W Nowy Rok jedziemy większa bandą na krótką wycieczkę wokół jeziora Lubniewsko. Na lekko, bo trasa podobno z większym potencjałem.
Zaczynamy od skrótu przez las w kierunku Rybakówka.
Przed miejscowością czeka na nas zwalony most.
Przejście przez niego raczej byłoby mocno skomplikowane, więc obchodzimy go bokiem.
Dalej jedziemy wzdłuż jeziora.
Trasa jest bardzo pofałdowana i kręta, no i niezwykle malownicza.
No i znowu te kałuże. No ale przecież w Nowy Rok trzeba wejść z impetem, co też czynimy.
Najgorzej na tym wszystkim wyszedł Lotek i Alaska.
Miejsce odpoczynkowe po drugiej stronie jeziora.
Jedziemy dalej wzdłuż Czerwonego Potoku, ale postanawiamy w ramach atrakcji się przez niego przeprawić.
Co wcale nie było takie łatwe.
A Frytce na dodatek pisiont groszy gdzieś wypadło 😉
Kierownik też nie dał rady.
Dopiero na moim rowerze, przy maksymalnym skupieniu wyszedł z tej próby zwycięsko.
Nieco lepiej szło z powrotem.
Ale nie wszystkim, niektórzy dopiero za trzecia próbą pokonali ten potok 🙂
Po drodze spotykamy lisa, chyba nieco chorego bo nawet nie miał siły przed nami uciekać. Alaska poszła sprawdzić czy nic mu nie jest, po czym wróciła do nas. On nie był skory do zabawy, a ona do ataku.
Nawrotkę robimy na nasypie starej linii kolejowej którym przedostajemy się przez Czerwony Potok.
Dalej nieco czarnym szlakiem rowerowym, tylko droga zryta po wycince drogi za bardzo nie przypominała.
Dalej różnymi szlakami udajemy się w kierunku Wąwozu Żubrowskiego.
Znowu nie jest łatwo. Jak dobrze, że jesteśmy bez sakw.
Oj humory w Nowy Rok nam dopisują.
Wąwóz Żubrowski.
Na wycieczkę pobiegły za nami, a w zasadzie za Lotkiem dwa psy gospodarzy. No i było widać że chłopaki nie są z tych biegających, bo słabo trzymali tempo, na szczęście dla Lotka.
To w końcu mamy zimę, czy jeszcze jesień?
Po południu wracamy do agro, wszyscy pakują się do wyjazdu, Ptaki porywają nam Frytkę do Koszalina, a my zostajemy ze Zbyszkiem, z którym następnego dnia będziemy jechali na pociąg.
Rano moją sakiewkę okupuje kotek. Alaska chciała się z nim (nie nim) pobawić, i jak go w końcu do tego przekonała, to uciekł, a jak coś ucieka to trzeba to gonić. I tak historia powtórzyła się ze trzy razy, a to dlatego że u Zbyszka trzeba było zmienić dętkę, bo mu się nieco koło rozsypało (to taka jego tradycja sylwestrowych wyjazdów) i rant przeciął dętkę.
W deszczu ruszamy przez Lubniewice w kierunku Rudnicy, a potem na pociąg do Nowin.
Pałac w Lubniewicach.
Przy pałacu, po drugiej stronie jeziora znajduje się Park Miłości.
Przed Trzcińcami wjeżdżamy na nasyp kolejowy, a którego później skręcimy na następny prowadzący do Rudnicy.
W końcu jakaś zwierzyna.
I nawet padać przestało 🙂
Do Rudnicy droga prowadzi w zasadzie cały czas obok nasypu.
Stary dworzec.
W Rudnicy odbijamy na Kołczyn.
Którego atrakcją są Dęby Kołczyńskie.
Dalej mieliśmy jechać asfaltem do Świerkocina, ale gdy w druga stronę (Gorzowa Wielkopolskiego) zobaczyliśmy równie fajne wały z gruntowa nawierzchnią, to zmieniliśmy plany.
Warta troszkę wylała.
Stacja Pomp Koszęcin.
S3.
No Zbychu, jak było?
Do Gorzowa dojeżdżamy na styk, szybkie pożegnanie ze Zbyszkiem i ciśniemy na pociąg, my na dworzec główny a Zbyszek na wschodni, bo pomiędzy nimi jest remont linii kolejowej.
Bardzo nam się spodobała ta tradycja sylwestrowych wycieczek. Ta bardzo dobry sposób na powitanie Nowego Roku 🙂
Najnowsze komentarze