Na rozlewiskach Doliny Dolnej Odry

Wanda chora, Grelusy chore, Zbyszek dopiero po… więc w ramach walki z nudą pojechałem z Korbą w Dolinę Dolnej Odry, tam gdzie mnie już kilka lat nie było, więc tym bardziej fajnie tam było wrócić.

Oczywiście, że nie pojechałem tam na zwykłą wycieczkę, tylko na zdjęcia 🙂

I nie zawiodłem się, bo czasami nie nadążałem wyciągać aparatu z sakwy, więc po jakimś czasie woziłem go z teleobiektywem zawieszony na szyi.

Na wycieczkę zabrałem także kalosze, bo spodziewałem się, że rozlewiska będą mocno rozlane. No i były, nawet mocniej niż się spodziewałem. Kalosze co prawda tylko nieco pomogły, bo okazało się że były dobre 20 cm za niskie, więc dwa razy trzeba było z nich wylewać wodę, ale chociaż w miarę dobrze trzymały ciepło w mokre stopy.

Dla Korby takie drogi to sama przyjemność, choć czasami miała dylemat, czy skakać czy już zacząć pływać.

Jak na moje oko to chyba Kania Ruda tak pięknie nad nami szybowała.

Kilka razy spotkaliśmy Sarny. Korba najwięcej radości miała z kija podczas odpoczynku.

Przekraczając rozlewiska w poprzek, cztery razy, przeprawialiśmy się przez kilka mostów, a każdy z nich był w stanie bardzo dobrym, ano tak, przecież byliśmy za granicą 😉

Widok na fabryki przy Gatow.

Przed nami kolejna kałuża, tylko te były nieco dłuższe od tych zwykle spotykanych na wycieczkach, czasami ponad 100 metrowe odcinki 🙂

Modelka Korba.

Co jakiś czas do góry wzbijały się ogromne stada Gęgaw.

I jeszcze dwa industrialne widoki, po dwóch stronach granicy.

Sporo też kręciło się Czapli, zarówno tej siwej jak i białej, chyba najbardziej płochliwych ptaków na rozlewiskach.

Aczkolwiek dominowały Gęgawy, które można tu liczyć w tysiącach.

Koziołek, niczym uciekająca panna młoda.

A kim był ten Pan? Czyżby to Orlik Grubodzioby?

Drogi prowadzące dookoła rozlewisk było dobrym stanie, znaczy się z płyt lub asfaltu, ale nad powierzchnią wody. Gorzej było podczas przebijania się przez rozlewiska. Gdy jeszcze były płyty, to nie było problemu, ale przy gruntowej nawierzchni często kończyło się podpórką i zalaniem kalosza.

Widuchowa, to znaczy że jesteśmy nad Odrą i czeka nas już ostatnia przeprawa przez rozlewiska.

Skoro były Sarny, to nie mogło zabraknąć i Dzików.

Jeszcze na koniec przeprawa przez kałużę którą chyba najmilej wspomina Tunia, z pewnej zimowej wycieczki 🙂

Jak widać nie wszystkie Żurawie odleciały na zimę.

Na pożegnanie jeszcze zdjęcie Kormorana i wracamy do domu. Te około 30 km po rozlewiskach, to niezła gratka dla miłośników dzikiej natury i fotografii 🙂

Komentarze

komentarzy