W końcu pojechaliśmy nie tylko na rowery 😉 wyjazd integracyjny z Quiero Salsa na którym odbywały się warsztaty z Lindy Hopa, czyli idealnie jak dla nas… no więc na rowery w pociąg i meldujemy się w Czaplinku, gdzie cały piątek leje i wieje, że ciężko o wyściubienie nosa z domku… a że w zajęciach tanecznych na sali to nie przeszkadzało, to wieczór do godzin nocnych spędzamy dość intensywnie 🙂
Rano, no prawie rano imprezowicze idą popływać na SUPach, a że Wanda w wodzie czuje się jak… kamień, pozostają nam rowery 😉
ścieżką przy jeziorze docieramy do Czaplinka
skąd ruszamy na małą pętlę wokół jezior Dołgie Wielkie i Żerdno, by przez Stare Drawsko wrócić do Czaplinka… ale zanim zdążymy dobrze ruszyć wpadamy w odwiedziny do Sławogrodu… w końcu jesteśmy tutaj w sezonie i jest otwarty…
w Sławogrodzie mamy to szczęście, że zajmuje się nami przewodnik, który poświęca nam dobre pół godziny oprowadzając po wszystkich atrakcjach i opowiadając między innymi o powstaniu państwa polskiego i templariuszach…
wieża oblężnicza…
a potem czas na zabawę, ja wybieram szczudła…
a Wanda średniowieczne kręgle…
dookoła wszystko pięknie kwitnie…
tymczasem na drodze staje nam byk i wcale nie zamierza z niej zejść, pewnie nie często widzi tam gości…
więc dostaję zadanie aby się z nim zaprzyjaźnić… choć on woli zaprzyjaźnić się z moimi sakwami 🙂
dostaje w zamian trawę, małe drapanie za uchem i jedziemy dalej 🙂
piec garncarski w Sikorach…
obowiązkowy relaks nad jeziorem Komorze po dość słabo przespanej nocy…
jadąc w kierunku Żerdna spotykamy ruiny cmentarza, z których zachowała się tylko informacja, że kiedyś tam był…
Czas na obiad, czyli Sielawka w wersji smażonej i wędzonej, ta wędzona była dużo lepsza 🙂
i na koniec jeszcze jedna atrakcja czyli ruiny Zamku Drahim… wszystko wygląda całkiem ciekawie, można obejrzeć kilka maszyn do torturowania ludzi wraz z ciekawymi opisami ich zastosowania, galerię królów Polski, trochę rzemiosła i plastikowego kościotrupa… szkoda tylko że nikt nie był zainteresowany aby choć trochę o tym wszystkim opowiedzieć, tym bardziej że chyba byliśmy jedynymi gośćmi…
a na koniec dnia nasz wegetariański grill, no dobra nie na koniec, bo jeszcze czekało nas pół nocy tańców 🙂
Następnego ranka pożegnaliśmy się z Quiero Salsa i pojechaliśmy zwiedzać nasze ulubione tereny pomiędzy Czaplinkiem (Złocieńcem) a Połczynem… 🙂
a tereny są urocze, zawsze chętnie tam wracamy by znaleźć jakąś drogę którą jeszcze nie jechaliśmy…
boczne asfalciki na których próżno szukać samochodów, za to jest dużo pięknych alei drzew…
w końcu półmetek czyli Luboradza… jedyne miejsce w okolicy gdzie można zjeść, choć ostatnio bywało lepiej… wybór jakby nieco mały, a przynajmniej dla wegetarian, a i naleśniki z serem i owocami które kiedyś zrobiły na nas świetne wrażenie podano bez sera, zastępując go bitą śmietaną… gdyby chociaż była własnej produkcji… no ale nic, damy im pewnie jeszcze jedną szansę 😉
no to w drogę do Łubowa.. w zasadzie chcieliśmy jechać do Silnowa, ale jak zwykle musieliśmy zweryfikować swój wcześniej zaplanowany tracking…
więc zamiast krzakami na skróty do Silnowa, co dobrze wiemy jak by się pewnie skończyło wybieramy asfalt z dodatkową odrobiną luksusu nad jeziorem Komorze, tym razem dokładnie po przeciwnej jego stronie…
to było dobre połączenie dwóch pasji 🙂
ładowanie mapy - proszę czekać...
Poniżej dla ambitnych galeria wszystkich zdjęć:
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.