Schlaubetal

W piątkowy wieczór zmieniamy region naszych kolejnych wycieczek na Schlaubetal, przez który wiedzie główny szlak oznaczony literka „S”. Chrupka parkujemy na parkingu przy Bremsdorfer Muhle, jeden jest tylko dla osobówek, a drugi bez ograniczeń i z rana idziemy na kolejną wędrówkę w kierunku Mullrose.

Okoliczne szlaki oczywiście bardzo dobrze oznaczone w terenie, co u NIemców jest normalnością, choć nie zawsze się to zgadza z tym co jest na OSM i to akurat także dość często występuje.

Niemal na początku natrafiamy na ciekawe miejsce na grilla, zrobienie posiłku, a może nawet i nocleg dla strudzonego wędrowcy.

Mijamy strumień i zbliżamy się do Grosser Treppelsee, wzdłuż którego będziemy szli dalej.

Po drugiej stronie jeziora jakiś czas temu szalała niezła wichura, ale to zobaczymy z bliska na powrocie, który zaplanowaliśmy drugą stroną jeziora.

Szlaki, głównie wzdłuż jezior idealnie nadają się na jazdę po nich rowerem. Szerokie ścieżki, bez większych przewyższeń i innych utrudnień.

Hmmm, auto w Parku Narodowym? Tak, okazuje się że można wykupić specjalne pozwolenia na wjazd autem do parku, oczywiście poruszać można się nim tylko po drogach, a nie po ścieżkach. Głównie dla wędkarzy, aczkolwiek ludzie tam rozbici na takich nie wyglądali, raczej jacyś ekolodzy albo bushcrafterzy.

Mniejsze jeziora były skute cienką warstwą lodu.

Forsterfriedhof oraz pomnik poległych podczas I WŚ w pobliżu Siehdichum.

No tak, te tereny mają potencjał.

Podobnie jak w Markische Schweiz stałym elementem krajobrazu są bagna.

I piękne jeziora.

Schervenzsee.

Po drugiej stronie camping, przy którym za chwilę będziemy szli, tylko jakiś taki mało niemiecki, niemal każdy domek z innej parafii.

Przed Kupferhammer robimy nawrotkę i jednocześnie mały skrót do płynącej tu Schlaube.

Wracamy głównym szlakiem wzdłuż Schlaube i Langesee.

Forsthaus Siehdichum, położony na jednej z okolicznych górek z fajnym widokiem na Hammersee.

Terenów bagiennych mają tutaj pod dostatkiem.

Chwilę przed zmrokiem wracamy do Chrupka i standardowo, obiadokolacja, książka i spać. Jakie życie podczas podróży staje się proste.

Ostatniego dnia naszego przydługiego weekendu poszliśmy na południe do Kieselwitzer Muhle.

Ale zwiedzanie zaczynamy od tego co mamy pod nosem, czyli Bremsdorfer Muhle.

W tym budynku mieści się Gasthaus.

Tym razem jeziora zamieniamy na rzeczkę Schlaube.

Przy jednym z miejsc do odpoczynku.

Po młynie wielkiego śladu nie było.

W drodze powrotnej trafiamy na pancerne budki dla ptaków, normalnie jakby stawiano je tu w czasie wojny. Choć czasami nie wiadomo czy to nie fotopułapka.

Kleiner Jakobsee, po większym został tylko podmokły teren.

Tym razem wracamy nieco wcześniej, bo jeszcze czeka nas przejazd Chrupkiem do Mirowa, a potem jeszcze powrót do domu.

Jugendherberge Bermsdorfer Muhle.

To był ciekawy weekend, podczas którego poznaliśmy wiele nowych miejsc, spędziliśmy kolejne godziny w lesie, ale przede wszystkim zasmakowaliśmy podróżowania kamperem.

Czy się spodobało? Raczej tak, dużo rzeczy ułatwia, oszczędza czas, pozwala nocować tam gdzie na przykład pod namiotem nie można, tylko nie daje dosłownego poczucia natury podczas noclegów. To nie to samo co spanie pod namiotem w lesie. Więc co by nie było, a pewne plany się pojawiły, na pewno nie porzucimy rowerów i spania na dziko, ale może nieco zintensyfikujemy chodzenie na piechotę 🙂

Komentarze

komentarzy