Z Cybowa do Jeziorek (Wałeckich)

Na kolejną wycieczkę w końcu udało wyciągnąć się Grelusów, którzy niemal zapadli w zimowy sen 😉

Więc tradycyjnie wieczorem jedziemy pociągiem, tym razem do Kalisza Pomorskiego, no ale w trakcie drogi zapadła zmiana planu odnośnie noclegu i wysiedliśmy stację wcześniej w Cybowie, by rozbić namioty nad pobliskim jeziorem Mąkowarskim. Duża polana z dostępem do wody to wszystko czego nam było trzeba. W zasadzie wyglądało to tak, jak zorganizowane miejsce odpoczynku przez Lasy Państwowe, tylko jakby nieco opuszczone. Ale myśliwi ciągle przyjeżdżają tutaj świętować po polowaniach.

Dwa mosty, jeden pod drogą nad rzeką Drawicą, a drugi nad nią którym górą idzie linia kolejowa.

Z drugiej strony mostu odkrywamy jeszcze ruiny młyna – Gudsdorfer Muhle.

Jest tu także przydrożna mogiła, w starszym nagrobku zachowały się jeszcze szczątki liter.

Chyba mi się łańcuch skończył 🙂

Dalej pojechaliśmy lasami do Kalisza Pomorskiego. Nasz przewodnik-cmentarnik oczywiście musiał odwiedzić pozostałości po cmentarzu znajdującym się przy jeziorze Bobrowo Wielkie.

Przy okazji kolejna zmiana planów, dokładamy do naszej wycieczki jeszcze rundę dookoła jeziora.

Stojak ogórek!!!

Dalej jedziemy wzdłuż jeziora Młyńskiego, aby przejechać przez leśną ścieżkę edukacyjną im. Polskich Olimpijczyków.

W zasadzie nie o samą ścieżkę chodziło, ale o ten kamień.

Dalej kilka nudnych kilometrów po asfalcie do Suchowa.

Dalej przez Poligon Wojskowy – kierunek Borowo.

Hmm, mały dylemat, bo kule są podniesione, ale szlabany otwarte. Od robotników leśnych dowiadujemy się że tutaj żadnego strzelania nie ma i jeżeli chcemy tylko zrobić małą pętlę wokół jeziora Prostynia, to możemy śmiało jechać. No i pojechaliśmy 🙂

Elektrownia Wodna w Borowie.

Po zrobieniu pętli trafiamy przed Prostynią na miejsce odpoczynku.

Kolejne jest przy rzece za miejscowością.

Hmmm 🙂

Po przekroczeniu krajówki i torów kolejowych jedziemy w kierunku Rościna.

Na jego wysokości Grelus zlokalizował na swojej niemieckiej mapie kolejny cmentarzyk. Niestety ten jakiś czas temu został zaorany i posadzono na nim las, tylko tyle się ostało.

Dalej jedziemy w kierunku Dębska.

Przed Dębskiem odbijamy wzdłuż torów kolejowych i jedziemy szukać noclegu.

Wieczorem jak zwykle to samo.

Świtem koło południa, bo Grelusy miały „mały” poślizg ruszamy dalej.

Ot zabytkowe znaki 🙂

Ścieżka nad jeziorem Dominikowskim.

Tym razem zmieniamy plany i nie przeprawiamy się brodem pomiędzy jeziorami.

Nasze pchaczki siłaczki wolą zmierzyć się z północną stroną jeziora Krzywe.

Przy okazji odnajdujemy jakąś prywatną bazę noclegową.

Grelus jak nie Grelus przez całą wycieczkę unikał offrodu marudząc, że nie tędy, że nie po błocie, aż w końcu pękł 🙂

Zaliczenie grobli, przeprawa przez strumyk i pchanie rowerów pod niezłą górę to był najniższy wymiar kary 🙂

Oj czapeczka się ześlizgnęła 🙂

Dalej jeszcze była ścieżka przy jeziorze.

Hmmm trzeba mieć gest 🙂

Na koniec już normalnymi drogami mieliśmy pojechać przez Nową Korytnicę do Jeziorek.

Po drodze wyniuchał jeszcze jeden cmentarz, a w zasadzie Lapidarium cmentarza rodziny Siewiert.

Dziewczyny niczym handlarki przy drodze.

Jeszcze trafiliśmy na miejsce odpoczynkowe przy jeziorze Szerokim, na którym spaliśmy ostatnio na grzybach.

Korytnica.

W Krępie Krajeńskiej też jeszcze stoi mały przydrożny zabytek.

I to nie jeden 🙂

No ale skoro zostało nam jeszcze trochę czasu to… Grelus namówił nas jeszcze przejazd przez ściernisko pod most kolejowy 🙂

No dobra, jeszcze tylko ruiny młyna i jedziemy na pociąg.

Nie ma lekko przy podróżowaniu z Grelusem, choć przy ostatnich Wandy pomysłach, to trzeba powiedzieć że było miło i przyjemnie 🙂

Komentarze

komentarzy