Nad Iną

Korzystając z dobrej pogody wybraliśmy się na wycieczkę, tym razem padło na okolice Goleniowa i rzekę Inę. Czas sprawdzić jak wygląda Góra Lotnika.

Ruszamy z Goleniowa kierując się na południe wzdłuż Iny po jej prawej stronie, tej bardziej atrakcyjnej pod względem widokowym. TAk na marginesie, to wybraliśmy się razem z Grelusami, ale oni zaczęli od drugiej strony i byliśmy razem, ale tylko korespondencyjnie 🙂 Jadąc w kierunku Zabrodu trzymamy się wyznaczonego tam szlaku rowerowego.

Gdzieś tam za tym słupek jest Ina, której nie widać i droga za nią którą będziemy wracać.

Królewskie Źródło, którego nazwa pochodzi od kamienia ustawionego tam przez Alberta Koniga.

Rozlewiska wyglądają bardzo okazale.

Korba biegnąć za kijem nie traci czasu na zastanawianie się, czy woda jest aby dość ciepła 🙂

Koło Zabrodu wjeżdżamy na ścieżkę edukacyjną.

Leśny kompleks promocyjny, tylko drogi zniszczone po ścince drzewa jakieś takie mało przyjazne, szczególnie dla pieszych turystów.

Na szczęście widoki na rozlewiska Iny nadrabiają wszelkie niedogodności.

Był też czas na krótki odpoczynek na hamaku, zażycie odpowiedniej dawki słońca i kindla.

Przed przekroczeniem rzeki przy Łęsku zajeżdżamy jeszcze do ruin młyna Bącznik.

Przed mostem znajduje się miejsce odpoczynkowe z kręgiem ogniskowym oraz starą wieżą widokową, która już niedługo zostanie zastąpiona nową, taką z której rzeczywiście będzie można podziwiać piękno tych terenów 🙂

Po przeprawie przez rzekę jadąc w kierunku Nadleśnictwa napotykamy na ruiny starego poniemieckiego cmentarza.

A kilkaset metrów dalej znajduje się zagroda pokazowa Konika Polskiego.

W kierunku Goleniowa będziemy jechać zielonym szlakiem.

Jest i Góra Lotnika. W zasadzie nic specjalnego, choć podejście całkiem fajne. Na górze znajduje się dzikie miejsce na ognisko, i po tej wyżynie prowadzą ścieżki, aż dziw, że tędy nie idzie zielony szlak, a chyba jeszcze bardziej jest dziwne to, że żaden pieszy szlak nie idzie drugą stroną Iny.

Kolejna przeprawa przez kałużę, której ominięcie tym razem sprawiło nieco więcej problemów.

Na zielonym szlaku niestety raczej nuda, droga głównie wiedzie przez las, który tylko czasem pokazuje swoje piękno.

No i tylko ze dwa razy styka się z meandrującą Iną.

Hmmm… znajome miejsce, znaczy się że kończymy już nasza pętlę.

I w zasadzie do końca było już niedaleko, więc korzystając jeszcze z dnia zboczyliśmy ze szlaku, szukając przygód przy samej rzece. Na drodze co prawda stanęła nam wycinka, ale nie takimi ścieżkami się chodziło.

Niby tak blisko auta, a jednocześnie tak daleko.

Do mostu przez rzekę jedziemy wzdłuż Iny.

Po drodze mijamy most kolejowy, a w dodatku mamy szczęście do zobaczenia przejeżdżającego przez niego szynobusa.

Nawet podwójne szczęście, bo po nawrotce jedzie kolejny.

Do samego końca trzymamy się brzegów Iny.

Nie ma to jak idealnie zaparkować auto 🙂

Może i krótka wycieczka, bo jakieś 20 km z małym hakiem, aczkolwiek tereny warte do zobaczenia, szczególnie rozlewiska Iny w tym czasie i przy tej pogodzie wyglądały cudownie.

Komentarze

komentarzy