No to szybko przyszedł czas na pierwszy wyjazd z Alaską pod namiot.
Aby nie stwarzać niepotrzebnych problemów spanie z psem w namiocie przetestowaliśmy w domu. Chcieliśmy przede wszystkim sprawdzić czy nie będzie się bała wejść do środka i czy nie zniszczy nam materacy. Test zakończył się pozytywnie, więc postanowiliśmy wyruszyć, tym razem sprawdzamy także zachowanie psa w pociągu. Z wejściem nie było żadnego problemu, a gdy już ruszyliśmy położyła się grzecznie na ziemi i poszła spać 🙂 Jedynie kaganiec nie bardzo jej się spodobał, bo zanim doszliśmy do pociągu (jest obowiązkowy w pociągu i na terenach PKP) zdążyła go ze trzy razy ściągnąć.
Wysiedliśmy w Żabowie, a Alaska zwariowała z radości.
Początek to ciężka droga w kierunku Siwkowic.
Alaska jakby nieco znudzona naszym tempem, ale było ciężko, nawet pomimo tego że jechaliśmy na kolcach.
We wsi Sąpólko dołącza się do nas kolejny towarzysz, którego nie jesteśmy w stanie przegonić. Pierwsza myśl jest taka, że jak wrócimy z dwoma psami, to nas z domu wyrzucą 😉 na szczęście w Siwkowicach odpuszcza.
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP.
Na asfalcie, znaczy się czasami asfalt wyłania się spod śniegu, bierzemy Alaskę na smycz. No więc jazda z psem na smyczy w ręku, nie jest najlepszym rozwiązaniem, co prawda nie wywaliłem się, ale wszelkie pociągnięcia na bok były dość ciężkie do opanowania. No i nie można wtedy robić zdjęć. Za to super rozwiązaniem jest amortyzotor pożyczony od Kamili (Zapsieni w Sieci) który mocno ogranicza siłę pociągnięcia.
A tak wygląda kulig na wiosce 🙂
W kierunku Żerzyna kierujemy się po nasypie kolejowym, po którym idzie droga. Ruiny kapliczki w Żerzynie, na bramie wejściowej krzyże, które zobaczymy podczas tego wyjazdu jeszcze raz.
Tymczasem wracamy na szlak nad Regą, który jest różny, raz lepszy, raz gorszy.
Widok z jednego z punktów widokowych na rzekę.
Przed zmrokiem docieramy do Reska, gdzie mieliśmy w planach zjeść pyszny obiadek w Mozaice.
Niestety, do Mozaiki nie wpuszczają z psami. Pomimo że Alaska w restauracjach zachowuje się równie kulturalnie jak my, menedżer jest niewzruszony więc kierujemy się do pizzeri. Tutaj nie ma problemu. Wciągamy pizzę i makaron, przeczekujemy śnieżną nawałnicę i ruszamy w kierunku wcześniej upatrzonego miejsca noclegowego.
Nocujemy w miejscu odpoczynkowym Lubień Dolny II, które jest położone przy samej rzece. Upatrzyliśmy je wcześniej na jednej z wycieczek jako idealne miejsce na nocleg. Z dala od drogi, rzadko kto tu dociera, a już na pewno nie zimą, więc pewni spokoju który nas tam czeka rozbijamy namiot.
Alaska kładzie się na swoim przygotowanym przez nas miejscu, a w środku nocy przenosi się na nasze materace, zajmując miejsce pomiędzy nami, dokładnie identycznie jak podczas próby w domu 🙂 Na próbę bierzemy jednak stary namiot, dużo większy i jak się okazuje także cieplejszy. Temperatura na niewielkim minusie, a u nas cieplutko, tym bardziej jak się śpi z kaloryferem pomiędzy 🙂
Ogólnie mówiąc, nie jest to nic wielkiego, ale trzeba pamiętać o bardzo dobrym odizolowaniu ciała od gleby, bo jednak śnieg, to nie jest tylko zimna, czy zmarznięta gleba i ciągnie od niego dużo mocniej. Przekonałem się o tym z samego rana podczas robienia śniadania w przedsionku, gdzie niby siedziałem na folii którą zawsze podkładamy pod namiot, a po chwili części ciała przylegające do gleby były zmarznięte na kość.
Planowanie trasy z psem jest nieco bardziej skomplikowane. Nie chcemy robić więcej niż 20 km, i jechać nie dłużej niż 4 godziny, więc mamy czas aby się dobrze wyspać, bo pociąg dopiero o 14:19 z Worowa.
Alaska grzecznie czeka aż się zwiniemy i ruszymy w drogę.
Droga w kierunku Łagiewników była dość dobra.
Krótka przerwa na uzupełnienie płynów i kilka zdjęć.
Dziewczyny wspólnie pozowały.
Ponieważ czas mamy dość dobry skręcamy do Łagiewników, ruin pałacu nie odnajdujemy, ale za to trafiamy do pozostałości po kościele.
No proszę, niemal identyczna brama jak wczoraj.
Przy kościele mieści się stary cmentarz.
Stara Gorzelnia.
Przekraczamy Regę i kierujemy się w kierunku wsi Poradz.
Nie ma z nami Grelusa, więc Wanda wspomaga się opinią Alaski.
Ponieważ Ptakowa przyczepka nam nie pasowała, zakupiliśmy jednokołową przyczepke bagażową, takiego „taniego chińczyka” na kształt Boba. Alaska nie ma problemu aby do niej wejść i nawet usiąść, ale o jeżdzie póki co nie ma mowy. Przyczepka na tych wszystkic dziurach mocno hałasuje, więc postanowiliśmy jedynie sprawdzić jak prowadzi się w terenie, oraz nieco przyzwyczajaś do niej psa.
No dobra, my tu gadu gadu, dodatkowe zwiedzanie a tymczasem zrobiło się dość późno, a droga z każdym km coraz gorsza. Choć przeprawę przez bród po ułożonych płytach betonowych należy potraktować jako atrakcję, to jednak zaczynamy mocno walczyć z czasem 🙂
Mijamy Wiatrak i szukamy najlepszej drogi do Prusinowa. Niestety wybieramy jedną z gorszych opcji, więc czeka nas pchanie rowerów po nieprzejeżdżonej przez samochody ścieżce, potem zjazd w dół, potem znowu w grząskim śniegu, a gdy dociaramy do Prusinowa okazuje się że do dworca mamy 1,3 km i cztery minuty do pociągu.
Mocno zmęczeni postanawiamy jednak walczyć. Gdy dojeżdżamy do dworca, przejazd jest już zamkniety i słychac wjeżdżający, spóźniony o dwie minuty pociąg. Udaje mi się z psem przywiązanym do rury podsiodłowej w ekspresowym tempie dostać się na peron pokonując z rowerem z bagażami, psem i przyczepką po drodze schody, zagadać konduktora gdzie mamy wsiaść no i dać tym samym szansę Wandzie, która była jakieś sto metrów za nami. Uff, udało się. Różne mieliśmy akcje goniąc na pociąg, ale ta chyba przebiła je wszystkie.
Nikt nie pytał o kaganiec więc tym razem postanowiliśmy się nieco bardziej wyluzować 🙂 Może przez weekend zrobiliśmy tylko około 40 km, bo dopóki nie nauczymy Alaski jeździć w przyczepce charakter naszych wycieczek mocno ulegnie zmianie, to jednak były to świetnie spędzone dwa dni z naszym czworonogim przyjacielem. Nam się podoba, jej chyba także 🙂
Najnowsze komentarze