Jedziemy do Sępolna Małego na spotkanie ze znajomymi, aby nieco spóźnieni uczcić 40. urodziny Zbyszka, naszego Pana Trytki.
Najpierw pociągiem do Szczecinka, gdzie czekając na przesiadkę „delektujemy” się jakością powietrza w tym małym mieście.
Wysiadamy w Przeradzu i jedziemy kilkaset metrów nad pobliską rzekę Kłudę, aby poszukać noclegu na łące, niedaleko ruin młyna.
Rano zaczynamy od zwiedzania tamy zrobionej przez bobróy oraz pozostałości po młynie.
Szczególnie ciekawie wygląda znajdująca się obok trafostacja.
Pomnik tych, którzy walczyli o wyzwolenie… tych od zawsze polskich ziem.
W Przeradzu napotykamy także tabliczki informujące o znajdujących się tu szlakach rowerowych.
Niemiec wybudował kiedyś dom, a Polak dostawił do niego jakże piękną przybudówkę.
Jedziemy do rezerwatu Bagno Kusowo.
Zostawiamy rowery i idziemy na spacer.
Trzeba powiedzieć, że warto było tu przyjechać. Co prawda niektóre drogi były mocno zalane i nie dało się nimi przejść, ale przynajmniej będziemy mieli po co tutaj wrócić, tym bardziej, że został jeszcze do zobaczenia punkt widokowy nad jeziorem 🙂
Wyjeżdżając z bagien Wanda wpada na konfrontację z dzikami, ale na szczęście nie były nią zainteresowane.
No cóż, to że jest to szlak rowerowy, to nie znaczy, że będzie łatwo. W zasadzie z doświadczenia wiemy, że takie lokalne szlaki są raczej najgorsze. Odcinek wzdłuż j. Wielatowo był ambitny, ale owocował w spotkanie ze stadem Jeleni.
Ale główną atrakcją, w zasadzie całej wycieczki była kałuża.
Dalej jedziemy na północ wzdłuż dk nr 11.
Grelus po drodze wynajduje na swojej starej niemieckiej mapie ruiny cmentarza.
A potem zgłodnieliśmy i zrobiliśmy mały skok w bok na obiad do knajpy „U Sokolnika” którą polecamy ze względu na przytulny wystrój w środku i bardzo dobre jedzenie.
Jezioro Kopiele.
Drogi którymi jedziemy, to jedna wielka loteria, choć takie miejsca mijaliśmy tego dnia dość regularnie.
Tereny dookoła są mocno podmokłe.
Znowu mała przeprawa.
Główna zasada to jedź i nie zatrzymuj się 🙂
Dalej mamy do wyboru jechać przez 1,5 km po dk 11 lub skrótami przez bagna, więc wybór jest oczywisty.
Nad j. Żubrowo dopada nas zachód słońca. Szablówkę mijamy bokiem i ciśniemy resztkami sił do Sępolna Małego.
Wieczorem słodka niespodzianka dla Zbyszka. Wieczór mija na pogaduchach i obżeraniu się „pieczonym” – warzywami upieczonymi na żarze w kociołku. A jak się czasem komuś się przyśnie, to może poczuć jak bardzo ostra jest papryka chili i jak dobrze leczy katar z nosa 🙂
Świtem koło południa wyjeżdżamy od Piotrka kierując się na Górkę Piachu.
Po drodze mijamy taśmociąg do żwirowni i kolejne jelenie.
Jest i nasza górka. Kilka lat tutaj nie byliśmy, ale specjalnie się nie zmieniła.
Ekipa samochodowa czekała na nas już na szczycie.
No to wracamy, każdy na swój sposób.
Korba z jakiegoś powodu strasznie lubi piasek. Więc na plaży i takich górkach czuje się jak w raju, choć wygląda jakby dopiero wyszła z psychiatryka.
Dalej kierujemy się na przesmyk pomiędzy j. Cieszęcino i Łobez.
Mając w zapasie sporo czasu kręcimy się po znajdujących się tutaj ścieżkach, co by nie czekać na pociąg na peronie.
Nad jeziorem jest całkiem okazale wyglądający ośrodek wypoczynkowy „Biały Bór”.
Są także bunkry.
Mijamy Biały Bór i wzdłuż j. Bielsko jedziemy na dworzec. Jeszcze tylko spora piaskowa góra na koniec wycieczki (nikt z nas pod nią nie podjechał) i meldujemy się na dworcu.
Teraz tylko wsiąść do pociągu, potem przesiadka w Szczecinku i do domu.
Najnowsze komentarze