Ze Słupska przez Wydmę Czołpińską do Ustki

Po powrocie ze Szwecji czas wrócić do weekendowych wypadów. Na pierwszy ogień poszedł Słowiński Park Narodowy, który zalegał na liście miejsc do odwiedzenia u Wandy.

Startujemy po pracy z Korbą, by wieczorem dojechać pociągiem do Słupska, i dojechać na nocleg. Patrząc na niebo, to chyba zaczęliśmy wyścig z czasem 😉

Szybki przejazd przez miasto drogami rowerowymi, a potem ścieżką wzdłuż Słupii do mostu kolejowego.

Dalej na północ, najpierw wzdłuż torów kolejowych, a potem drogą po starym nasypie kolejowym,  Jak dojechaliśmy to niestety już padało, ale namioty udało się szybko rozbić.

W przerwie pomiędzy opadami jeszcze tylko gotujemy kolację i idziemy się wyspać. Rankiem ruszamy dalej na północ do miejscowości Objazda.

Karzcino.

Wiosna w pełni, gdyby tylko jeszcze temperatura podskoczyła o kilka stopni 🙂

Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w m. Objazda. Kościół jak kościół, natomiast na parkingu przed nim czekał jakby na nas patrol Policji, panowie prowadzili działania względem rowerzystów, więc sprawdzono nam nr rowerów i paszport psa 🙂 W zasadzie to dobrze, że takie kontrole mają miejsce, to może ludzie nie będą kupować kradzionych rowerów, a jeśli do tego przebiegają w tak miłej atmosferze jak ta, to już nawet bardzo dobrze 🙂

Pałac w m. Objazda.

Dalej szlakiem zwiniętych torów jedziemy w kierunku Gardny Wielkiej.

Po drodze robimy mały skok w bok do miejscowości Czysta, gdyż na mapie była tam zaznaczona stara kuźnia.

Zanim jednak ja zobaczyliśmy, to trafiliśmy do Glinianej Zagrody, miejsca w którym wytwarzane jest rękodzieło różnej postaci.

Szczególnie fajnie było o tym wszystkim posłuchać od Pani gospodarz, która sprowadziła się tutaj kilkanaście lat temu, nieco rozruszała wioskę, aż została jej sołtysem 🙂

Przy okazji zakupiliśmy mydelniczkę do łazienki 🙂 nie, nie ma jej tu na zdjęciu…

Kuźnia była jednak zamknięta na cztery spusty.

Po drodze pomnik św, Franciszka.

Wracając na szlak jedziemy za otrzymanymi w Glinianej Zagrodzie wskazówkami, aby odszukać stary cmentarz ewangelicki.

Kilka pomników znajduje się przy samej drodze, natomiast pozostałości cmentarza trzeba szukać na górze, prowadzą do nich szare wstążki umieszczone na drzewach, ale trafienie na miejsce wcale nie jest takie łatwe.

Skrótem wracamy na nasz szlak mając sporo szczęścia, bo na nasypie od Czystej do krzyżówki do której dojechaliśmy, robotnicy  ryli w nawierzchni w celu położenia rur. Pół godziny później pewnie byśmy mieli problem z przejazdem.

Szybki przegląd mapy i postanawiamy ominąć Garnę Wielką, aby jechać dalej po nasypach kolejowych, najpierw do mostu nad Łupawą w okolicach Stojcina, a potem na północ do Smołdzina. Most jak most, dookoła pełno fajnych miejscówek na nocleg, już w zasadzie od dłuższego czasu, a nas zastanawia tablica ze szlakami rowerowymi, która położona przy samym brzegu rzeki, chyba dla kajakarzy. Oj chyba coś tu komuś nie pykło 😉

Nasypem w kierunku Smołdzina.

Akcja przegonić Bociana zakończona sukcesem 🙂

Rowokół – 115 m npm, widzieliśmy go z oddali już od dłuższego czasu.

Smołdzino, mała elektrownia wodna na Łupawie.

