Lipsk zaliczony, a więc obieramy kierunek na Poczdam. Najpierw trzeba się wydostać z miasta w kierunku północnym, a potem trzymając się regionalnych szlaków kierujemy się na Delitzsch. Wybieramy drogę prowadzącą wokół kopalnianych jeziorek.
Szczególnie fajne jest Werbeliner See. Wzdłuż niego prowadzi dołem droga szutrowa, a górą asfalt po którym wiedzie szlak rowerowy. Oczywiście wybór jest wiadomy 🙂
Jadąc wzdłuż jeziora natrafiamy na Rokitnika, a Wanda już kombinuje, do czego by go wykorzystać.
Sporo tu miejsc na nocleg, może mało legalnych, ale sporo 😉 no i sporo szlaków wokół i innych atrakcji, ale te zostawiamy sobie na następny raz.
Zamek w Delitzsch.
Po drodze można co jakiś czas napotkać na elementy narzędzi, które wykorzystywano do pracy w kopalniach.
Piękny kościółek w Benndorf.
Za Benndorf znajdują się kolejne jeziorka, a my nad jednym z nich znajdujemy spokojny nocleg.
Rankiem ruszamy na szlak wiodący wokół Grosser Goitzschesee
Punkt widokowy.
Naszym celem jest Bitterfeld, w którym znajduje się nietypowy punkt widokowy.
Na którym można na samą górę wjechać rowerem. W zasadzie to chyba trzeba, bo komu chciałoby się tyle chodzić 🙂
Na górze Wanda spostrzegła, że przy moim rowerze nie ma sakiewki z kuchenką. Hmmm, typujemy że wypadła jak wydostawaliśmy się z miejsca noclegu, bo chyba jej nie przypiąłem, a że miejsce nie było uczęszczane przez ludzi to postanowiliśmy objechać jezioro dookoła, a później od drugiej strony wrócić i jej poszukać.
A odnośnie punktu widokowego, to wygląda on tak 🙂
Muhlbeck i kolejne relikty z kopalni.
W Muhlbeck wieżę widokową postawiono na jeziorze.
Dobry widok na całą okolicę, a po sezonie bez opłaty za wejście.
Objeżdżamy jezioro i przy ostatnim sensownym rozjeździe na Bad Duben zostawiam Wandę z Korbą i hamakiem i jadę na pusto poszukać sakwy z kuchenką. Leżała spokojnie tam gdzie przewidywałem. Ponad 15 km w niecałe 40 minut łącznie z szukaniem sakiewki i przedzieraniem się przez krzaki, to całkiem niezły wynik, jak na takiego krótkodystansowego podróżnika jak ja 🙂 niektórzy nazywają to tempem turystycznym, ale ja jednak pozostanę przy swoim odbieraniu turystyki i cieszenia się nią w dużo wolniejszym tempie fotograficznym 🙂
Do Bad Duben jedziemy wzdłuż rzeki Mulde. Nad rzekami to chyba najłatwiej o piękne miejsce noclegowe.
No i Korba korzysta z niej po całości.
Zamek w Bad Duben w środku w remoncie.
Dalej jedziemy do Pretzsch. Po drodze natrafiamy na remont drogi, podobno nieprzejezdnej, ale skoro asfalt już tylko lekko ciepły i nie klei się do opon, to można jechać, szczególnie że droga tylko dla nas 🙂
Renesansowy Pałac w Pretzsch.
Jutro z amiejscowością będziemy przeprawiać się przez Elbę, a tymczasem wieczorem poszukaliśmy sobie miejsca na nocleg przy jednym z jej rozlewisk. Noclegi na dziko bywają fantastyczne.
Z korbą nawet wstaliśmy na wschód słońca… i na siku 😉
Korba do perfekcji opanowała skakanie na bombę za rzuconym kijkiem.
Kolejny upalny dzień przed nami.
Teraz trzeba się przeprawić przez Elbę i dalej pojedziemy kawałek szlakiem wzdłuż niej.
Zamek w Kloden.
Jedziemy do Lutherstadt Wittenberge, dużo asfaltu, z dala od rzeki, ogólnie nuda, ale za to miasteczko urocze, takie jak kiedyś, gdy w nim byliśmy.
Rynek.
Schlosskirche.
Obieramy kierunek na Bad Belzig szukając mało uczęszczanych szlaków, tudzież dróg szutrowych.
Szczególnie fajne są te z przydrożnymi drzewami owocowymi. Tym razem rządziły śliwki.
Oho, chyba słoneczko już wstało, i nawet rowery stoją na swoim miejscu 🙂
Z braku rzeki nocleg na skraju lasu jest także bardzo dobrym rozwiązaniem.
Upał odbiera nam chęci do dalszej jazdy. Na nasze szczęście głównie jedziemy lasami.
Zamek w Bad Belzig.
Nas jednak najbardziej tego dnia interesował odpoczynek w cieniu od panującego upału.
Pod wieczór ruszyliśmy w kierunku Poczdamu, aby po drodze poszukać noclegu.
Pomnik przy kościele w Baitz. Rzut oka na mapę (rezerwat, poligon) i albo ciśniemy jeszcze ze 25 km, albo nieco wracamy i szukamy noclegu w pobliskim lesie. No to rzut oka na niebo po czym szybciutko zaopatrujemy się w wodę i wracamy, w poszukiwaniu miejsca na nocleg.
Zdążyliśmy idealnie przed nadejściem burzy, która zrobiła nam psikusa i poszła sobie bokiem.
Był za to czas na inne aktywności.
Rankiem ruszamy do Beeliitz.
Miejscowe chatki stojące przy szlakach. czyste i zadbane przez lokalną społeczność.
Szczególnie ciekawie jest pomiędzy Trebitz a Bruck. To nietypowa chatka postawiona przez mieszkańców.
No i sporo rzeźb przy szlaku.
Żyrafa tylko szykuje się aby pobiec za nami.
Beelitz, tym razem nie odpuszczamy i idziemy na zwiedzanie szpitala.
Są dwie opcje, jedna to zwiedzanie platformy widokowej za 10 Euro i druga za drugie tyle zwiedzanie z przewodnikiem pomieszczeń. Ponieważ nie można tego robić z psem wybieramy tylko platformę robiąc to na zmianę.
Leniwi na górę mogą wjechać windą.
Trasa wiedzie wśród koron drzew.
Przy okazji można od góry popatrzeć na kolejne budynki.
Za Beelitz kończy się nasza rowerowa przygoda.
Wsiadamy w pociąg i przez Berlin wracamy do Szczecina. Co jak co, ale na te kopalniane jeziorka to trzeba będzie jeszcze kiedyś wrócić 🙂
Najnowsze komentarze