Prognoza pogody, chyba jak dość często na majówkę nie napawała optymizmem, co nie powstrzymało nas od kilkudniowego wypadu na rowery z noclegami pod namiotem. Wanda z Wojtkiem ruszyli z samego rana, a ja z Violą mieliśmy dojechać do nich popołudniowym pociągiem do Witnicy Chojeńskiej, a potem już na rowerach na umówiony nocleg nad jeziorem.
Po drodze zawitaliśmy do kościoła pw. Chrystusa Króla w Witnicy, w obrębie którego położony jest cmentarz.
A potem trasą turystyczną, czyli nie najkrótszą, przez łąki, pola i las pojechaliśmy do Warnic.
Ruiny pałacu w Warnicach, w zasadzie od jakiegoś czasu bez większych zmian.
Docieramy na umówione miejsce nad jeziorem, gdzie czeka już na nas Wojtek z Wandą. Wieczór spędzamy przy ognisku na pieczeniu różnych pyszności i idziemy odespać ciężki miniony tydzień.
Rano miało padać i padało, więc wstaliśmy tylko na śniadanie i dalej odsypialiśmy, do godziny 13:00!!! Potem pakowanie i w drogę. Pomost nad jeziorem albo nieco się zapadł, albo stan wody w jeziorze mocno się podniósł.
Czasem mieliśmy okazję „posmakować” asfaltu, choć nie wszystkim to pasowało.
Znowu Warnice, tym razem kościół, który akurat był otwarty, bo przechodziła kilkuosobowa pielgrzymka trzeźwości.
Czasem nad jeziorami można spotkać takie oto piękne, jeszcze trzymające się pomosty.
Kościół szachulcowy św. Wojciecha w Dysznie.
W parku Humbolta, który się tu znajduje ostały się już tylko zabytkowe głazy.
Na wjeździe do Dolska natrafiamy na ruiny młyna.
Za to pięknie zachowana jest w Dolsku odrestaurowana Kuźnia Podcieniowa.
Oraz kilka innych poniemieckich budynków.
Pałac w Dolsku przeszedł w prywatne ręce i obecnie trwa jego renowacja.
Nad północnym skraju Jeziora Dolskiego znajdujemy odpowiednie miejsce na nocleg. Rozpalamy ognisko, znaczy się Viola rozpala, rozbijamy namioty, przeczekujemy deszcz i czekamy na Majkę i Maćka, którzy mieli wieczorem do nas dołączyć.
Poranne leniuchowanie.
A Ci jak zwykle się greluszą…
Nawet Alaska była już znudzona 😉
Planowanie dnia.
Majka.
Maciek.
I póki co cała nasza banda.
Pomnik lotników litewskich, którzy rozbili się tutaj po pokonaniu Atlantyku.
Oszczędzając siły Alaski na bieganie po asfalcie, którego i tak było jak na lekarstwo, narażamy się na jej fochy.
Czasami zdarza mi się jechać na przodzie stawki i proszę, jaka miła niespodzianka 🙂
A to stały codzienny widok, co kilka skrzyżowań, gdy Wojtek z Wandą zajmują się dalszym wyznaczaniem trasy.
Kolejne miejsce na nocleg znajdujemy nad jeziorem Parzeńskim, po drugiej stronie Parzeńska. I nawet przyczepka znajduje dodatkowe zastosowanie 🙂
Zjadacze kiełbasy zajęli się kiełbasami.
A wegetarianie upichcili coś swojego 🙂
Widok o poranku mówi że czas wstawać, bo czeka nas ładny dzień 🙂
Alaska jak co rano sprawuje u mięsożerców nadzór nad przygotowaniem posiłku.
A po posiłku robi za zmywarkę 🙂
A Ci jak zwykle ostatni 🙂
Ruszamy, ale po 50 metrach okazuje się że mam kapcia. 15 minut dla loży szyderców na kocyku i jedziemy dalej.
Jedziemy na spotkanie ze Zbyszkiem i Sebą, którzy tego dnia wystartowali z Choszczna.
Spotykamy się przy południowym skraju jeziora Barlineckiego, przy źródełko Boży Dar.
I cała ekipa w komplecie.
Źródełko Boży Dar.
