Z Dąbia do Goleniowa

Dla odmiany odpoczywamy od namiotu i jedziemy tylko w niedzielę na jednodniową wycieczkę na wały wzdłuż j. Dąbskiego, kierunek Lubczyna, a potem do Goleniowa. Znając stan ulicy Jeziornej, jazdy nią nie polecamy, w zasadzie to nie wiem czy to można nazwać ulicą, jedziemy Szybowcową do Kraszewskiego i nią w kierunku Chełszczącej, przebijamy się prowizorycznym mostkiem na druga stronę i jedziemy w kierunku jeziora Małe Dąbie.

Jedynie musimy pokonać błotne skrzyżowanie z ul. Jeziorną, i ciśniemy dalej.

A na wałach od Dąbia już praca wre. Ciężki sprzęt nieco rozjeździł nam wcześniej wyjeżdżone ślady, ale na szczęście środkiem jechało się całkiem dobrze.

Jedynie jak zwykle Alaska nie miała z niczym problemu. No może poza temperaturą, bo ponad 21 stopni w słońcu grzało aż miło 🙂

To będzie dość uroczy odcinek szlaku rowerowego.

Rzut oka na swoją dzielnicę.

Słońce rzeczywiście mocno grzało, skoro wały zaczęły dość intensywnie odparowywać.

No proszę, ktoś tu ma swoją miejscówkę na ognisko, a i nie jeden namiocik by się tutaj zmieścił.

Mała przeszkoda w piaskowej postaci.

A tak wygląda kawałek dalej. Ale po tym wcale nie jechało się lepiej niż po poprzednim, rozjeżdżonym odcinku.

A kawałek dalej było jeszcze trudniej.

Jedni jechali, inni pchali, a Alaska miała ubaw po pachy, albo raczej ubaw po piachy 🙂

Za to Alasce słoneczno dość mocno dawało się we znaki. 21 stopni na plusie przy minus 13w nocy w poprzedni weekend, to dość spora różnica.

A brzeg jeziora zamarznięty i nie mogła zażywać orzeźwiającej kąpieli. Za to daleko od brzegu, wędkarz sobie siedział, przy takiej temperaturze, to chyba nie był najlepszy pomysł.

Kawałek za zjazdem do Załomia jedziemy już po wykonanej części.

Zjazd do Czarnej Łąki. Zniknął płot utrudniający wjazd na wały, za to pojawiły się betonowe przeszkody dla samochodów 🙂 dojazd do Czarnej Łąki przypomina nam ulicę Jeziorną.

Żurawie wracają, znaczy się wiosna idzie!

Jedziemy dalej doLubczyny.

Chłodzenie. Alaska przekonuje się do lodu.

Pomiędzy Czarną Łąką a Lubczyną masa ludzi, głównie na rowerach, ale również na pieszo, oj będzie miała ta trasa duże wzięcie.

Napotkani Niemcy przewozili pieska w takiej przyczepce coś pomiędzy Bobem, a naszą dwukołową. Szczęściarze, bo ich sunia w porównaniu do Alaski nie miała nic przeciwko temu, że jechała z tyłu.

Walka z gorącem, ciąg dalszy.

W Lubczynie przebijamy się przez przystań i jedziemy drogą rowerową do Goleniowa, którą jedzie się całkiem dobrze, choć marzyłoby się większe odsunięcie jej od drogi. No i może  jakby ktoś jeszcze ściągnął tą żółtą barierozę 🙂 W Goleniowie wsiadamy w pociąg i wracamy do domu. To był piękny słoneczny, wiosenno-letni dzień, ale może niech ta zima jeszcze nie odchodzi… Alaska bardzo prosi 🙂

 

Komentarze

komentarzy