Złocieniec – Dobino

Szukając pomysłu na wycieczkę postanawiamy przejechać się ze Złocieńca w rejon Wałcza, kończąc trasę w Dobinie.

Wieczorem lądujemy z Wandą i Korbą w Złocieńcu, czekamy na Zbyszka i razem jedziemy nad j. Skąpe na wcześniej ustalone miejsce noclegu, gdzie poczekamy na Grelusów.

Zbyszek wziął toster, więc na kolacje były pyszne grzaneczki z ogniska 🙂

Ta miejscówka nad j. Skąpym jest zacna, niezła nawet na dłuższy pobyt 🙂

Dalej drogą rowerową jedziemy do Cieszyna, skąd odbijamy na Głęboczek sprawdzić czy tamtejszy zabytkowy młyn jeszcze stoi.

Przed Głęboczkiem zajeżdżamy na plażę nad j. Krosino, szybka kąpiel i jedziemy do młyna. Przy jeziorze znajduje się także miejscówka piknikowa dla myśliwych. Na zimę jak znalazł na nocleg 😉

Młyn jak stał, tak stoi. Ale pomost jakby się chylił ku upadkowi.

No cóż, przecież dawno się nie kąpaliśmy 🙂 no ale skwar z nieba był dość spory, więc nie mogliśmy sobie żałować tej przyjemności 🙂

Z Głęboczka droga zawiodła nas do pałacu w Siemczynie, który jak widać pięknieje 🙂

Grelusy poszły na obiad do restauracji, a my ze Zbyszkiem na makaron z pomidorami, pieczonym serem i warzywami do pobliskiego parku pałacowego.

Czas na relaks.

Aleja grabowa.

Dalej do Żelisławia, w poszukiwaniu Zapiecka.

Ciekawe miejsce integrujące miejscową społeczność.

Głaz Tempelburg w okolicach Cichorzecza. Dalej przez Pławno i południowy skraj Lądowiska Czaplinek-Broczyno pojechaliśmy do Trzcińca, jeszcze nie po drodze wpadając do Broczyna.

Pałac w miejscowości Trzciniec.

Miejsce noclegowe nad j. Machliny Małe. Mogliśmy się od razu rozbić ale poganialiśmy jeszcze bezskutecznie godzinę po lesie w poszukiwaniu lepszego miejsca.

Janusze obozowania, jeden na środku drogi a drugi w kleszczowisku 😉

Na dzień dobry czekała nas przeprawa lasami do Jabłonowa.

Świerczyna.

Po drodze spotykamy Pana który ledwie dźwigał całą torbę pomidorów do Górnicy, a że jechaliśmy przez Górnicę, to zapakowaliśmy je do cargo i podwieźliśmy do miejscowości, zostawiając je w umówionym miejscu 🙂

Zagroda Żubrów w Jabłonowie. Nawet można było je pokarmić.

Ale oprócz Żubrów, które już nie raz widzieliśmy można było tam zobaczyć coś jeszcze. Rysie.

Jeden, a w zasadzie jedna nawet przyszła do wodopoju, który był niemal na wyciągnięcie ręki.

Piękna dziewczyna.

Dalej wzdłuż j. Bytyń Wielki do Nakielna.

Tak to bywa, jak się źle zawiąże hamak 😉 Na koniec dnia zrobiliśmy sobie wyścig z czasem i polecieliśmy asfaltami do Dobina na pociąg.

Zbyszek pojechał dalej do Krajenki, a my pociągiem do domu, a Grelusy które nie chciały się ścigać, gdzieś tam się jeszcze grelusili między chodzącymi wokół burzami 🙂

Komentarze

komentarzy