli i Kuby, a następnego dnia ruszyliśmy Grelusowymi ścieżkami na szlak.
Alaska coraz bardziej przekonuje się do zbiorników wodnych i czuje się w nich swobodnie i radośnie.

Radość często okazuje po wyjściu z nich, zanim zdąży się jeszcze otrzepać, postanawia się nią z kimś podzielić. Tym razem padło na Wandę 🙂

Nic się przed nią nie uchowa.

A co do trasy, to miało być nadmorsko, ale nie do końca. Ruszyliśmy w kierunku Kościerzynka, a potem na południe na Przećmino.

Pomiędzy Korzystnem a Przećminem natrafiamy na pozostałości starego cmentarza ewangelickiego.


Drogi póki co, całkiem przyzwoite 🙂

Alaska chyba nieco zmądrzała, już nie biega za tym co jest daleko i czego na pewno nie dogoni.

To co idziemy tędy? Ale na pewno. To tylko cztery metry przez wodę, jak ja przejdę to Wy także?

W naszym imieniu pobiegła Alaska 😉

Woleliśmy pokonać mały rów i przejść drogą.


Most nad Stróżką.

Ktoś tu ma dylemat czy lepiej robić zdjęcia telefonem czy aparatem?



Stary Młyn w Sarbii. Ach gdyby tak przerobić go na agroturystykę 🙂

Ciekawie prezentował się kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela.

Alaska znalazła tu towarzysza do zabawy 🙂

Jedziemy dalej w kierunku Trzebiatowa.

Tym razem nie ma to tamto, Alaska rusza w pościg, choć z góry skazany na porażkę.

Wracając przeprawia się przez rów melioracyjny i chwilę później wygląda mniej więcej tak. Od dołu warstwa błota 🙂

Za Sarnowem w okolicy Bieczynka wbijamy się do lasu i od razu robi się o wiele ciekawiej.

Chodźcie za mną, będzie dobrze 😉


No to idziemy 🙂

W końcu teren zrobił się tak podmokły, że już nie dało się iść, więc Grelus poszedł poszukać innej drogi.

Krótka narada wojenna i idziemy dalej.



Pierwsza poważniejsza przeprawa z niby mostem.


Nikt nie mówił, że będzie łatwo.


Grelus co chwila podsuwał nam pod nogi nowe kłody 😉

I znowu błotko.

Tym razem nie było tak łatwo.

Dumny z siebie jak zawsze 🙂


I w końcu wychodzimy z lasu, zrobienie kilometra w ciągu godziny, to i tak bardzo przyzwoity czas 🙂

Jeszcze tylko udrożnienie kół i jedziemy dalej.

W Bieczynie jak chcesz być gość to przed domem musisz mieć helikopter a nie zwykły samochód.

Towarzystwo zgłodniało, nad morzem jeszcze przed sezonem więc jedziemy na obiad do Trzebiatowa, by wylądować w Nowielicach w Dworku nad Regą. Ceny może nieco wysokie, ale za to jakość bardzo dobra. I w dodatku wpuścili tam takich brudasów z psem.

Potem znowu wsadzamy Alaskę do przyczepki (robimy tak na asfaltowych drogach) i lecimy poszukać noclegu nam morzem.

I znajdujemy spokojną miejscówkę. Bezchmurne niebo i pełnia księżyca sprawiają, że jest dość jasno.


I do tego mroźno. Nad ranem było 2,5 stopnia poniżej zera.

Więc wstaliśmy dopiero gdy wyszło słońce i od razu zrobiło się 5 stopni na plusie.

Alaska wcale nie wyglądała na zmęczoną wczorajszą wycieczką i od rana szukała partnera do zabawy.

No i jak tu jej odmówić?

Szybko napatoczył się wujek Grelus 🙂

A ja zająłem się śniadaniem dla pozostałych śpiochów.


W międzyczasie jeszcze mała sesja.


Pamiątkowe zdjęcie i jedziemy dalej. Najpierw przez stary poligon na zachód od Mrzeżyna.



By odbić na południe w kierunku Włodarki z której chcieliśmy dostać się do Nowielic, bo rano okazało się że Grelus zgubił telefon, więc może zostawił go w knajpie gdzie jedliśmy obiad?

Tym razem omijając błoto zataczamy większe koło.


A nasz pies w przeróbce przyczepki prezentuje się o tak. Póki co jazda jej się nie za bardzo podoba no i musimy nad tym nieco popracować.


W Chełmie Gryfickim zjeżdżamy z drogi i jedziemy wzdłuż Starej Regi.

Nad którą spotykamy niemal przy sobie trzy mosty. Znaczy się z pierwszego po tym jak po wojnie spalili go Rosjanie zostały tylko przyczółki.

Drugi to most kolejowy.


I tutaj dowiadujemy się, że telefonu w Nowielicach nie ma, bo znalazł go pewien Pan, który jest z Kołobrzegu. Zadzwonił do mamy Grelusa, ta do Zbyszka, ten do Grześka i w ten sposób info dotarło do samego zainteresowanego. No to zmiana planów i ciśniemy w kierunku Kołobrzegu.

I ostatni most służący obecnie mieszkańcom.

Wyjeżdżamy przez stadninę koni w Nowielicach, dalej główną drogą do Trzebusza i potem na skróty w okolice Rogowa.


Na tym kolejowym nasypie niedługo postanie droga rowerowa z prawdziwego zdarzenia z Nowielic do Mrzeżyna 🙂


I znowu mosty. Zbyszku żałuj, że Cię nie było.


W Rogowie wjeżdżamy na drogę rowerową którą ciśniemy do Kołobrzegu. Jeszcze tylko ryba w Dźwirzynie i lecimy na mocno przeładowany pociąg.

Lubimy takie wycieczki 🙂
Najnowsze komentarze