najpierw pieszymi szlakami udaliśmy się w okolice Rezerwatu Jeziora Siegniewskie, gdzie chcieliśmy poszukać jakiegoś cichego i uroczego miejsca na nocleg…
CPK – Wojewoda Szczeciński… hohoho, kiedy to było 🙂
dojeżdżamy na miejsce a tam piękna polana, ławeczki, kilka tablic i toaleta (latryna) tuż obok… no dobra, to miejsce wybrało nas samo 🙂 miejsce na ognisko, nawet przygotowane drewno, a my jak zwykle nieprzygotowani z jedzeniem na grilla… to co można robić o 20:00? No nic, rozbić namiot i położyć się spać… i spać i spać i spać odsypiając trudy ciężkiego tygodnia 🙂
rano śniadanko (płatki jaglane z owocami) do tego kawa i w drogę…
w kierunku Gozdowic, gdzie Promem bez Granic dostajemy się do naszych zachodnich sąsiadów…
więc najpierw w kierunku Wriezen, z tym że Wanda przypomina sobie, że nie jest tyko na wycieczce i postanawia tu i ówdzie sprawdzić stan i szerokość niemieckich ddr 🙂
jedzenie w niemieckich restauracjach bywa czasem dość drogie, no chyba że stołujemy się u Chińczyka…
jeszcze krótka runda po mieście, a w nim ciekawie wyglądające ruiny kościoła…
na wyjeździe zahaczamy jeszcze o burgerownię w stylu amerykańskim. Zwabiła nas reklama burgera ze szparagami, który niestety był mięsny. Ale w ofercie znaleźliśmy coś dla siebie – pyszny wegetariański burger w takiej mieścince nieźle nas zaskoczył… zadowolenie chyba widać poniżej 🙂
Dalej podążamy w kierunku Altfriedland, małej miejscowości pośrodku jezior… no i właśnie to co lubimy najbardziej, czyli skróty… pokrzywy dały nam się mocno we znaki 🙂
przed samym Altfriedland znajduje się wieża widokowa do obserwacji ptaków, więc gdy jedni siedząc na górze zastanawiali się czemu teleobiektyw został w domu, drudzy leniuchowali na dole…
Altefriedland, to takie typowe ciche, małe niemieckie miasteczko dla turystów z kilkoma restauracjami, kościołem i plażą… Wanda mówi żebym czasem robił zdjęcia jedzenia jeżeli ciekawie wygląda, to będzie można polecić to miejsce, no więc miejsce jest warte polecenia, tym bardziej, że ciasta i lodów nawet nie zdążyłem sfotografować… 🙂
Eichendorfer Muhle… obok niego jest otwarty dla gości ogród…
No i w końcu docieramy do celu którym było Buckow, wcinamy placki ziemniaczane z musem jabłkowym, dodatkowo obowiązkowa porcja lodów i jedziemy jeszcze zobaczyć pobliskie lasy…
i jest na co popatrzeć, szczególnie ciekawe są tereny wokół rzeczki, strumienia… z mnóstwem drewnianych mostków…
i czasem schodów, no cóż nikt nie mówił że będzie lekko… zresztą cały teren jest mocno pofałdowany, więc późne popołudnie spędzamy raczej jadąc do góry… no i zaliczamy kilka punktów widokowych (Drachenberg, Krugberg)
a niedaleko jednego z nich znajdujemy piękne miejsce na nocleg, ogólnie sporo ich tam było w tej okolicy, więc czemu wybraliśmy to z mnóstwem komarów… może dlatego, żeby mieć wymówkę od wieczornego prysznica 😉
kąpanie przekładamy na rano zaraz po śniadaniu, pakujemy piknik do sakw i postanawiamy się jeszcze nieco pokręcić po okolicy…
co, ja nie stanę?
w Buckow, po jeziorze Schermutzelsee można wybrać się w rejs takim oto statkiem…
a my udajemy się na dworzec, gdzie kursuje zabytkowa kolej, czekając na pociąg odwiedzamy muzeum w którym oprócz różnych ciekawych miniaturek pociągów i mnóstwa kolejowych rzeczy znajdujemy takie oto cudo 🙂
ten zabytek stoi tam jednak tylko na pokaz…
no więc wsiadamy z rowerami do pociągu i jedziemy do Munchebergu, raptem około 5 km, a potem rowerami wracamy znowu do Buckow…
ciekawą miejscowością po drodze jest Waldsieversdorf, gdzie można odwiedzić taką oto wieżę…
a to nasz zabytkowy pociąg 🙂
no więc jak zwykle robi się już trochę późno, a mamy w planie wrócić jeszcze tego dnia pociągiem z Kostrzyna, więc ruszamy w jego kierunku…
po drodze jednak zatrzymuje nas kuszący niemiecki imbisik, a my nie jesteśmy w stanie odmówić tej pokusie…
tym bardziej że… 🙂
jadąc w kierunku Gusow, za Trebnitz zjeżdżamy ze szklaku aby zrobić skróta…
wydawało się, że już po kłopotach, ale…
no właśnie, na własne życzenie (znaczy się moje) jadąc skrótem robimy kolejnego skróta, a to już nie może skończyć się dobrze…
i nie skończyło się, zawracamy i na około dojeżdżamy do Gusow, chcąc zobaczyć znajdujący się tam pałac…
Schloss Gusow
a potem jest już naprawdę późno, więc jak zwykle gonimy na pociąg, tym razem wpadamy na główną drogę i ostatnie dwie dyszki ciśniemy ile sił w nogach i w zasadzie jak zwykle zdążamy 🙂
Poniżej dla ambitnych galeria wszystkich zdjęć:
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.