Cedyński Park Krajobrazowy w jesiennej odsłonie

Piątkowy wieczór i pól nocy w pracy, a w sobotę na przekór zmęczeniu jedziemy na wycieczkę. Rano wsiadamy w pociąg do Chojny, by w jej okolicach poszukać Zbyszka i Wojtka.

Oprócz nich znajdujemy także Kanie 🙂 w zasadzie plan obiadowy był z góry ustalony: makaron z grzybami.

Stoki, pośrodku parku znajduje się obelisk, a nieco dalej wieża widokowa.

Jest też zabytkowy dwór. Obok niego jest gospodarstwo użytkujące park, ale nie bardzo chcieli nas wpuścić abyśmy mogli go obejrzeć. W zasadzie to nie byli zbyt uprzejmi, a to dziwne skoro prowadzą tam interes, a przecież moglibyśmy być potencjalnymi klientami.

Tego dnia wzięliśmy na tapetę czerwony szlak pieszy.

Mieliśmy nazbierać grzybów na obiad, ale zamiast chodzić po lesie wystarczyło że ograniczyliśmy się tylko do tych które było widać z roweru. Opieńki.

Dwa piękne prawdziwku rosły na środku drogi tak zakamuflowane, że Wanda jednego mało nie rozjechała.

I jeszcze więcej Kani.

Głazy Bliźniaki.

Dalej na skróty przez las do wieży obserwacyjnej Czarny Bocian, choć chłopaki uparcie twierdzili, że widać dwa wyraźne ślady drogi.

Czarny Bocian.

I widok z niego na czerwieniejący się las.

Rezerwat Dąbrowa Krzymowska trochę ucierpiał po przejściu Xawerego.

Ale dużo gorzej było w Dolinie Świergotki. Mnóstwo zwalonych drzew sprawiło, że pokonanie tego odcinka wymagało nie lada finezji i silnej woli.

Choć bywały chwile zwątpienia.

W końcu dotarliśmy do pomnika. Zbyszek nie mógł sobie podarować aby na niego nie wejść.

No bo gdzie herbata będzie smakować tak samo?

A Wanda w międzyczasie ucięła sobie chyba krótką drzemkę 😉

No cóż, dalej także nie było łatwo.

W zasadzie nikt nie mówił, że będzie.

W Lubiechowie Dolnym chyba wybrali papieża albo miejscowego proboszcza 😉

Po uzupełnieniu zapasu wody na nocleg udaliśmy się w pobliże Starej Żwirowni.

Grzybów było tyle, że powstała pikantna zupa z Kani, oraz makaron z sosem z prawdziwków, osobny z Kani i jeszcze jeden mix pozostałości. I wieczór przy ognisku minął nam szybciutko 🙂

Alaska to taki nasz dozór kuchenny, co by nie okazało się, że gdzieś na jajku została skorupka 🙂

Pakujemy graty i ruszamy dalej.

Najpierw jeszcze śmigamy na cypel, aby zerknąć na żwirownię.

A potem wzdłuż Odry jedziemy do Piasku.

Dalej zielonym szlakiem w kierunku Zatoni Dolnej.

Ruiny kościoła w Raduni.

Punkt widokowy w Rezerwacie leśno-stepowym Słoneczne Wzgórza.

Ojojojoj, ktoś tu chyba sobie poszalał… 🙂

A ktoś nie 😉

Rzepak? W październiku? A co 🙂

Koło wodospadu ktoś ma swoją bazę, którą jak widać modernizuje. Pojawił się mostek na strumieniu.

Był także totem.

Czas zmoczyć sandały.

Widok ze wzgórza w pobliżu zjazdu do Zatoni Dolnej.

Alaska i Kozy? No to będzie się działo.

Ale za to koty w Wiejskim Kocurze są nie do ruszenia, no bo skoro nie uciekają to nie ma jak ich gonić. Mało tego, mają na wszytko wyłożone, leniuchy jakich mało. A ten rudy to chyba największy, był tak leniwy że mogliśmy go nawet wsadzić do koszyka dla Alaski.

Ryśka nie było, ale był jak zwykle pyszny obiadek z podwójną porcją ciasta, a potem czas na Dolinę Miłości.

Miało być tak.

A skończyło się tak.

Dolina Miłości również nieco ucierpiała po ostatnich wiaterkach. Przez kilka powalonych drzew trzeba było przenieść rowery.

Diabelski Most.

A potem w kierunku Garnowa.

Jak by ktoś pytał o Alaskę, to ona ma swój świat 😉

Kościół w Garnowie.

Tym razem okiennym witrażom przyglądamy się jeszcze dokładniej, Więc są słoiki, butelki, spodki, popielniczki, buteleczki po perfumach, a nawet wyciskarka do cytryny.

Szybka wizyta w kościele w Nawodnej.

I jak zwykle skrótami jedziemy w kierunku Lisiego Pola.

Po drodze natknęliśmy się na drogę Lotha biegnącą wzdłuż Rurzycy, skąd w oddali można było dostrzec kaplicę templariuszy w Rurce.

Na wizytę w Rurce czasu już nie mieliśmy bo goniliśmy na pociąg (drugi, bo jeden nam już uciekł) i tak się zastanawialiśmy co by było, gdyby teraz Alaska dała dyla w las za zwierzyną… i co?  I nie było jej na szczęście tylko kilka minut 😉

Na dworcu meldujemy się na chwile przed pociągiem i szczęśliwi wracamy do domu. Cedyński Park Krajobrazowy to jak zwykle trasa pełna atrakcji i z potencjałem do obniżenia średniego tempa jazdy 🙂

Komentarze

komentarzy