Po raz kolejny wracamy do Drawieńskiego PN obierając sobie Zatom i znane nam „Potrawy znad Drawy” za bazę noclegowo żywieniową 🙂 Tym razem był to rodzinny wyjazd z okazji urodzin Inki. Jedna rodzina z psem, druga z psem i dzieckiem, trzecia z dzieckiem i jeszcze Magda na doczepkę 🙂 Co by jednak nie siedzieć w domu, postanowiliśmy spędzić go dość aktywnie, czyli na rowerach. Poza tym trzeba było nieco przewietrzyć nasze psy (Alaskę i Ciapę) które nie za bardzo mogły się ze sobą dogadać. Więc z samego rana o 11:40 wyjeżdząmy z Zatomia i jedziemy w kierunku Sówki.
Po drodze zajeżdżamy jeszcze na punkt biwakowo-odpoczynkowy w miejscu gdzie Korytnica łączy się z Drawą.
Bardzo dobrze przygotowane miejsce pod namiot koło Bogdanki 🙂
Nasze „czarne zło” 🙂
Trzeba było zrozumieć ich przytulanie, niedawno mieli ślub 😉
Gaja z wujkiem Olkiem.
W obecnych czasach, to dość istotna informacja dla turystów 🙂
Zjeżdżamy z asfaltu i dalej kierujemy się szlakiem wdłuż Korytnicy.
Dziewuchy nie odpuszczały sobie nawet na wycieczce.
Kiertownik Ptaku.
W Jażwinach nasz szlak przerodził się w rzadko używany single track i jazda, a nawet pchanie po nim rowerów z przyczepkami nie było mozliwe.
Więc wróciliśmy na asfalt, znaczy się lód.
Szczególny podziw za jazdę należy się Ince i Olkowi, którzy jechałi bez kolców.
Nasza rybna knajpka w Sówce oczywiście była zamknięta, więc idziemy posilić się na pobliski punkt odpoczynkowy.
A to nasza druga małoletnia podróżniczka – Michalinka 😉
Korytnica.
No to robimy nawrotkę po drugiej stronie rzeki i jedziemy w stronę Międzyborza.
Inka dzielnie się trzyma, a ja dzielnie zachęcam ją do pierwszej zimowej gleby, ta jednak mimo wielu fantastycznych okazji pozostaje niewzruszona.
Nasza diablica, zawsze na początku, czasami dodatkowo zalicza pobliskie krzaki.
W Międzyborzu wjeżdżamy na teren Parku Narodowego.
Na głownych drogach lód, ale i w lasach także nie było łatwo.
Tylko Olek prawie nigdy nie dawał za wygraną.
Miejsce do odpoczynku na szlaku, idealne na cichy, samotny nocleg 🙂
Podjazdy nie były łatwe, a Croozery na zakrętach wyczyniały cuda.
Drawa.
Przeprawiamy się przez Drawę i szybciutko do domu na obiadek.
Pani Krystyna dbała o nas bardzo dobrze, obiadki były pyszne i do syta 🙂
A wieczorem jedna z naszych małych modelek postanowiła się do wujka Tomka nieco pouśmiechać 🙂
W niedzielę robimy powtórkę z rozrywki, tylko zmieniamy trasę.
Jedziemy Drogą Solną w kierunku m. Moczele.
Znowu po lodzie.
Ponieważ tego dnia miało być około 19 km Ciapę zostawiamy w domu, bo po wczorajszych 15 już lekko nie domagała.
A oni dzielnie walczyli.
Inka i jej udawana gleba 😛
Ptaku mając największy balast w przyczepce, czasami dość głęboko oddychał podziwiając okoliczności przyrody. Szczególnie gdy zjechaliśmy z Drogi Solnej w kierunku Drawy, aby dalej jechać nad samą rzeką.
Miejsce odpoczynku, skąd kiedyś spławiano drewno.
Chłopaki Croozeraki 😉
Wydrzy Głaz.
Kolejne rodzinne zdjęcia.
No i przede wszystkim trzeba powiedzieć o niezwykłym, genialnym pomyśle Kierownika, który po założeniu sakw na przednie koło odkrył ich magiczną moc w lepszym prowadzeniu się roweru, po dociążeniu przedniego koła 😛
Na moście koło m. Moczele. Trzeba przyznać, że szlaki sa dobrze oznakowane, a oznakowanie odnowione.
Nie tylko Michalinka tego dnia postanowiła pozować do zdjęć.
No proszę, 19 km na rowerze, a tyle radości 😉
Szukając ciągle optymalnego rozwiązania na holowanie psa przy rowerze, przed wycieczką kupiliśmy takie badziewne mocowanie do sztycy za 14 zł (pałąk mocowany do sztycy, a do tego smycz z amortyzatorem) i postanowiliśmy je przetestować, drugiego dnia także na Wandzie.
Samo mocowanie pałąka do sztycy nie wygląda na zbyt wytrzymałe, więc podejrzewamy, że po kilku wycieczkach może się skończyć, ale sam system po lekkiej modyfikacji zdał egzamin. Ponieważ Alaska czasami dość mocno ciągnie rower do przodu, pałąk mimo porządnego przykręcenia do sztycy obracał się i opierał na nodze, a właśnie tego chcieliśmy uniknąć, ocierania się smyczy o nogę. Ale po wykonaniu odciągu do tylnej części bagażnika problem zniknął, a my jechaliśmy w pełni zadowoleni.
Znowu Droga Solna, brukowany odcinek tym razem pokryty lodem, dla jednych lepiej, dla innych nie.
Urodzinowe zadowolenie na twarzy Inki 🙂
Wracamy na kolejny pyszny posiłek. Przychodzi czas pożegnań.
Po miło spędzonym weekendzie w fantastycznym towarzystwie, czas wracać do domu 🙂
Najnowsze komentarze