GreenVelo po raz drugi. Tym razem udaliśmy się na północ, a po przeanalizowaniu trasy i dostosowaniu planów do ilości urlopu trasę zaczynamy z Korszy, gdzie docieramy bezpośrednim pociągiem ze Szczecina, co jest dużą zaletą. Tym razem z Alaską i Bullitem, którego skręcaliśmy przy pomocy Wojtka poprzedniej nocy.
Docieramy już po zachodzie słońca, więc tylko kilka zdjęć w miejscowości i jedziemy na upatrzone na mapie miejsce na nocleg.
Gdzieś za lasem na skraju pola 🙂
Najpierw odwiedziliśmy Drogosze, koło których spaliśmy.
Pałac w Drogoszach. W domu obok pytamy się o możliwość wejścia na jego teren, z czym nie było żadnego problemu 🙂
Przydałby mu się gruntowny remont.
A tutaj kiedyś mieściły się stajnie.
Jeszcze jeden rzut oka na pałac i jedziemy dalej.
Chwasty się rozrosły.
Trzeba powiedzieć, że jest tam dość pagórkowato.
Barciany.
Tutaj nic nie ma, mówi nam jeden z miejscowych. Tylko taki tam zamek krzyżacki 🙂
Ratusz w Srokowie
To pierwsza tak długa wycieczka dla Alaski, więc staraliśmy się ją mocno oszczędzać.
A trzeba było jechać bokiem.
Za Leśniewem natrafiamy na zorganizowane przez gminę miejsce do biwakowania ze wszystkimi wygodami. Było jednak zbyt wcześnie aby się tam zatrzymać, więc jedziemy dalej zwiedzać.
Ruiny budowli Kanału Mazurskiego Śluza Leśniewo Dolne, który łączył jezioro Przystań z Rydzówką.
Na parkingu (płatnym dla samochodów) zostawiamy rowery i idziemy na spacer do Śluzy Leśniewo Górne.
Wejście na teren śluzy jest płatne, jakieś 2 złoty chyba, a poza tym za dodatkowa opłatą można ję zwiedzić z nieco innej perspektywy.
Po zjedzeniu obiadu w pobliskiej knajpce wracamy na pole namiotowe, co prawda dalej jest dość wcześnie, ale w końcu jesteśmy na wakacjach. Przynajmniej będzie czas na hamakowanie.
I na wieczorne zdjęcia, gdy księżyc niemal w pełni 🙂
Alaska nie dała nam zbyt długo pospać.
Wanda, wstawaj leniuchu jeden.
To ile my mamy tych rowerowych stolic Polski? Po jednej w każdym województwie?
Widok na jezioro przystań z MORu.
Węgorzewo.
Muzeum Tradycji Kolejowej jest jeszcze zamknięte, więc postanawiamy zrobić rundę po mieście i wrócimy tu na koniec.
Ten pociąg w ścisłym sezonie kursuje na trasie Węgorzewo – Kętrzyn, we wrześniu jeździ jeszcze w weekendy.
Jedziemy powłóczyć się po mieście.
Zamek wewnątrz był niestety w remoncie.
Wracamy do muzeum by zwiedzić jego wnętrza.
Termometr.
Ruszamy dalej w kierunku Gołdapi.
Cały czas pagórkowato i cały czas pola dookoła nas, prawie nie widzimy lasów.
Na tym postoju spotykamy chyba jedynych sakwiarzy, a para miejscowych radzi nam aby dalej jechać wzdłuż drogi wojewódzkiej nr 650 bo na części jest droga rowerowa, a po szlaku kolejki ciężko się jedzie. Niestety nie namówili nas.
Na niektórych MORach sa toalety w postaci Toi-Toi schowane w drewnianej obudowie.
Trasa wcale nie była taka zła, przynajmniej nie dla nas.
Wieczorem rozbijamy namiot gdzieś na skraju łąki.
Czas na drugie śniadanie.
Zrobienie tego pysznego jedzenia nie jest problemem, problemem jest utrzymanie Alaski z dala od niego 🙂
Gołdap. Miało być piękne miasteczko, a jakoś specjalnie nas nie zachwycił.
Żałujemy tylko, że zapomnieliśmy odwiedzić punkt widokowy w starej wieży ciśnień.
Skrótami kierujemy się do Tężni i Groty Solankowej, gdzie znajduje się pijalnia wód mineralnych.
No to pierwszy odcinek po GV mamy za sobą. dalej pojedziemy lekko zbaczając ze szlaku.
Najnowsze komentarze