Z Granady przez ostatnie góry w kierunku Malagi.

Opuszczamy Granadę kierując się na południe w kierunku wybrzeża. Na dzień dobry pod wiatr w kierunku gór, a potem trzeba będzie przeciąć to pasmo.

2016-hiszpania-1-z-52

Oczywiście jak tylko pojawiamy się na wysokości około 1000 mnpm wita nas deszcz, do tego mocno wieje, a temperatura na szczycie spada do 6 stopni Celsjusza, a my tu przyjechaliśmy wygrzać tyłki 🙂

2016-hiszpania-2-z-52

Na górze natrafiamy na schron, jest nawet las więc można by zanocować, ale jeszcze sporo czasu do zachodu słońca więc jedziemy dalej.

2016-hiszpania-3-z-52

Niedługo potem zaczyna padać, więc lądujemy na jakimś pustkowiu w barze, bo tutaj wszędzie są bary 🙂 Jemy kolację, na dworze leje więc zastanawiamy się co dalej i dostajemy propozycję rozbicia namiotu w tej kanciapie. Było sucho, więc bierzemy, choć gdyby nie to że jesteśmy ciągle przemarznięci pewnie byśmy pojechali poszukać jakiegoś ustronnego miejsca.

2016-hiszpania-4-z-52

Rankiem ruszamy dalej w drogę.

2016-hiszpania-5-z-52

2016-hiszpania-6-z-52

Po kilkunastu km trafiamy na miejsce z punktem widokowym.

2016-hiszpania-7-z-52

Idealne miejsce na śniadanie. I tylko ten żal, że tu nie nocowaliśmy, grrrr!!!

2016-hiszpania-8-z-52

2016-hiszpania-9-z-52

I do tego jeszcze wychodzi słoneczko 🙂

2016-hiszpania-10-z-52

2016-hiszpania-11-z-52

No to w zasadzie zaczynamy zjazd z około 1400 mnpm do dna, ponad 20 km radości i przepięknych widoków.

2016-hiszpania-12-z-52

2016-hiszpania-14-z-52

2016-hiszpania-15-z-52

2016-hiszpania-16-z-52

Ja idę na kolejny punkt widokowy, a Wanda dostrzega rozmaryn i do razu pakuje do butelki 🙂

2016-hiszpania-17-z-52

2016-hiszpania-18-z-52

Pośrodku zbocza dostrzegamy biały punkt.

2016-hiszpania-19-z-52

Samochód.

2016-hiszpania-20-z-52

A my cały czas w dół.

2016-hiszpania-21-z-52

2016-hiszpania-22-z-52

2016-hiszpania-23-z-52

No, jeszcze trochę zostało.

2016-hiszpania-24-z-52

2016-hiszpania-25-z-52

2016-hiszpania-26-z-52

Morele na wyciągnięcie dłoni.

2016-hiszpania-27-z-52

W końcu docieramy do morza i pierwsze kroki kierujemy na plażę.

2016-hiszpania-28-z-52

Jacyś tacy samotni, ale przecież jest ponad dwadzieścia stopni i świeci słońce.

2016-hiszpania-29-z-52

Tylko wiatr szaleje odstraszając turystów.

2016-hiszpania-30-z-52

No to lecimy do Malagi, miała być nuda brzegiem morza, a tu się okazuje, że niekoniecznie brzegiem i niekoniecznie po płaskim.

2016-hiszpania-31-z-52

Czasem na nasze szczęście są tunele, można sobie skrócić drogę bez konieczności zaliczania kolejnej góry, a także na przykład przeczekać deszcz.

2016-hiszpania-32-z-52

2016-hiszpania-33-z-52

2016-hiszpania-34-z-52

Znowu mamy mały problem z miejscem na nocleg, ale w końcu po kilku km szukania bunkrujemy się na końcu drogi którą już dawno nikt nie jechał.

2016-hiszpania-35-z-52

Następnego dnia po drodze do Malagi zwiedzamy jeszcze jaskinie.

2016-hiszpania-36-z-52

2016-hiszpania-37-z-52

I już wzdłuż morza jedziemy do Malagi, hiszpańskie nadmorskie miasteczka są dużo ładniejsze od tych naszych, panuje tutaj pewien ład, czego brakuje w tych naszych, upstrzonych reklamami i straganami.

2016-hiszpania-38-z-52

Lunch na plaży. Na szczęście zdążyliśmy większość zjeść, a potem przyszedł powiew wiatru i resztki były już w piasku.

2016-hiszpania-39-z-52

Deser 🙂

2016-hiszpania-40-z-52

2016-hiszpania-41-z-52

Bardzo ładne miejsce, ale puszczenie rowerzystów po tej nawierzchni to lekki sadyzm 😉

2016-hiszpania-42-z-52

No i w końcu docieramy do końca, albo początku jak kto woli.

2016-hiszpania-43-z-52

Malaga.

2016-hiszpania-44-z-52

Po drodze do noclegu, tym razem załapaliśmy się u Warmshowersa, zwiedzamy pokrótce miasto.

2016-hiszpania-45-z-52

2016-hiszpania-46-z-52

2016-hiszpania-47-z-52

Kawiarnia z serwisem rowerowym 🙂

2016-hiszpania-48-z-52

2016-hiszpania-49-z-52

2016-hiszpania-50-z-52

Ostatniego dnia robimy jeszcze zakupy, aby przywieźć coś dobrego, tyle ile się jeszcze zmieści w sakwach i jedziemy na lotnisko.

Pakowanie rowerów wyliczone na styk, a potem odprawa, z rowerami musimy podejść do specjalnego miejsca w którym jest skaner, który okazuje się być zbyt mały, Pan po angielsku nie mówi, więc odsyła nas z powrotem, no to mamy stresa. Na szczęście jest drugi skaner, większy do którego prowadzi nas specjalnie Pani z Wizzair, kładziemy rowery, pyk pyk i po sprawie, a tam dwoje Niemców, którzy tak złożyli rowery że nie mieszczą się do tego większego skanera, siodełka są nie złożone i rower nie chce przejść. Nasze już poszły dalej, a oni, jak to Niemcy bez kluczy są w ciemnej dupie, a panowie z odprawy mają na to wyłożone.

Co do pakowania rowerów, to podejrzewamy, że rowery spakowano im na lotnisku. Podchodzi do Ciebie koleś z obsługi, mówi że może pomóc w spakowaniu, prowadzi do miejsca gdzie chce owinąć przezroczystą folią rower i kasuje za to 20 Euro. My grzecznie odmawiamy, tym bardziej, że do rowerów musimy jeszcze sporo dopakować, a Niemcy ze względu na profesjonalizm tego Pana mają problem.

2016-hiszpania-51-z-52

Potem biegniemy w kierunku kolejnych bramek i idealnie zdążamy na samolot 🙂

2016-hiszpania-52-z-52

Podsumowując, spodziewaliśmy się upałów przez dwa tygodnie, a nie deszczu przez tydzień, ale i tak nie zmienia to faktu że było rewelacyjnie i z pewnością jeszcze kiedyś tutaj wrócimy, tym bardziej że Pico de Veleta ciągle na nas czeka 🙂

Komentarze

komentarzy