Po śniegu w kierunku Białego Boru

Przed nami ostatnie dwa dni wyprawy. Rankiem w Starym Foluszu cisza i spokój, jak chyba wszędzie tego dnia.

Zbyszek przywraca ręcznikowi jego oryginalny kształt, bo chwilowo wygląda niczym rozłożona mapa.

Aleja Grabowa w Rzeczycy Wielkiej.

Na jednej z tych zamarzniętych kałuż ja miałem swoje 5 minut, ale mniej efektowne niż Zbyszek, bo ani nie zalałem wodą butów, a i do przewróconego roweru za wiele się nie wlało 🙂

Dalej jedziemy cały czas na południe mijając po drodze Baranią Górę.

Po południu zaczyna ospale śnieżyć.

Przeszkoda na drodze? Kilka pociągnięć fiskarsem i po problemie.

W okolicach zmroku zrobiło się już całkiem biało i zaczęło intensywnie padać.

W Chróstowie ,w Agroturystyce Głusza uzupełniamy zapasy wody, przy okazji poznając ciekawą osobę w postaci właściciela i jedziemy na upatrzony przez Grelusa nocleg nad jeziorem Bobięcińskim Wielkim. I pewnie byśmy tam wylądowali, ale po drodze czekało na nas zadaszone miejsce odpoczynkowe, więc decyzja była prosta, zostajemy. Ognisko tym razem rozhulaliśmy na tyle mocno, żeby nie było czuć padającego śniegu.

W nocy jeszcze trochę dosypało i rankiem była już zima na całego.

Jadąc wzdłuż j.Bobięcińskiego staramy się wybierać drogi po których nie jeżdżą auta (ze względu na koleiny) czyli robimy skróty.

Jest i miejscówka na której mieliśmy nocować. Jak Grelus był tu ostatnim razem to była tylko polanka, a teraz zadaszony domek, stół, fotele i  wszystko nad samym jeziorem… jak to mówią najlepsze miejsce na nocleg jest kawałek dalej 🙂

No nic, w takim razie postanowiliśmy sobie ze Zbyszkiem zrekompensować jakoś tą stratę i wskoczyliśmy do wody na noworoczną kąpiel, którą mieliśmy zrobić dnia poprzedniego.

Dalej przez Gostkowo kierowaliśmy się na Dalimierz.

Po drodze skróty, które jak zwykle skrótami nie były.

Korba widząc, jak tachamy te rowery po górkach szukała sobie dodatkowej rozrywki.

Niby skrótami dotarliśmy w końcu do ruin sortowni żwiru znajdującej się koło góry Złocień.

Ta monumentalna budowla przyprószona śniegiem wyglądała bardzo okazale.

No to jeszcze szybki wypad na znajdujący się niedaleko cmentarzyk i możemy jechać dalej.

Tylko nasz cmentarnik gdzieś nam się zawieruszył.

Jadąc w kierunku Białego Boru robimy jeszcze jeden mały skok w bok, w celu zdobycia najwyższej góry w województwie zachodniopomorskim.

Tak więc po założeniu sześciu obozów w końcu docieramy na Górę Krajoznawców, która znajduje się na wysokości 248 metrów npm!!!

Rowery pięknie zbierały lepki śnieg z drogi.

Na koniec szutrówką, a raczej śniegówką jedziemy na wprost do Białego Boru.

Po tygodniu zimowej szwendaczki po okolicznych lasach możemy w końcu wrócić do domu. To był jak do tej pory najdłuższy nasz zimowy wyjazd z noclegami tyko pod namiotem. Były obawy odnośnie prądu, ale okazało się, że jak się nie siedzi na fb i wyłącza telefon gdy nie jest potrzebny, to po tygodniu zostaje jeszcze pół baterii a powerbank jest nie ruszony. Czołówka przy używaniu jej na najsłabszym trybie także starcza na tydzień. A jak się gotuje obiadokolację i herbatę na ognisku, to i zostanie jeszcze mały zapas benzyny w kuchence turystycznej 🙂

Komentarze

komentarzy