Wandzie od dawna chodziło po głowie, że zimowa i wiosenna wycieczka wzdłuż Regi powinna być powtórzona aby zobaczyć jak to wszystko wygląda w nieco bardziej optymistycznych barwach. Do tego chcieliśmy się wyspać, a tereny nie są oblegane przez turystów, pełno tam miejsc odpoczynku na których można biwakować, do tego wzywało nas pyszne jedzonko z wiadomej knajpki…
ładowanie mapy - proszę czekać...
Ponieważ w sobotę wieczorem musieliśmy być w Szczecinie, nie tracąc czasu wsiedliśmy po pracy do pociągu i pojechaliśmy do Łobza, skąd mieliśmy w planie, jak zwykle tylko w planie dotrzeć do Gryfic… no ale co zrobić jak tyle atrakcji po drodze 😉
Pierwsza spotkała nas dwie minuty po tym jak wysiedliśmy z pociągu… dobrze, że nie czekała na nas już na peronie 😉
szybka runda po Łobzie w celu odnalezienia kilku perełek miejscowej architektury…
wizyta na cmentarzu, przed którym są stare niemieckie nagrobki…
i jedziemy do lasu w celu odnalezienia lokalnych atrakcji, kierując się na wzgórze Rolanda…
ostały się już tylko ruiny, fragmenty pomnika…
ale można spotkać przynajmniej kilkanaście pomników podobnych do tego…
tajemnicze schody…
do miejsca które obecnie wygląda tak…
a kiedyś wyglądało zupełnie inaczej, stare dobre czasy…
no nic po chwili zadumy ruszamy trasą Nordic Walking w kierunku Regi, a w zasadzie w kierunku Reska…
no może było dopiero po burzy, co ogólnie nie było najlepszym pomysłem na przedzieranie się przez lasy, ale szlak ten jakiś zapomniany chyba jest…
sporo na nim miejsc do odpoczynku, także takich o których gospodarze również zapomnieli, że są…
a mogliśmy jak ludzie, normalni ludzie, wyjechać z Łobza ta drogą…
no to dalej niebieskim szlakiem rowerowym…
docieramy do pierwszego miejsca odpoczynku, bardzo fajnego zresztą, z dala od drogi, duża polana, miejsce na ognisko, mostek nad Regą… ale było jakby trochę za wcześnie, chociaż zaczęliśmy się zastanawiać, czy oby nie na pewno… 😉
i znowu wracamy do lasu, droga akurat w trakcie modernizacji…
szlak miał skręcić w prawo, nawet była strzałka, aby przejść mostem na drugą stronę rzeki… tylko droga jakby nieco zarosła, a w oddali zobaczyliśmy tylko małą żółtą tabliczkę…
jechać nie jechać, Wanda na ochotnika poszła sprawdzić co to za tabliczka i co tam jest… znaczy się miał być most, ale już go nie było, ale za to była tabliczka z zakazem wstępu na obiekt, znaczy się most, i tak to tabliczka przetrwała dłużej od mostu…
no więc na nocleg trafiamy nad jeziorem Karwowo… przeszukujemy kilka miejscówek wędkarzy, ale ponieważ panuje tam straszny nieład szukamy dalej…
i trafiamy na plażę, miejsce na którym można legalnie biwakować… miejscowy łowi sobie ryby, a my zabieramy się za rozbicie namiotu (ja) i obiadokolację (Wanda) 🙂
do zrobienia kolacji niezbędne było ognisko…
wegetariański grill 🙂
u jednych ranek wyglądał mniej więcej tak 🙂
za to inni musieli robić śniadanie… jak zwykle płatki jaglane z owocami, nuda 😉 ale nie do końca bo od niedawna testujemy z powodzeniem Wandy wynalazek tj. zastąpienie mleka (które wcale takie zdrowe nie jest a do tego trzeba je zdobyć i przewozić , a całego się nie zużyje…) wiórkami kokosowymi… efekty przeszły nasze oczekiwania wystarczą 4 łyżki wiórków żeby zastąpić pół litra mleka
a po śniadaniu świeżo zmielona kawka w towarzystwie nowego odkrycia z Łobza – sezamka premium… piekarnię Drożdżyk odkryliśmy już wcześniej ale te chrupiące (!) sezamki dopiero teraz….
