Mamy już taką tradycję że raz w roku wybieramy się na wycieczkę z naszymi dobrymi znajomymi z Berlina: Guntherem i Gertrudą. No i znowu nadszedł ten czas, by gdzieś razem popedałować.
Tym razem wyszło dość intermodalnie, bo najpierw autem do Ueckermunde, potem rowerem do Trzebieży, promem do Kopic, znowu rowerem do Świnoujścia i statkiem do Szczecina 🙂 zabrakło pociągu, ale pociągiem jechały Grelusy, którzy to z kolei wrócili naszym autem z Ueckermunde 🙂
Na dzień dobry kąpiel, a potem jedziemy w kierunku Rieth.
Wieża z widokiem na zalew, to znaczy że Rieth już tuż.
Dalej drogą rowerową po naszej stronie granicy jedziemy w kierunku Karszna.
Nowe Warpno, krótki postój przy plaży z przerwą na kąpiel i naleśniki z owocami, polecamy jedno i drugie, ale naleśniki bardziej 🙂
Dalej kierunek Trzebież. Wanda z G&G pojechali asfaltem, a my z Korbą wzdłuż zalewu drogą z płyt, tak by Korba mogła co jakiś czas wejść do wody.
Jak jechaliśmy tędy ze dwa miesiące temu to wały były dość dobrze przejezdne. Dzisiaj rośnie na nich wysoka łąka, a i droga z płyt czasami przestaje przypominać drogę 🙂
Z Trzebieży przeprawiamy się do Kopic.
Panem kapitan coraz lepiej nas pamięta 🙂
Pod lustrem wody ławica ryb, a na wodzie setki Kormoranów czekających na obiad, ponoć w okolicy żyje ich około 2 ooo sztuk.
Dalej szybciutko asfaltem do Czarnocina, wskakujemy na szlak wokół zalewu i cieszymy się pięknymi widokami.
Noooo… zbliżamy się do Wolina.
Przy samej wodzie przemykał sobie lis.
Wolin. Tym razem nocujemy w Agroturystyce pod Orzechami, G&G w pokoju, a my w bardzo ładnym ogrodzie pod namiotem. Minusem było mnóstwo komarów (których jakoś nie było na trasie) i hałas idący od drogi szybkiego ruchu. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma… tym bardziej, że znalezienie noclegu w Wolinie na jedną noc, to nie lada problem.
Rano G&G zwiedzają muzeum i wioskę wikingów, a potem ruszamy na szlak.
Koło wiatraka wjeżdżamy na plac budowy, czyli powstającą trasę wokół zalewu pomiędzy Wolinem a Sułominem.
Stąd będzie niezły widok.
Widok na Lubin, do którego jedziemy.
Po drodze spotykamy Janusza, Hopfena i Jaszka jadących w drugą stronę. Szczególnie Jacek jest z naszego spotkania bardzo zadowolony 😉
Sułomino tak na chwilę.
Dalej trasą przez las.
Potem zjazd do Wapnicy, który dzięki tym asfaltowym pasom jest bardzo pzyjemną sprawą.
Lubin i widok na starorzecze Świny.
Do Międzyzdrojów znowu asfaltem, a za miejscowością wjeżdżamy na nowy odcinek szlaku idący wzdłuż morza. Na szczęście takich Januszy zbyt wielu tam nie ma.
Za to jeździ tam całkiem sporo rowerzystów, ale nie ma co się dziwić, bo trasa wiedzie blisko morza, które często wylania się spośród drzew. Najlepszy widok. znaczy się najbardziej przezierny jest na wysokości.. plaży nudystów!!! 🙂 Natomiast na końcu jest chyba jakaś plaża rowerowa, bo zaparkowanych stało tam przynajmniej kilkanaście rowerów 🙂
Dalej starym odcinkiem szlaku, który w zasadzie nie jest taki zły, przynajmniej jak się jedzie na szerokich oponach. W każdym razie pamiętam jakie kiedyś tu były piachy, a teraz można było całość przejechać, choć naszym towarzyszom ten odcinek dał się we znaki.
Więc przed bunkrami wróciliśmy do asfaltu i pognaliśmy do Świnoujścia. Najpierw Bielikiem na drugą stronę, czyli do miasta, a potem na Odra Queen którym popłynęliśmy do Szczecina. Niby ponad trzygodzinna podróż powinna się dłużyć, ale ta dzięki ciekawym widokom minęła zaskakująco szybko, zresztą zobaczcie sami.
Znowu widok na Lubin.
Na drodze wodnej minęło nas kilka takich olbrzymów.
Fosforany koło fabryki w Policach.
Szczecin.
Jachtowa z wieżą Bismarka w tle.
Gdyby nie te chmury pod wieczór, to mielibyśmy jeszcze zachód słońca do obejrzenia, no ale może uda się następnym razem 🙂
Najnowsze komentarze