Na Sylwestra do Lubniewic

Wyjazd sylwestrowy to już tradycja. Jedziemy ze znajomymi, by spotkać jeszcze więcej znajomych i spędzić z nimi w spokojnej atmosferze, z dala od fajerwerków i hucznej imprezy sylwestrową noc.

Zbiórka w piątek wieczorem na zabytkowym moście nad Notecią koło Drezdenka, tym przy którym nocowaliśmy wracając z Boruszyna. Jesteśmy pierwsi, szybko rozstawiamy namiot i zabieramy się za ognisko, aby się ogrzać i rozmrozić zamarznięte Wandy hamulce. Przed północą dociera Frytka ze Zbyszkiem i Lotkiem. Coś tam zapiekamy nad ogniskiem pieczarki z camembertem i idziemy spać, temperatura nad ranem spada do -3 stopni.

Według prognoz to miał być ładny dzień, jak widać słoneczko już niedługo wzejdzie.

Noc była krótka, więc bez problemu rozpalamy ognisko od znajdującego się tam jeszcze żaru. Było bardzo przydatne podczas robienia śniadania.

Jest 🙂

Widok na śluzy.

I na most, na który tym razem z powodu jego oblodzenia nie wchodziliśmy.

Nasz biwak.

Rower już prawie w pełni wyposażony. Razem z sakwami prezentuje się już całkiem dobrze.

No to ruszamy, do Lubniewic czekają nas dwa dni drogi i trochę atrakcji.

Kierunek Drezdenko.

Frytka z nieco wystraszonym od fajerwerków Lotkiem.

Krótkie zwiedzanie Drezdenka.

Rynek obecnie znajduje się w przebudowie.

 

Na wyjeździe z Drezdenka odnajdujemy drogę rowerową idącą po linii kolejowej (tej od naszego mostu).

 

Się Zbyszek zamyślił.

Drogi były różne, ale raczej lepsze niż gorsze, tak dla odmiany.

Nasza ulubiona zabawa w „chodź mnie pociągniesz” 🙂

Wanda jak zwykle trenuje zakładanie kurtki w trakcie jazdy.

Na gorącą czekoladę lądujemy w miejscy odpoczynkowym w Zagajach nad jeziorem Sołecko.

Normalnie jak dzieci 🙂

Jedziemy dalej, niedługo trzeba będzie szukać noclegu.

Zabawa w „chodź mnie pociągniesz” przy użyciu kija 🙂

Szukaliśmy miejsca odpoczynku z wiatką, nawet mieliśmy jedno upatrzone, ale ktoś wiatkę zabrał, a że miało padać to mogłaby się przydać.  W związku z powyższym jedziemy dalej, zaszyć się w lesie. Wieczorem ognisko,  zupa śmietnik i jak zaczyna padać idziemy akurat spać, trzeba odespać poprzednią krótką noc… i następną, bo ta też nie będzie długa.

A od rana miało być pochmurnie z opadami deszczu, a tymczasem wita nas słoneczko 🙂

Alaska bawi się z Lotkiem, a czasem Lotkiem 😉

Jedziemy do Lubniewic.

Oj, ktoś tu chyba dawno nie jeździł przez kałuże.

Jest kałuża, jest zabawa 🙂

No może nie każdy tak do tego podchodził 😉

Będzie nowa droga.

Asfaltem dojeżdżamy do Skwierzyny, gdzie najpierw kierujemy się na stary most kolejowy.

Nasypem ciężko byłoby tu dojechać.

Zbyszek jak widać nie ma lęku wysokości.

A Frytka… też jest inna 😉

Widok na Skwierzynę.

Zbyszek jeszcze dosiada mój rower sprawdzi, czy oby nie ma za wąskich opon.

Skwierzynę szybko mijamy bo pogoda niestety się psuje, a do Lubniewic jeszcze kawałek drogi i kilka miejsc do zaliczenia.

Fort Ludendorff.

Odwiedzamy jeszcze niemiecki most obrotowy na kanale łączącym zakola Obry.

Jesień rozgościła się na dobre. A my po zmroku zajeżdżamy do Lubniewic, gdzie z gorącą zupą czeka na nas reszta ferajny (Natalia, Gaja, Inka, Michalinka, Ptaku i Olek).

Komentarze

komentarzy