Można powiedzieć, że jesteśmy gdzieś w połowie naszej wyprawy, bo kierunek nam się odwrócił o 180 stopni i zaczynamy kierować się na zachód. Zaczyna być pod wiatr, a wieje ostatnio niemiłosiernie.
Może okolice 250 mnpm to tylko pagórki, ale gdy robi się większość tych podjazdów w terenie po piachu czy szutrze to można odczuć jakby było się już w górach.
Zdjęciem poniżej można opisać przebieg naszej trasy 🙂
Kościół w Przerośli z zabytkową drewnianą dzwonnicą.
Dalej czeka na nas dolina Rospudy.
Owszem na przesmyku pomiędzy jeziorami jest ładnie, ale nie bajecznie, a może po prostu wcześniejsze krajobrazy zamieszały nam w głowie i teraz już mało co będzie nam się podobać? 😉
Zbyszek, prawie jak Wilhellm II.
Od jakiegoś czasu unormowały nam się godziny dwóch pierwszych posiłków, o 6:30 ryż z czekoladą i owocami – na pierwsze śniadanie, o 11:00 budyń z czekoladą i owocami – na drugie 🙂
Ponieważ wiało dość mocno, to chmury deszczowe tylko szybciutko nad nami przelatywały, a częściej obok nas 🙂
Co prawda nie było z nami naszego głównego cmentarnika Grelusa, ale Wanda ze Zbyszkiem godnie go zastępowali.
Rezerwat Przyrody Borki w Puszczy Boreckiej, równie dobrze mógłby się nazywać Bobry, bo ładnie tu Ci budowniczowie się tutaj urządzili 😉
Drogi były dobre, więc przez Puszczę borecką przemknęliśmy, aby poszukać noclegu gdzieś na jej obrzeżach.
Znaleźliśmy go na łąkach koło Diablej Góry, i nieźle nas tu diabeł urządził. Szukając lepszego miejsca, oraz obejścia gospodarstwa na którym skończyła nam się droga przemoczyliśmy kompletnie (chodząc tylko po wysokiej trawie) buty i spodnie do połowy, do tego musieliśmy rozbić się na górce, bo jedynie tam nie było krzaków. No więc wiało, było dość chłodno, stopy przemoczone, a jeszcze trzeba było ugotować kolację… z pomocą jak zwykle przyszedł Zbyszkowy tarp.
Następnego dnia, aby się nie wracać, brniemy dalej oczekując po drodze najgorszego, a tymczasem nie było źle.
Nawet widoki nieco dalej były jeszcze lepsze. Do tego wyszło jeszcze słońce i na postoju przy j. Gołdopiwo doprowadzamy się do porządku.
Śluza Przerwanki.
Kwatera polowa H. Himmlera. Po bunkrach w Mamerkach, to był tylko jeden pojedynczy, zwyczajny obiekt 😉
W Pozedrzu natrafiamy na kolejne ślady po wojnie.
Hmm, a może by tak rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady?
Giżycko, punkt widokowy w Wieży Ciśnień – niestety nieczynny.
Oczekując na burgery zwiedziliśmy marinę i bulwary na j. Niegocin.
Hmmm, wieczór chyba zapowiada się deszczowy.
Zamek w Giżycku przerobiony na Hotel.
Twierdza Boyen, niestety jesteśmy za późno i obchodzimy się ze smakiem.
Ale za to udało się znaleźć nocleg jeszcze przed deszczem, chyba w jedynym możliwym miejscu na dość mocno zagospodarowanym j. Tajty.
Najnowsze komentarze