Opuszczamy Granadę kierując się na południe w kierunku wybrzeża. Na dzień dobry pod wiatr w kierunku gór, a potem trzeba będzie przeciąć to pasmo.
Oczywiście jak tylko pojawiamy się na wysokości około 1000 mnpm wita nas deszcz, do tego mocno wieje, a temperatura na szczycie spada do 6 stopni Celsjusza, a my tu przyjechaliśmy wygrzać tyłki 🙂
Na górze natrafiamy na schron, jest nawet las więc można by zanocować, ale jeszcze sporo czasu do zachodu słońca więc jedziemy dalej.
Niedługo potem zaczyna padać, więc lądujemy na jakimś pustkowiu w barze, bo tutaj wszędzie są bary 🙂 Jemy kolację, na dworze leje więc zastanawiamy się co dalej i dostajemy propozycję rozbicia namiotu w tej kanciapie. Było sucho, więc bierzemy, choć gdyby nie to że jesteśmy ciągle przemarznięci pewnie byśmy pojechali poszukać jakiegoś ustronnego miejsca.
Rankiem ruszamy dalej w drogę.
Po kilkunastu km trafiamy na miejsce z punktem widokowym.
Idealne miejsce na śniadanie. I tylko ten żal, że tu nie nocowaliśmy, grrrr!!!
I do tego jeszcze wychodzi słoneczko 🙂
No to w zasadzie zaczynamy zjazd z około 1400 mnpm do dna, ponad 20 km radości i przepięknych widoków.
Ja idę na kolejny punkt widokowy, a Wanda dostrzega rozmaryn i do razu pakuje do butelki 🙂
Pośrodku zbocza dostrzegamy biały punkt.
Samochód.
A my cały czas w dół.
No, jeszcze trochę zostało.
Morele na wyciągnięcie dłoni.
W końcu docieramy do morza i pierwsze kroki kierujemy na plażę.
Jacyś tacy samotni, ale przecież jest ponad dwadzieścia stopni i świeci słońce.
Tylko wiatr szaleje odstraszając turystów.
No to lecimy do Malagi, miała być nuda brzegiem morza, a tu się okazuje, że niekoniecznie brzegiem i niekoniecznie po płaskim.
Czasem na nasze szczęście są tunele, można sobie skrócić drogę bez konieczności zaliczania kolejnej góry, a także na przykład przeczekać deszcz.
Znowu mamy mały problem z miejscem na nocleg, ale w końcu po kilku km szukania bunkrujemy się na końcu drogi którą już dawno nikt nie jechał.
Następnego dnia po drodze do Malagi zwiedzamy jeszcze jaskinie.
I już wzdłuż morza jedziemy do Malagi, hiszpańskie nadmorskie miasteczka są dużo ładniejsze od tych naszych, panuje tutaj pewien ład, czego brakuje w tych naszych, upstrzonych reklamami i straganami.
Lunch na plaży. Na szczęście zdążyliśmy większość zjeść, a potem przyszedł powiew wiatru i resztki były już w piasku.
Deser 🙂
Bardzo ładne miejsce, ale puszczenie rowerzystów po tej nawierzchni to lekki sadyzm 😉
No i w końcu docieramy do końca, albo początku jak kto woli.
Malaga.
Po drodze do noclegu, tym razem załapaliśmy się u Warmshowersa, zwiedzamy pokrótce miasto.
Kawiarnia z serwisem rowerowym 🙂
Ostatniego dnia robimy jeszcze zakupy, aby przywieźć coś dobrego, tyle ile się jeszcze zmieści w sakwach i jedziemy na lotnisko.
Pakowanie rowerów wyliczone na styk, a potem odprawa, z rowerami musimy podejść do specjalnego miejsca w którym jest skaner, który okazuje się być zbyt mały, Pan po angielsku nie mówi, więc odsyła nas z powrotem, no to mamy stresa. Na szczęście jest drugi skaner, większy do którego prowadzi nas specjalnie Pani z Wizzair, kładziemy rowery, pyk pyk i po sprawie, a tam dwoje Niemców, którzy tak złożyli rowery że nie mieszczą się do tego większego skanera, siodełka są nie złożone i rower nie chce przejść. Nasze już poszły dalej, a oni, jak to Niemcy bez kluczy są w ciemnej dupie, a panowie z odprawy mają na to wyłożone.
Co do pakowania rowerów, to podejrzewamy, że rowery spakowano im na lotnisku. Podchodzi do Ciebie koleś z obsługi, mówi że może pomóc w spakowaniu, prowadzi do miejsca gdzie chce owinąć przezroczystą folią rower i kasuje za to 20 Euro. My grzecznie odmawiamy, tym bardziej, że do rowerów musimy jeszcze sporo dopakować, a Niemcy ze względu na profesjonalizm tego Pana mają problem.
Potem biegniemy w kierunku kolejnych bramek i idealnie zdążamy na samolot 🙂
Podsumowując, spodziewaliśmy się upałów przez dwa tygodnie, a nie deszczu przez tydzień, ale i tak nie zmienia to faktu że było rewelacyjnie i z pewnością jeszcze kiedyś tutaj wrócimy, tym bardziej że Pico de Veleta ciągle na nas czeka 🙂
Najnowsze komentarze