Na warsztaty ze Springerem

„Aparat, rower i stara mapa” czyli warsztaty z Filipem Springerem miały być tematem przewodnim weekendu. I były, razem ze spotkaniem autorskim na moście w Siekierkach i koncertem Michała Zygmunta.
W międzyczasie okazało się że, wybiera się na to wydarzenia całkiem spora grupa naszych przyjaciół.

No ale od początku, start w Godkowie gdzie dotarliśmy pociągiem i ruszamy do Mirowa, na pole namiotowe Marigold do… także naszych przyjaciół 🙂

Tam uczestnicy mieli do wykonania pierwsze zadanie od Filipa.

Następnie powrót przez piachy do drogi rowerowej i tutaj to było ciekawie. Najpierw w ramach poczucia flow ciśniemy w dobrym tempie do przodu, by ostatnie 400 metrów pokonać pieszo na… boso 🙂

Wnioski dla nas są dość proste, cisnąc do przodu nie masz czasu rozglądać się na boki i dojrzeć tego co dookoła nas jest naprawdę piękne.

Idąc na boso twoje odczuwanie szlaku jest jeszcze głębsze, oprócz tego że widzisz co jest dookoła, no może jest to częściowo zaburzone spoglądaniem pod stopy, to jeszcze czujesz co jakiś czas trudy tej wędrówki, szczególnie gdy jesteś mało uważnym obserwatorem swojej drogi 😉

Nie ma się gdzie spieszyć, wycieczka nie musi polegać na zrobieniu przynajmniej 100 km po asfalcie, wycieczka może polegać na spędzeniu całego dnia na łonie natury i dostrzeganiu jej piękna. W zasadzie brzmi znajomo 🙂

Co jakiś czas były postoje i krótkie pogadanki na temat otaczającego nas krajobrazu i zmian w nim zachodzących za sprawą człowieka. Szczególnie ciekawie było na miejscu odpoczynkowym przy stacji Klępicz. Ale jakoś przejeżdżający drogą rowerowa sakwiarze nie mieli czasu się zatrzymać 😉

W końcu dotarliśmy na most w Siekierkach.

Po koncercie i spotkaniu autorskim nie mając żadnych planów pojechaliśmy na nocleg nad Odrę, w miejsce nam dość dobrze znane.

Wycieczka iście przypominała wyjazdy na Festiwal Podróżniczy do Boruszyna, które kiedyś robiliśmy co roku, póki jeszcze odbywał się festiwal.

I wcale nie chodziło o festiwal, tylko o to żeby wspólnie do niego jechać, przeżywając po drodze mnóstwo przygód, tym bardziej że Grelus dbał o to, abyśmy każdego dnia mogli poczuć trudy drogi pchając przed siebie rowery po najbardziej piaszczystych drogach jakie były w okolicy 🙂

Plan na niedzielę był prosty. Wyspać się, pojechać na prom w Gozdowicach, następnie niemieckimi asfaltami wrócić na most, przy okazji zahaczając o lody, piwo i jakiś obiad 🙂

Potem po raz kolejny rozbiliśmy w ramach odpoczynku obóz na moście w Siekierkach, by na koniec wrócić do Godkowa.

Czasem jest tak fajnie że chciałoby się opisywać wszystko po kolei, a czasem mam wrażenie, że to nie ma sensu, bo ciężko to opisać słowami, najważniejsze to być i móc przeżywać 🙂

Komentarze

komentarzy