Wycieczka inna niż zwykle, bez namiotu, jednodniowa, ale za to z dwójką przyjaciół Klarą i Danielem oraz ich psem Dżiro. Cel: klif koło Trzebieży, ale żeby nie było zbyt ambitnie ze startem z Trzebieży, no bo przecież od razu widać, że z rowerami nie mają zbyt dużo wspólnego 😉
Co nie znaczy, że należała im się jakakolwiek taryfa ulgowa, więc zaczęliśmy jak zwykle od pokonywania przeszkód.
Pierwszy raz widzę, żeby ktokolwiek przenosił w taki sposób rower przez zwalone drzewo.. totalna amatorka 😉
Ale bawili się chyba nieźle, tym bardziej że ścieżka nad brzegiem zalewu nie należy do najłatwiejszych i nie zawsze jest ścieżką.
Nowy kolega Korby – Dżiro. Na razie podczas swoich zalotów dostał kosza, ale kto wie, może następnym razem pójdzie mu lepiej 🙂
No to odwiedziliśmy klif, strzeliliśmy wspólne zdjęcie i pojechaliśmy dalej w kierunku Trzebieradza.
Raz z górki, raz pod górkę.
Na przejazd przez kałużę nie dali się namówić, ale spokojnie, będziemy nad tym pracować 🙂
Halo tu ziemia, jak mnie słyszycie?
Przy kolejnym zejściu do wody Korba już nie potrafiła sobie odmówić kąpieli.
Rzut oka na pałacyk w Trzebieradzu i wracamy lasami do Trzebieży.
Fajnie było ich znowu zobaczyć, następnym razem zrobimy coś bardziej ambitnego 🙂
Najnowsze komentarze