jeszcze chwila relaksu i ruszamy w drogę…
a droga jak to droga, jedna część w remoncie…
a druga już ukończona 🙂
w międzyczasie dysputowaliśmy czy to oby nie jest to miejsce na którym ostatnio odpoczywaliśmy na wycieczce z Grelusami… według mnie nie, według Wandy tak… 😉
kierownica kobiety… podobno to ochrona przed kleszczami 🙂
po drodze, na skrzyżowaniu z drogą do miejscowości Łagiewniki spotykamy pomniki przyrody…
i fajne miejsce na odpoczynek, czy też nocleg przy wczesnośredniowiecznym grodzisku słowiańskim…
w zasadzie miejsc odpoczynkowych (noclegowych) była cała masa, kolejne to Lubień Dolny… nad samą Regą, z dala od drogi, cisza spokój, tylko słońca brak bo to środek lasu… ale za to są komary jak kto lubi…
po drodze mijamy tor motokrosowy…
wjechaliśmy do Reska nieznaną wcześniej trasą… okazuje się, że ścieżka, którą poznaliśmy z Grelusem jest jeszcze dłuższa i obejmuje kolejny wiadukt…. w rezultacie w samym Resku mamy 3 wiadukty kolejowe przerobione tanim sposobem na kładki pieszo-rowerowe… ta nowo odkryta część trasy jest szczególnie fajna – można podziwiać Resko z góry…
w Resku pierwsze kroki kierujemy oczywiście do Mozaiki 🙂
Dorsz w sosiku ze szparagami – rewelacja, no i reszta także bardzo dobra… 🙂
widok z ogródka…
no to jedziemy w kierunku Płot…
koło elektrowni wodnej spotykamy jedynych tego dnia kajakarzy.. co w zasadzie nas dziwi…
kapliczka we wsi…
miejsce w którym jest zniszczony most, jest albo było miejsce do odpoczynku, a drogowskazu na to brak… więc albo wiesz, albo mijasz bokiem…
dzień bez skrótów to dzień stracony…
Taczały, kościół podzielony do połowy z domem Sołtysa 🙂
docieramy do momentu w którym kiedyś zjechaliśmy ze szlaku udając się na pociąg, ale tym razem jedziemy nim dalej…
stary most kolejowy…
po drodze kolejne miejsca odpoczynkowe… jednakże niemal w nich wszystkich ze względu na zalesienie terenu brak jest słońca co nie czyni ich przyjemnymi, a zwłaszcza gdy o gościach dowiedzą się komary…
i kolejna elektrownia wodna na szlaku, która jakby to powiedzieć przecina nam szlak rowerowy…
bez komentarza 🙂 albo z, żeby było śmieszniej nr tel na komórkę nieaktualny 🙂
ale sąsiad powiedział nam żeby dzwonić domofonem, ale też głucho, to podjechaliśmy dołem do domu przy elektrowni, mówimy że taka sprawa że chcielibyśmy przejechać… no dobra to wejdźcie, pójdziecie tam po schodach a potem przejdziecie sobie tam gdzie kajakarze schodzą z wody bo mi się nie chce iść z kluczami do bramy… no dobra, zobaczmy to… schody mega wysokie, chcielibyśmy zobaczyć jak ten gościu targa pod nie rowery z bagażami, ale spoko podjeżdżamy do miejsca gdzie nie ma schodów i jest płasko i jedziemy do miejsca dla kajakarzy…
przejście wyglądało o tak… po prawej teren elektrowni a za płotem przejście… no i trzeba było oczywiście najpierw do niego zejść ze skarpy.. no dobra, nie mieliśmy ochoty na moczenie się, w zasadzie to nie byłoby takie złe, ale na zdejmowanie bagaży to już w ogóle… więc wracam po pana mówiąc że jednak będę musiał go poprosić z kluczami… najpierw słowo na k… ale w końcu się przemógł i przyszedł otworzyć, hurra 🙂
a za płotem miejsce odpoczynkowe z którego korzystają owi kajakarze… syf na maxa, z jednej strony są śmietniki więc mają prawo je tu zostawić, ale skoro widać, że śmieci się nie mieszczą to takim wielkim problemem jest zabranie ze sobą i wyrzucenie gdzieś dalej, nie wiemy bo nie pływamy, ale za porządek odpowiada gmina Płoty i ten stan rzeczy, to już na pewno ich wina…
meldujemy się w Płotach…
a w zasadzie na dworcu, skąd pociągiem wracamy do Szczecina…
Trzeba powiedzieć, że tereny wzdłuż Regi mają potencjał i to nie była ostatnia nasza włóczęga po tych terenach… 🙂
Najnowsze komentarze