Ostatni dzień długiego weekendu. Pakujemy graty, wymeldowujemy się z Hippiki i jedziemy na parking koło Gozdna, skąd ruszamy na szlak. Cele nr jeden to wieża widokowa na pobliskiej górce, z której rozpościerają się najlepsze widoki z całej naszej wycieczki.
W oddali widać miejscową Fujijamę.
Rano było dość rześko, więc góry były jeszcze spowite lekkimi mgłami.
Gdyby nie to zimno, to można by tak stać i cykać i cykać te zdjęcia w nieskończoność, albo po prostu cieszyć się tymi widokami…
Schodzimy na dół i idąc singieltrackami kierujemy się na Wielisław Złotoryjski, choć droga kręta, to jednak idzie się bardzo przyjemnie. A jak przyjemnie jechałoby się na rowerze, tym bardziej że szlaki wyglądają na nowe i dobrze utrzymane.
Ale rowerzystów jak na lekarstwo, jednego spotkaliśmy będąc jeszcze na wieży, okazało się że nasz facebookowy znajomy 🙂
Z czasem zmieniamy single na żółty szlak, który wiedzie nas nieco bardziej w linii prostej.
Nasza wieża widokowa. Trzeba powiedzieć, że kawałek uszliśmy.
Naszym ostatnim hitem jedzeniowym są suszone owoce, które są lepsze i zdrowsze od zwyczajnych chipsów. Więc zabraliśmy ze sobą spory zapas jabłek, gruszek i bananów. W plecaku ważą dużo mniej od całych owoców.
Chwila nieuwagi i gruszki lądują u Pepi 🙂
Za to u Korby w pysku ląduje piłeczka, na punkcie której jest zwariowana. Ogólnie to usiedliśmy sobie na łączce nieco się wygrzać i odpocząć, aczkolwiek odpoczynek nie dotyczył naszych futrzaków.
Dalej poszliśmy przez grodziska i punkt widokowy na Wielisławce.
Na jednym z nich były jeszcze ruiny starego zabudowania, ale bardziej współczesnego.
Jedynie punkt widokowy nieco zawiódł, a może po prostu zarósł. No ale po porannych widokach z wieży widokowej, ciężko było nas oczarować jeszcze bardziej.
W końcu dotarliśmy w pobliże organów na miejsce odpoczynkowe.
Największe wrażenie nie robią same Organy Wielisławskie, jako forma ukształtowania skały, ale drzewa które z niej wyrastają i żyją na jej zboczu.
Podczas drogi powrotnej przez las nieco się zachmurzyło, a mi znudziło się noszenie na szyi tego ciężkiego aparatu. Może czas na zmianę lustrzanki na coś bardziej kompaktowego.
Wiedzieliśmy gdzie jedziemy i co nas czeka, a do tego fantastyczna pogoda sprawiła że był to piękny weekend na pogórzu, pełen ciekawych miejsc i z dala od tłumów ludzi. Oczywiście planu maksimum nie zrealizowaliśmy, więc jeszcze sporo zostało na następny raz 🙂
Najnowsze komentarze