Wieczorem startujemy z dworca PKP w Lęborku i na nocleg udajemy się nad j. Brody. Ładnie zagospodarowane miejsce piknikowe, z dużą zieloną przestrzenią i kawałkiem plaży. Minusem był jedynie wiatr i temperatura nieco poniżej zera. Ponieważ tak zimno miało być tylko pierwszej nocy, nie braliśmy naszych zimowych śpiworów, a w walce z zimnem pomogła nam folia NRC którą się dodatkowo opatuliliśmy. Różnicę było można odczuć już po chwili, dobre kilka stopni cieplej. Jedyny minus takiego rozwiązania, to woda która skrapla się od wewnętrznej strony foli, przez co śpiwory mogą być z wierzchu nieco mokre.
Rankiem ruszyliśmy na południe w kierunku linii kolejowej.
Dzień był chłodny, a przez wiatr to nawet mroźny, ale za to słoneczny.
Na początku musieliśmy jechać wzdłuż niej, gdyż na nasypie leżały od czasu do czasu używane tory.
Po drodze czekała na nas niezliczona ilość górek.
Lasami dotarliśmy do Oskowa zobaczyć tego olbrzymiego Konia Trojańskiego. To część prywatnego ośrodka, który był zamknięty. No ale w zasadzie chcieliśmy go tylko zobaczyć, więc pojechaliśmy sobie dalej 🙂
Dalej wbijamy się na nasyp kolejowy i jedziemy przeprawić się przez Bukowinę, ale most (jak większość na tej linii) jest zarwany.
To może pojedziemy tą drogą wzdłuż rzeki? No jasne 🙂
Dalej wzdłuż jeziora i przez las docieramy do Małej Elektrowni Wodnej w Kozinie.
Ale bardziej interesował nas kolejny zarwany wiadukt.
Potem jeszcze zwiedzanie Arboretum i próbujemy pozbyć się psa który się do nas przykleił, a w zasadzie to do Korby. Ładny, myśliwski, ale z obrożą na szyi. Udało się go przypiąć do smyczy i odnaleźć jego właścicieli, którym po chwili i tak dał dyla do Korby. No ale akcja w końcu zakończyła się w końcu sukcesem, a my pojechaliśmy dalej wzdłuż Łupawy, odbijając nieco od nasypu, który na tym odcinku i tak nie był przejezdny.
Dobijamy na chwilę do Łupawy sprawdzić jak tam ma się sprawa z kładką, no bo szlaki jak widać były niedawno odmalowane, to chyba powinna być do przejścia.
No nie była. W zasadzie to już od dawna nie jest.
Dalej pojechaliśmy na torfowisko pomiędzy j. Kozim a j. Karwie.
Celem było zobaczenie tego torfowiska z poziomu tej kładki. Kładka jest jednym z elementów ścieżki przyrodniczej, która prowadzi przez dobrze zachowane torfowisko przejściowe. Można się tu natknąć między innymi na Rosiczki.
Jazda po niej nawet na szerokich oponach nie była łatwą sprawą.
Ciekawe miejsce, godne odwiedzenia.
Potem jeszcze mała pętla zielonym szlakiem i przez ten most na Łupawą jedziemy do Czarnej Dąbrówki, gdzie czeka na nas przejezdny już nasyp kolejowy.
Czekało coś jeszcze. Pieczywo w piekarni i ciepłe drożdżówki 🙂
Tego dnia robimy jeszcze kilka km i rozbijamy się na przejezdnym, choć chyba już dawno nie używanym przez żadne auto nasypie kolejowym. Niby osłonięci drzewami od wiatru, ale nasze ognisko dość często paliło się w poziomie. Nie było najmniejszego problemu z jego rozpaleniem, ale za to drewna poszło dwa razy tyle co normalnie.
Sobota miała być deszczowa i niestety była.
Hmm a co to, pieski do zabawy? Jeden młodzieniaszek, a drugi już nieco starszy i do tego dość dobrze zbudowany. Na szczęście nie był agresywny i dało się go odpędzić od Korby. Oj miała dziewczyna wzięcie na tej wycieczce 🙂
Raz się jechało nasypem, raz drogą tuż przy nim.
Wzdłuż jego przebiegu był wyznaczony żółty szlak rowerowy. A to chyba jego odcinek specjalny 🙂
W połowie drogi pomiędzy Soszycą o m. Pomysk Mały odnajdujemy ruiny młyna.
Natomiast od Pomyska Małego do Bytowa na nasypie zbudowano, „niechcianą przez okolicznych mieszkańców” – to cytat z artykułu w gazecie, drogę rowerową. W zasadzie to jej budowa była jeszcze na ukończeniu.
Pech chciał, że akurat dość mocno padało.
W Bytowie tez nas deszcz nie oszczędzał, więc po zrobieniu zakupów wróciliśmy na szlak i udaliśmy się w poszukiwaniu noclegu.
Był plan nocować nad j. Długim, a to ze względu na deszcz gdyż tam była wiata. Ale kręciło się także trochę ludzi więc pojechaliśmy dalej, tym bardziej, że nad nami przechodziła już jedna z ostatnich chmur.
Nocleg znaleźliśmy na drodze przy nasypie kolejowym, schowani od wiatru i ukryci przed ludźmi. Okazuje się, że co jak co ale w Polsce zawsze znajdzie się jakiś kolo, który urządzi sobie wieczorny rajd dorzynając silnik prowadzonej przez siebie maszyny. Na naszej drodze na szczęście się nie pojawił, może dlatego, że nie była zbyt dobrze przejezdna 🙂
Niedziela znowu brzydka pod kątem pogody, choć pomimo złowieszczej prognozy, przez dobre kilka pierwszych godzin jazdy nie padało.
Trzebiatkowa, miejscowość z kilkoma atrakcjami do zobaczenia, które ktoś specjalnie wyeksponował.
Widok z mostu na naszą nieczynną już linię kolejową.
W rejonie Głodowa nasyp był dość wysoki, dzięki czemu można było podziwiać tamtejszą okolicę.
Jedni mieli czas na obiad, inni nie mieli czasu na nudę 🙂
W okolicach Domaradza niemiła niespodzianka. Te zwalone drzewa nie stanowiły aż tak dużego problemu, jak te kilka płotów za nimi, które zabraniały nam wejść na teren prywatny. No to co wracamy? A gdzie tam, zrobimy skrót przez las. Jak zwykle wybraliśmy najgorzej. No ale udało się wrócić do drogi i znowu na nasyp.
Dalej linia przebiegała w głębokich wykopach, dość mocno zalanych wodą.
Miastko. Samolot LIM-5 Mirosława Hermaszewskiego.
Szlak kolejowy z Lęborka do Miastka powstał jeszcze przed I Wojną Światową. W roku 1902 oddano do użytku odcinek Lębork – Bytów a w 1909 skończono odcinek do Miastka. Po II Wojnie Światowej linia pomiędzy Bytowem a Miastkiem została zniszczona. W 1995 r. nieczynny nasyp kolejowy postanowiono wykorzystać jako szlak rowerowy. Pagórkowaty i urozmaicony przyrodniczo teren sprawia, że raz biegnie wysokim nasypem przecinając podmokłe łąki, a raz w głębokim wykopie. Trasa po nasypie „Na kolejowym szlaku” liczy około 160 km.
https://www.komoot.com/tour/102216729/zoom – TRASA
Najnowsze komentarze