Miał być wspólny wypad, ale znajomi zaniemogli, Wanda dopiero wracała z delegacji więc nasze święto (moje i Alaski) postanowiliśmy obchodzić tylko we dwoje, w sposób nietypowy bo na kajaku. Ja nie pływałem chyba ze 20 lat, a Alaska jeszcze nie pływała. No ale co tam, przygoda to przygoda 🙂
Alaska po tym jak wypadła z kajaka postanowiła się twardo trzymać jego wnętrza, bo pływać to ona specjalnie nie lubi.
Śluza naprzeciwko Żabnicy, skąd wypłynęliśmy po wypożyczeniu kajaka.
Pogoda była dość wietrzna, ale do południa miało nie padać, więc byliśmy dobrej myśli.
Muszę przyznać, że na jedynce pływałem po raz pierwszy i jest super, choć jest dużo bardziej chybotliwa od dwójki, a jak masz jeszcze pod opieką psa, jest to nie lada wyzwanie, szczególnie dla takiego amatora.
Był moment, że zerwał się konkretny wiatr, zrobiły się spore fale, a nas obróciło do nich bokiem, i tylko spokój nas uratował.
Teraz jest najlepszy czas na pływanie po kanałach ponieważ nie są jeszcze zarośnięte, a latem wiele z nich jest tak pozarastana, że pływanie jest niemożliwe.
Kolejna śluza w pobliży Żabnicy, ta nieco bliżej Gryfina.
Nasza jedyneczka.
Ponieważ mieliśmy jeszcze trochę czasu popłynęliśmy na dalsze zwiedzanie.
No i przede wszystkim trzeba było zjeść kawałek nieurodzinowego sernika. Oczywiście pół na pół. Co prawda nie wiemy kiedy dokładnie urodziła się Alaska, bo wiek znalezionego psa ciężko dokładnie określić, ale w paszporcie ma wbite 22 kwietnia 2016 r.
Pyszności 🙂
Jeszcze znaleźliśmy jedno takie fotogeniczne miejsce.
Alaska każde wyjście na ląd przyjmowała z wielką radością.
Czas wracać i odebrać Wandę z dworca, a poza tym zbierały się nad nami coraz ciemniejsze chmury.
Fajnie było, trzeba będzie to jeszcze kiedyś powtórzyć, tylko przy nieco lepszej pogodzie 🙂
Najnowsze komentarze