Projekt Plaża, czyli z okolic Kołobrzegu do Międzyzdrojów

Na plażę, jedziemy na plażę, jedziemy na piach!!! Zabieramy nasze rowery na szerokich laczkach i jedziemy nad morze. Liczymy na brak plażowiczów, w miarę utwardzony piach, trochę śniegu i mróz.

Z Wojtkiem i Alaską startujemy ze stacji w Karcinie i polnymi drogami jedziemy w kierunku Mrzeżyna na spotkanie ze Zbyszkiem, który plażą jedzie już z Kołobrzegu.

Port w Mrzeżynie.

Zaraz za portem zjeżdżamy na plażę i jedziemy do punktu widokowego w pobliżu jednostki wojskowej. Księżyc w pełni świeci tak mocno, że po chwili wyłączamy oświetlenie. Jest twardo, gdzieniegdzie tylko lekko rzucają nami muldy piachu, no i trzeba uważać na lód, bo tego też jest sporo.

Około północy jesteśmy na miejscu, rozbijamy namioty i z racji dość późnej pory idziemy szybko spać, póki jeszcze jesteśmy rozgrzani, bo termometr na Zbyszka rowerze pokazuje minus 13 stopni.

Swój nowy śpiwór przetestowałem noc wcześniej na balkonie przy minus 12, więc obaw że zmarznę nie miałem żadnych, tym bardziej że do śpiwora ładuje mi się Alaska, dodatkowy grzejniczek. Musze jeszcze tylko popracować nad tym, aby ten grzejnik się tak w nocy nie kręcił 😉

Rano tylko minus 8 stopni, które wraz ze słońcem szybko znikają. No to czas na śniadanie.

Zbyszek masz może wodę? A daj kawałek 🙂

No to ruszamy w trasę, za dnia powinno być dużo łatwiej niż w nocy.

Szybko okazuje się, że 4 calowe faty mogą jechać niemal każdym kawałkiem plaży, a ja na swoim 2,8 cala prawie każdym.

Różnorodność nawierzchni była dość spora. Można było wybierać, przebierać, każdy znalazł coś dla siebie 🙂

No i zupełny brak plażowiczów z parawanami 🙂

Falochrony są pięknie oblodzone.

Czasami nie jest łatwo, ale przecież nie musi być 🙂

Zbyszek zmodyfikował swoją tylną kasetę i ma teraz dziesięć zębatek, przy trzech blatach z przodu. Podjechać może chyba pod każdą górkę.

Grelusa jakby z głodu siły opuszczały.

Kolejny oblodzony falochron na wysokości Trzęsacza, a wygląda jakby go Kormorany załatwiły.

Ruiny kościoła w Trzęsaczu.

W Trzęsaczu mamy filmowe zadanie do wykonania, potem lądem jedziemy na obiad do Pobierowa i przed zachodem słońca wracamy na plażę.

Takie piękne zakończenie dnia.

Nawet woda zimą wygląda zupełnie inaczej.

Plażą pojechaliśmy do Dziwnowa, by zrobić ostatnie zakupy i za miejscowością poszukać noclegu. Znaleźliśmy go wraz ze… wchodem księżyca.

Tym razem nie było mowy, że nie będzie ogniska. Wieczorem tylko minus 8 ale za to z wiaterkiem. Na kolację Zbyszek robi cukinię z serem pleśniowym i przyprawami. Mój grzejnik w nocy znowu się wierci.

Ognisko pomaga nam się ogrzać podczas robienia śniadania, a Grelusowi (z powodu braku kąpieli) zabić bakterie.

Alaska także ma swoje obowiązki. Przy okazji zrobiła sobie delikatny makijaż.

Wracamy na plażę.

Przed nami kolejny piękny dzień.

Znowu bez pośpiechu i z mnóstwem czasu w zapasie.

Cały Zbyszek 🙂

Janusze nad Bałtykiem!!!

Jedziemy w kierunku Międzyzdrojów, gdzie przy Wolińskim Parku Narodowym będą czekać na nas wysokie klify.

Odwracać głowę przejeżdżając po lodzie? No cóż na facie jak widać można.

Na facie obciążonym bagażami można nawet dużo więcej 🙂

Wrak zatopionego statku.

Plaża nam się jakby skończyła.

Nie, to nie jest Grenlandia 😉

No to jesteśmy w Międzyzdrojach.

Jazda po plaży zimą to super sprawa. Jak latem omijam morze szerokim łukiem, to zimą chyba zacznę nad nie wracać. Plaże są dość mocno zróżnicowane, nawierzchnia na nich również, czasem trzeba jechać slalomem. No i ludzi jak na lekarstwo. Jedynie przy większych miejscowościach można spotkać zmarzniętych spacerowiczów. Chyba musimy to powtórzyć, ale na nieco dłuższym odcinku.

Komentarze

komentarzy