Znowu wracamy do Namyślina z opcją noclegu przy rozlewiskach w okolicy Porzecza. To chyba nasza ulubiona miejscówka 🙂
Tym razem pojedziemy nieco dalej od Odry, nieco po przyszłym szlaku rowerowym i tym razem z ekipą ze Szczecina i Koszalina. Jak jest nocleg, to musi być i ognisko dla kiełbasiarzy 🙂
Zbyszek w nocy uprawiał hamaking.
Nieco po świcie obudził mnie szczekający Koziołek, więc poszedłem nieco pofocić.
Alaska jak zawsze zwarta i gotowa do oblizania garnka 🙂
A po śniadaniu był czas na relaks, no bo skoro był z nami Grelus, to wiadome było, że nie ma się co spieszyć.
O nie nie kolego, Ty idź pakuj swój namiot 😛
Alasce pływanie przypadło do gustu 🙂
Z lekkim poślizgiem ruszamy do Namyślina, gdzie byliśmy umówieni z grupą szczecińską.
Poprzedniego wieczora udało nam się załatwić zwiedzanie elektrowni wodnej w Namyślinie.
A przy okazji zaglądamy do otwartego podczas sprzątania przed niedzielną mszą kościoła św. Ludwika.
Dalej jadąc w kierunku Dębna zjeżdżamy do Reczyc, aby zobaczyć kolejną elektrownie wodną na Myśli.
Odwiedzamy przy okazji tajemniczą kładkę.
Kiedyś funkcjonowało tu takie koło.
Alaska postanowiła zaprzyjaźnić się z czarną owcą.
A my zaprzyjaźniamy się ze sklepikiem w miejscowości, i tak wycieczka szlakiem elektrowni zaczyna się przeradzać w wycieczkę szlakiem sklepów z lodami i piwem.
Z Reczyc jedziemy drogą na Gudzisz, by zza płota zobaczyć kolejną elektrownię.
Chłopaki w swoich klubowych strojach.
I jesteśmy już w Chwarszczanach.
Cel nr 1, to miody pitne i inne trunki… ale właściciela nie było i nie dało rady się do niego dodzwonić, więc obeszliśmy się jedynie smakiem.
Remont Kaplicy Templariuszy już na ukończeniu.
A w środku już nawet gotowa do użytkowania.
Kolejna elektrownia razem z pięknym młynem czeka na nas w Dargomyślu.
Chyba czas na krótki popas.
Dalej drogą pożarową nr 14 jedziemy w kierunku Dębna.
Krótkie zwiedzanie, obiad w barze mlecznym (polecamy) i lecimy dalej. No może biorąc pod uwagę nasze tempo, lecimy to jednak trochę za dużo powiedziane.
Impreza przed sklepem w Grzymiradzu.
Nooo, zabawa na całego 😉
Z Grzymiradza zbaczamy z kursu i jedziemy do Smolnicy obejrzeć zabytkowy pałac.
Alaska jak to zwykle bywa dba o cerę zażywając kąpieli błotnych.
Jadąc w kierunku Chełma Dolnego znowu robimy małe kółko, bo taka fajna szutrówka i ciekawe dokąd prowadzi 🙂
Wanda i Janusz.
Beata i Krzysiek.
Wojtek i Jacek.
Zbyszek.
A droga rzeczywiście była bardzo urocza.
W końcu trafiamy do Chełma Dolnego, oglądamy kościół i pobliską kapliczkę. No dobra, kto ogląda, ten ogląda 😉
Stary cmentarz na tyłach kościoła.
Krzysie wraca do domu, akierujemy się do Chełma Górnego mijając po drodze kopalnię. Droga bardzo fajna, ale trochę ciężka na jazdę cargo.
Za to w Chełmie Górnym kiedyś tętnił życiem piękny folwark.
Dalej ciśniemy do Trzcińska Zdrój aby zdążyć przed burzą, co by chłopaki mogli kupić w tamtejszej Biedzie prostopadłościan (wina) na wieczór. Zbliżał się wieczór, pogoda się skiepściła więc pojechaliśmy w kierunku Swobnicy szukać noclegu. Mieliśmy jedno upatrzone miejsce nad jeziorem Grzybno, ale zajęli nam je harcerze przebywający tam na obozie. Lało jak holera więc grupa szczecińska pojechała spać do szkoły w Swobnicy (tam też stacjonowali harcerze) a Wojtek ze Zbyszkiem poszukać noclegu nad kolejnym jeziorem. Pojechaliśmy za nimi, ale teren przy jeziorze był cały zalany, więc co by nie jeździć za nimi po krzakach wróciliśmy się do Swobnicy, by spędzić z chłopakami wieczór na pogaduchach, a noc na wsłuchiwaniu się w ich kosmiczne chrapanie. A tymczasem rano okazało się, że za szkołą jest takie oto miejsce… grrrr. Tak przy okazji osobom jadącym pod namiot z Jackiem i Januszem odradzam rozbijanie namiotu w ich pobliżu 🙂
Rano śniadanie przed zamkiem w Swobnicy.
Potem zwiedzanie wieży i samego zamku.
Na murach wyryte są różne napisy z których można dowiedzieć się kto kogo kocha, albo kto był tutaj ponad 100 lat temu.
W niedzielę miało lać, ale okazało się że usieliśmy jedynie przeczekać pod dachem dwie chmury.
Młyn w Trzaskach.
Ooo, duplikat Alaski 🙂
Uwaga bo na moście jest… ślisko 😉
Tabliczka w drzewie po drodze do Borzymia trzyma się świetnie.
Stały element każdej wycieczki, tak samo przewidywalny jak kąpiel Alaski w kałuży.
Odcinek przez las drogą szutrową z Małego Borzymia do Borzymia jest bardzo malowniczy.
W Borzymiu posilamy się na placu zabaw i robimy skróta przez miejscowość Młyn.
Odnajdując tym samym kolejne ciekawe miejsce nad Tywą.
A potem jadąc dalej już prawdziwym skrótem przez pola, piachy i błoto (a już tak niewiele brakowało abyśmy wrócili do domu po czystości) trafiamy do Mielenka Gryfińskiego, skąd asfaltem ciśniemy do Gryfina. Ekipa szczecińska jedzie rowerami do Szczecina, a my udajemy się tam pociągiem. Nawet już nie miałem ochoty na kolejne 40 km cargo po dość pagórkowatym terenie.
Takie spotkanie dwóch różnych grup to świetna okazja do wymiany doświadczeń na wszelkie okołorowerowe tematy. Ekipa się poznała, więc może by tak namówić szczecińską na wycieczkę boruszyńską, jeżeli nie mają jeszcze planów na długi sierpniowy weekend.
Najnowsze komentarze