Są miejsca w którę chętnie wracamy, a jednym z nich jest Wiejski Kocur w Zatoni Dolnej, zawsze miło odwiedzić tam Ryśka 🙂 a że po drodze można powłóczyć się po CPK, to pomysł na wycieczkę zdaje się być idealny 🙂
Mapka najciekawszych miejsc:
ładowanie mapy - proszę czekać...
Coraz częściej w pociągu z rowerami nie jedziemy sami…
z dworca ruszamy polną drogą do Godkowa…
okazuje się że tego dnia z okazji święta jest okazja do zwiedzenia okolicznych kościołów… zaczynamy więc od Godkowa…
następny odwiedzamy w Mirowie, z zewnątrz od strony ulicy nie wygląda zachęcająco, ale za to w środku jest bardzo ładny, szczególnie duże wrażenie robią malunki na suficie…
niby zwykłe gospodarstwo, ale gospodyni jest niezwykła…
my tymczasem już na początku obieramy skróty i podążamy polami w kierunku nasypu kolejowego, aby nim udac się w kierunku Przyjezierza…
jakość naszej nawierzchni zmienia się jak w kalejdoskopie…
nasypem na tym odcinku jechać niestety nie da rady, skutecznie przepędzają nas z niego także komary…
chodowla danieli w Przyjezierzu…
aczkolwiek nasyp tutaj wygląda kusząco, ale niestety nie mamy aż tyle czasu…
Przyjezierze…
na punkcie widokowym postanawiamy zrobić przerwę kawowo-śniadaniową… tylko najpierw trzeba się na niego wdrapać…
no to dalej w kierunku rezerwatu Bielinek…
Nowe Objezierze…
Orzechów…
i w końcu ten w Czachowie, który bardzo chcieliśmy zobaczyć wewnątrz ze względu na jego mulunki…akurat była msza… akurat na zewnątrz, więc kościół otwarty i do tego pusty… 🙂
ot diabełek…
Lubiechów Górny, ze śladami po działalności templariuszy…
a w tym domku ciągle bez zmian… 😉
w końcu docieramy do Lubiechowa Dolnego i wskakujemy na niebieski szlak, ale nie ten który na niektórych mapach poprowadzony jest po dw 125, tylko prawdziwy przez las, wzdłuż wawozów. Chcieliśmy przejechać tą część której nie zrobiliśmy ostatnio podczas grupowej wycieczki…
i trzeba powiedzieć że nie było łatwo, a nawet miejscami bardzo ciężko, trzeba było szukać nie tylko śladów szlaku na drzewach, ale i jego pozostałości pod nogami..
ale na szczęście nie przez cały czas…
w końcu przyszedł i czas na pokrzywy… oj bolało w krótkich spodenkach…
polana przy drodze do Markocina, dobre miejsce na nocleg dla większej grupy osób… robimy odkleszczanie i jedziemy dalej…
tylko nam śmignęły, a były potężne…
docieramy do Odry i zaczynamy kolejny etap przygody, której celem jest odnalezienie wodospadu, a przy okazji nie zgubienie zielonego szlaku, co okazuje się dość trudne…
po drodze mijamy punkt widokowy…
kawałek za nim skręcamy przez pole w las i po niedługim czasie jesteśmy na miejscu… wodospadu nie widać, ale na szczęście słychać…
no i jesteśmy u Ryśka, który jak zwykle upichcił dla nas coś pysznego bez mięsa 🙂 Wiejski Kocur to taki fajny lokal w którym w zasadzie nie obowiązuje karta, ale jak się wcześniej zadzwoni, to gospodarze zawsze wyczarują jakieś pyszności… a do tego zawsze mają mnóstwo pysznego ciasta 🙂
no to wracamy na pociąg, najpierw asfaltem pod górę, a następnie polną drogą w stronę Krzymowa… potem Stoki, Chojna i do domu 🙂
Najnowsze komentarze