Wycieczka w poszukiwaniu tego co kiedyś było, czyli linii kolei wąskotorowej ze Stargardu w kierunku Ińska.
Na dzień dobry Marianowo, w którym warto odwiedzić dom chleba, bo wypieki mają tam rewelacyjne.
Jest tu także klasztor i kościół dawnego opactwa cysterek z XIII w. Szczególnie kościół jest bardzo ciekawy wewnątrz.
W Marianowie znajduje się także młyn.
Ze starych torów kolejowych na tej linii pozostało już niewiele. Niestety niemal cała linia została rozkradziona po 1990 r,
Nasyp kolejowy, po którym za jakiś czas powinien przebiegać szlak rowerowy.
Za to jeszcze gdzieniegdzie można znaleźć skromne pozostałości w postaci śrub.
Stały element wycieczek, to którędy teraz jedziemy?
No przez pole 🙂
Budynek dworcowy w Kozach. W samej miejscowości nie ma za wiele ciekawych rzeczy, za to jest pub.
Po drodze Wanda postanawia nazbierać Czarnego Bzu, do tego jeszcze zerwaliśmy kilka jabłek, dodaliśmy szklankę cukru i po odpowiedniej obróbce termicznej mamy pyszny dżem do chleba, bardzo dobry na ciepło 🙂
Wanda zaczęła na dobre wdrażać dziką kuchnię 🙂
Rano mgliście i mżyście, więc zaraz po śniadaniu gdy zaczęło padać idziemy na drzemkę odespać nieco noc, podczas której jelenie dawały nam się we znaki. Słyszeliśmy je z każdej strony naszych namiotów.
Deszcz przepędza nawet wędkarza.
Gdy ustaje pakujemy graty i ruszamy na szlak.
Zbyszka nie było, więc po polach dla podtrzymania tradycji śmigał Wojtek.
Miejsce stacji w Białej Ińskiej, gdzie pozostało jeszcze około 400 metrów torów.
Jedziemy dalej w kierunku Linówka.
W Linówku odkrywamy stary park pałacowy, co prawda w nie najlepszym stanie, podobnie jak i pomost na jeziorze.
Po południu docieramy do Ińska, gdzie w Złotej Rybce czekamy na przyjazd Oli i Kuby oraz Pepi, która po krótkiej zabawie z Alaską gdy zaczęła być już nadgorliwa, została szybko ustawiona do pionu.
Za to kulinarnie zaczyna być jeszcze lepiej. Znowu robimy dżem z Czarnego Bzu, ale tym razem jemy go z plackami. No bo czas przy ognisku trzeba jakoś zagospodarować 🙂
Ola i Pepi.
Skoro Wanda rusza na szlak z torebką przy kierownicy, to znaczy że będziemy szukać grzybów.
Miejsce odpoczynku nad J. Okunie. Dobre miejsce na biwak pod namiotami, jest miejsce do siedzenia pod dachem, latryny i prąd.
Tylko zaskakują nas te dwa tygrysy. Ale o co chodzi?
Przy okazji Alaska testuje plastikową skrzynkę z Biedronki, w której jeździ Pepi.
Z cyklu mój kraj, jaki on piękny 🙂
Droga z Okola do Grabnicy, to bardzo uroczy kawałek trasy.
Choć nie najłatwiejszy.
Dalej docieramy do Dolic. Miejscowość jest bardzo klimatyczna. Kilka ładnych poniemieckich domów i prawosławna cerkiew z 1896 r., niestety już nieużytkowana.
Kuba w oczekiwaniu na grzybiarzy uprawia przedkościelny meneling.
Żeby nie było, to i ja mam jedno zdjęcie z wycieczki.
Jedziemy w kierunku Dobrzan, ale jak zwykle najkrócej jak się da, co nie znaczy najszybciej.
Oooo, tędy powinniśmy przejechać… chyba 😉
Bo jak nie my, to kto?
Jeszcze tylko krótki spacerek po lesie i znów jesteśmy na drodze.
W Dobrzanach koło Baru stoi stary rower z rodowodem z Indii, z kompletnym oryginalnym wyposażeniem. Nic tylko napompować koła i jechać.
W barze głównie serwują pizzę, ale smaczną, godną polecenia, podobnie jak i ciasto, będziemy tu przy okazji zaglądać. Żebraling na psa urok 🙂
Pepi i jej koszyczek.
Z Dobrzan ruszamy do Szadzka zobaczyć ruiny zamku. O tam są.
Niewiele się ostało, za to można się przejść wokoło po wale obronnym.
W Szadzku można jeszcze zza płotu zobaczyć ruiny kościoła.
Kierując się do pociągu odwiedzamy jeszcze Odargowo, gdzie trwa remont wieży zabytkowego kościoła pw. Przemienienia Pańskiego.
W drodze do Tarnowa Pomorskiego natrafiamy jeszcze na ciekawą rzecz na Pęzince. Koryto rzeki i kanał młyński, a pomiędzy nimi droga na grobli. tylko ruiny młyna ciężko namierzyć, ale może zimą jak nie będzie krzaków.
Jeszcze tylko piękny obrazek z tej ciepłej niedzieli.
I meldujemy się na dworcu w Tarnowie Pomorskim, gdzie dwa małe kotki broniąc swojego terytorium dzielnie stawiają opór Alasce.
Najnowsze komentarze