No proszę, proszę, jak oni to tutaj uchowali przed nasza władzą 🙂

Krótki objazd po miejscowości i jedziemy na obiad. Reklamowana restauracja „Po drodze” była zamknięta, więc pojechaliśmy w kolejne polecone nam w Czystej miejsce, czyli do Włocha – Trattoria Ricardo.No i z czystym sumieniem, bez otrzymania za to korzyści majątkowej trzeba polecić to miejsce, bo jedzenie jest wyśmienite. Przytulne wnętrze, także stolik na ogrodzie, w miarę szybko podane, bez problemów z psem, ale co najważniejsze jedzenie było przepyszne. Może nie jest tam tanio (ale drogo też nie) porcje normalne, ale ze względu na jakość warto 🙂

Najedzeni ciśniemy do Słowińskiego Parku Narodowego, cel Wydma Czołpińska.

Zostawiamy rowery, Wanda nawet buty i idziemy na zwiedzanie.

W zasadzie od czasu jak byłem tu z Monterem, to za wiele się nie zmieniła 🙂

Z wydmy jedziemy na punkt widokowy, znajdujący się na terenie byłej bazy wojskowej.

Po drodze klatka z Bielikami, które ze względu na swój stan zdrowia nie sa w stanie przetrwać na wolności i są pod stała opieką pracowników parku narodowego.

Z punktu widokowego można było dostrzec stado jeleni.

Znowu ten Rowokół. Chodzi za nami przez cały dzień.

No i nasze morze 🙂

Zjeżdżamy do Czołpina i czerwonym szlakiem kierujemy się do jeziora Dołgie Duże.

Dalej wzdłuż południowego brzegu jeziora jedziemy do kładki, czyli punktu widokowego na jezioro.

Równie ciekawie przedstawia się też jego najbliższa okolica.

Kolejne jezioro, Dołgie Małe, no i kolejna kładka.

Jako, że słońce było już dość nisko nad horyzontem trzeba było poszukać miejsca do spania. Idealne, wydawały się być pola nad Łupawą, już poza granicą Słowińskiego Parku Narodowego.

Jeszcze widok z wieży na okolicę i spektakl kolorów na niebie.

Wejście na kładkę w pierwszej części jest z metalowej kraty, więc Korbę trzeba było wnieść, bo zwierzęta mają duże opory do chodzenia po takich konstrukcjach. Natomiast w drodze powrotnej Korba przełamuje lęki i nieco pokracznie, ale sama mazeruje za Wojtkiem.

Niedziela miała być pochmurna, ale nieco po świcie udało się obejrzeć kolejną grę kolorów na niebie. Szkoda tylko że nie wstałem kilka minut wcześniej, kiedy słońce podświetlało idące w jego stronę chmury od dołu…

Rankiem wracając do Słowińskiego Parku Narodowego odwiedzamy po drodze ścieżkę przyrodniczą, w której żyje całe mnóstwo ptactwa. Można spróbować odnaleźć tam Trzciniaka, Pokląskwę, czy też Rokitniczkę. Można też dojrzeć drapieżniki, ale te nie czekają, aż się do nich zbliżymy.

 

Wieża widokowa, którą odwiedziliśmy wczoraj wieczorem.

Dalej jedziemy do Rowów, drogą biegnącą od północnej strony jeziora Gardno, kiedyś mocno piaszczysta, a teraz to całkiem przyjemny szuterek.

Po drodze mijamy sporo miejsc do odpoczynku, a przy jednym z większych znajdują się dwa pomosty.

Jeden to punkt obserwacyjny na Jezioro Gardno.

A z drugiego można popatrzyć na wydmę szarą.

W Rowach piasek wdziera się do miejscowości.

Dalej jedziemy ścieżką wzdłuż morza do Poddąbia.

Bardzo malowniczą ścieżką 🙂

Ten odcinek to raj dla posiadaczy rowerów MTB i… fotografów 🙂

Grelus się zakamuflował i obserwuje paralotniarzy.

Czasem nie jest łatwo, ale przecież nikt nie mówił, że będzie 🙂

Idealne miejsce na plener fotograficzny 🙂

Za Poddąbiem jest most na wąwozie, który przekraczamy, po czym udajemy się na południe do kolejnego odcinka nasypu kolejowego.

Stacja Wytowno, piękne miejsce odpoczynku zrobione metodą chałupniczą, bo jak mawiał wójt z Jaworzna, jak się chce, to można 🙂

No i na koniec nasypem jedziemy do Ustki, skąd będziemy wracać do domu. I znowu nam się trafiła fajna trasa, znowu pełna nasypów kolejowych!!!

Komentarze

komentarzy