Ze Szczecinka do Złotowa

Tym razem rowerową szwendaninę urządziliśmy sobie gdzieś na pograniczy trzech województw. Start w Szczecinku, Kronospan chyba pracuje przez całą dobę. No ale uciekamy zaraz w las, aby dojechać na nocleg gdzieś nad Gwdą, tylko jeszcze musimy znaleźć resztę ekipy, która już tam powinna być.

Nocleg bardziej nad Czernicą wyszedł, ale w pobliżu Gwdy.

Był sobie kiedyś most.

Nie Korba nie tym razem 😉

Spaliśmy w pobliżu Parku Owadów, ośrodka w którym odbywają się zajęcia dla dzieci podczas wycieczek szkolnych.

Wanda w końcu zadowolona, bona rowerze z całkiem rozsądną szerokością opon 2,4 cala.

Opieńki giganty.

Nasza granda.

Mała Elektrownia Wodna Węgorzewo.

Most nad Szczyrą

Grelusy i ich zadowolenie z wycieczki 😉

Kolejny most nad Szczyrą, w zasadzie to jesteśmy na granicy województwa Pomorskiego i Wielkopolskiego.

Dalej na drodze stanęła nam Debrzynka. Mostu nie było, ale kto by się tym przejmował 🙂

Kilka spacerów w ta i spowrotem a kostki bolały po każdym wyjściu z wody.

Dobra miejscówka na nocleg na północ od Kiełpina. Obok ładna polanka, a na dwóch pobliskich górkach grodziska. Niestety pod kątem noclegu jesteśmy tutaj o dwie godziny za wcześnie.

Tak jakby coś dla nas. Niestety trudność była mocno przereklamowana.

Poniżej odcinek specjalny. Szybko nas znudził, więc poszukaliśmy własnych.

Nocleg znajdujemy pomiędzy Nową Wiśniewką a Dubielnem. Miejsce przygotowane chyba pod wędkarzy.

Tym razem dla odmiany ogień odpalamy w kominku, aby sprawdzić jak można w nim przyrządzać jedzenie. I trzeba powiedzieć, że można 🙂 Wieczorem jeszcze odwiedził nas leczący rany Zbyszek i dzięki temu że przywiózł ziemniaki i jabłka, dotrwaliśmy jak się później okazało do końca wycieczki bez odwiedzenia po drodze jakiegokolwiek sklepu.

Następnego dnia słońce zamieniliśmy na lekki deszcz.

Miejsce odpoczynku nad jeziorem Borówno, będące własnością lasów. Można skorzystać po uprzedniej pisemnej zgodzie 🙂

I jeszcze jedna miejscówka. Z tym że ta jest idealna na imprezę sylwestrową, kto wie, kto wie…

Odbijamy od jeziora i jedziemy zobaczyć Werski Most nad Łobżonką, gdzie kiedyś przebiegała granica Wielkiego Księstwa Warszawskiego oraz II RP.

Oczywiście chodziło o most kolejowy 🙂

Niegdyś kwatera pograniczników.

Jako, że ciągle nie mogliśmy natrafić na sklep, dziwne ale w lesie ciężko je spotkać, to ratujemy się podsmażeniem upieczonych wczoraj ziemniaków od Zbyszka ze znalezionymi po drodze grzybami. Danie było wyśmienite, tylko szkoda, że nie cztery razy większe.

Jeszcze stary poniemiecki cmentarzyk po drodze do Złotowa.

Na ostatnie kilometry znowu wpadamy na nasyp kolejowy.

Grelus miał opory tędy jechać, na szczęście Wanda nie miała.

Miał być piękny tunel. No cóż, pewnie przed remontem mostu był.

Złotów.

Lubimy takie rowerowe ciekawostki.

Hmmm, no ten tego, atmosfera Złotowa chyba nam się mocno udzieliła 🙂

Jest i symbol Złotowa. Zrobiliśmy na koniec małe zwiedzanie miasta po czym zawalonymi ludźmi pociągami udaliśmy się do domu. Ciekawa trasa, w końcu nowe tereny, z racji bliskości do Zbyszkowej Krajenki trzeba będzie się w tej okolicy jeszcze pokręcić.

 

Komentarze

komentarzy