Młyn Papiernia na obrzeżach Barlinka. Piękne miejsce, które mieliśmy okazję zwiedzić oprowadzani przez Krzysztofa, działającego w Stowarzyszeniu na Rzecz Ochrony Dziedzictwa „Młyn Papiernia”, który osobiście zajmował się jego odrestaurowaniem.
Wszystkiego o Młynie, jego historii i obecnie pełnionej roli dowiecie się tutaj: http://mlynpapiernia.org.pl/
Stowarzyszenie „Młyn Papiernia” także pod swoją opieką dwór w Niepołcku, który jeszcze niedawno wyglądał tak. Namówieni jedziemy sprawdzić jak wygląda teraz.
Reakcja koni na Alaskę.
I bum. Seba pogiął dość mocno tylną przerzutkę. Naprawa nie będzie łatwa, zbliża się wieczór więc wracamy do młyna, aby skorzystać z porządnego młotka gospodarzy.
Przy okazji zostajemy na nocleg, wieczór spędzając na ciekawej konwersacji przy ognisku.
A to najmłodsza pociecha gospodarzy – Fela, która się z nami zaprzyjaźniła.
Ruszamy dalej. Alaska chyba znalazła adoratora, który i jej się bardzo spodobał 🙂
Teren był ciężki, więc tylko czekałem na moment w którym Sebastianowi znowu rozsypie się przerzutka.
Długo nie trzeba było czekać. Na szczęście. Bo tym razem rozpadła się na dobre i Zbyszek musiał pojechać po nową do Barlinka.
Natomiast reszta miała dodatkowy piknik.
Stołówka w okopach.
Rower naprawiony, no to teraz już ciśniemy. Po 100 metrach nasz zapał zostaje jednak nieco ostudzony. A Grelus jaki dumny z siebie, no bo w końcu to jego trasa 🙂
W końcu dwór w Niepołcku.
Kolejną atrakcją miał być Rezerwat Skalisty Jar Liberta. No i był, niesamowicie męczącą 🙂
Ale także bardzo ciekawą.
Zegar słoneczny w miejscowości Równo.
Dalej jedziemy do Jagowa. Szczególnie piękny jest kręty odcinek drogi między Laskówkiem a Jagowem.
Pałac w Jagowie.
W środku zarośniętego parku stała też wieża, ale może innym razem, jak nie będzie kleszczy.
Dla każdego znajdzie się kawałek ulubionej drogi.
Pod wieczór znajdujemy miejsce na nocleg w okolicy jeziora Trzebień, tuż przy starym nasypie kolejowym.
Alaska po pięciu dniach rekreacji jest już chyba nieco zmęczona.
Więc zaczynamy od spaceru po nasypie.
Następnie przebijamy się przez pole, czyli dzień jak co dzień 😉
Można mieć jednego dużego psa, albo trzy małe nieustająco szczekające 🙂
Jedziemy do Lubiany, w której zwiedzamy okolice Pałacyku oraz chyba najciekawszą atrakcję, stary parowóz 🙂
Jest parowóz, odnowiony dworzec, a niedługo po nasypie kolejowym będzie tędy szła jedna z wojewódzkich tras rowerowych, nic tylko przyjeżdżać 🙂
Chwila nieuwagi i Viola testuje wytrzymałość Zbyszkowego błotnika.
Kolejny Pałacyk czekał na nas w Nadarzynie.
Kościół pw. Świętej Trójcy.
Kościół w Sądowie.
No i przyszedł czas pożegnań. My ze względu na psa jedziemy na pociąg do Ziemomyśla, a Majka z Maćkiem i Sebą cisną już asfaltami do Stargardu.
Mając jeszcze zapas czasu jedziemy na zwiedzaniu ruin kościoła w Ziemomyślu A, gdzie rozstajemy się ze Zbyszkiem, który pojedzie w kierunku Choszczna.
A tymczasem na dworcu w Stargardzie spotykamy Majkę, chłopaki w tym czasie kupowali bilety do Koszalina 🙂
W zasadzie wcześniej tak mocno nie zapuszczaliśmy się w południowe rejony naszego województwa, ze względu na brak połączenia kolejowego, a szkoda bo naprawdę warto. Kiedyś bogate, rolnicze tereny, z mnóstwem pałaców i folwarków dzisiaj popadły nieco w ruinę. Coś czuję, że zrobimy tutaj jeszcze nie jeden rekonesans 🙂
Najnowsze komentarze