Miały być bunkry, dużo bunkrów, zapomniane cmentarze, zarwane mostki, dużo jezior i jeszcze więcej lasu… i było 🙂
Dojazd wieczorem pociągiem do Wałcza a potem kilkukilometrowy przejazd na nocleg nad jeziorem Łabędzie. Jadąc po lesie w pewnym momencie Wojtek mówi, że mam dziwnie przechyloną przyczepkę, jakbym jechał bez koła, które faktycznie zgubiłem jakieś pół kilometra wcześniej, a że przyczepka lekka, to nawet tego nie poczułem 🙂
Umów się ze Zbyszkiem na pobudkę o 7:00 to wstanie i nie da pospać nawet 5 minut dłużej 😉
Moja modelka szalała od rana po okolicy naszego obozowiska.
Jedni gotowi do wyjazdu przebierają już nogami w miejscu.
A inni jakby nieco w innym świecie 😉
No to ruszamy w kierunku wsi Czapla.
Wojtek prowadzi nas do ruin cmentarza na jednym ze wzgórz.
Kolejny cmentarz rodziny Kruger znajdował się na obrzeżach wsi przy głównej drodze.
Mrozy puściły to piaski coraz bardziej dają się we znaki.
Odpoczynek przy starym nasypie kolejowym.
Ktoś zapomniał ściągnąć prania, albo ciuchy jeszcze suszą się po farbowaniu 😉
Wycieczka tak była zaplanowana, aby jak najmniej km przejechać po asfalcie, co jak zwykle bardzo nam się podobała, a w szczególności Alasce, która wtedy biega do woli 🙂
Jak widać nie tylko Alaska była zadowolona, wujek Wojtek także 🙂
W pobliżu jeziora Kąpsko Długie spotykamy tabliczki zapraszające nas do pobliskiej knajpki na obiad, niektórzy już widzieli na swoich talerzach wątróbkę w winie, ale niestety knajpka była zamknięta.
Przeprawiamy się przez Rurzycę i jedziemy na północ po wschodniej stronie jeziora, by za jakiś czas spotkać się z Piotrkiem, który miał w połowie dnia do nas dojechać.
Po drodze jednak chłopaki wypatrzyli w lesie jakiś pomnik.
A na drodze stanęły nam zwalone drzewa.
Wojtek miał ze sobą piłę Fiskarsa, więc dla odmiany zamiast przenosić rowery postanowiliśmy ja wypróbować.
Droga przejezdna jedziemy dalej.
Ale nie za daleko, bo na kolejnych dwustu metrach leżało ich jeszcze kilkadziesiąt.
Wycofujemy się i pchamy rowery do drogi idącej wzdłuż jeziora, ale na wzniesieniu.
Co prawda z Piotrkiem umówiliśmy się na północnym skraju jeziora, ale dopadł nas głód, a że nasze tempo nie było oszałamiające zrobiliśmy przerwę na obiad, a Piotrek miał dojechać do nas.
Przepis a’la Wanda z mnóstwem papryki 🙂
Ale chłopaki jak to chłopaki, musieli danie nieco poprawić, tym razem czosnkiem i kiełbasą.
Jest i Piotrek, chyba dotarł nieco wygłodniały.
Kolejnym celem naszej wycieczki były pozostałości po starej bazie rakietowej.
No cóż, jak się chłopaków wpuści w bunkry, to potem trzeba jechać już po ciemku.
Nocleg zorganizowaliśmy sobie nad zalewami nadarzyckimi, w bardzo uroczym miejscu.
Śniadanko, nad ranem był przymrozek, ale świecące nad nami słońce dodawało nam motywacji.
Temperaturą (wody) w ogóle nie przejmowała się Alaska 🙂
Wanda starym dobrym zwyczajem opuszczała namiot jako ostatnia, co nie znaczy, że ostatnia była gotowa do drogi, w tej klasyfikacji nie do pobicia jest Grzegorz 😉
Tama nad zalewem nadarzyckim, wykorzystywana przez Niemców do podnoszenia poziomu wody, co miało duże znaczenie obronne.
Nasza przyczepkowa śpiewaczka, jakby nieco na nas obrażona.
Gdy na naszej trasie trafiają się czasem asfaltowe odcinki, psa wsadzamy do przyczepki, aby jednak nieco zmniejszyć ilość przebiegniętych przez nią kilometrów. Co to za frajda dla niej biec po asfalcie, tak samo jak dla nas jazda po nim.
Pogoda niby piękna, jednak dość chłodno, na słońcu się rozgrzejesz, a w cieniu zmarzniesz.
Bucik się zepsuł? Żaden problem, zaraz naprawimy 🙂
Bunkry przy zalewach nadarzyckich od strony poligonu.
Tych dwóch z przodu z reguły oznacza problemy, szczególnie jak Grelus drapie się po głowie 😉
No więc znowu przeprawa przez las w poszukiwaniu ruin mostu.
Kolejny bardzo ciekawy obiekt na naszej trasie to Tama APRS
Widok na lustro wody.
A potem w kierunku Bornego Sulinowa tradycyjnie lasem.
Za to w Bornem wybudowano kilka ładnych km nowych dróg dla rowerów, byliśmy pod wrażeniem.
Przyszedł czas na obiad więc zawitaliśmy w Marinie. W zasadzie mieliśmy w planach obiad w Szczecinku, ale jak zwykle okazało się że tempo mamy marne, więc trzeba będzie skracać.
Postanawiamy się rozdzielić, chłopaki jadą do Szczecinka skąd mają pociąg do Koszalina, a ja z Wandą, Wojtkiem i Alaską do Szczecina będziemy wracać z Silnowa. W Bornem jeszcze znajdujemy czas na zobaczenie ruin Domu Oficera.
Zabierając Alaskę na wycieczkę, zapomnij o chwilach intymności.
Niby już tylko odcinek dookoła jeziora Pile, niby już tylko jedziemy na pociąg, ale dodatkowe atrakcje same na nas czekają 🙂
Jeszcze zwiedzamy ruiny kościoła, które są tak przykryte liśćmi i glebą, że prawie ich już nie widać.
Jeszcze wciągamy pierwsze w tym roku lody nad Jeziorem Pile.
Meldujemy się na stacji w Silnowie.
Na koniec Alaska postanawia jeszcze przeczołgać wujka Wojtka 😉
Nawet elegancko mieścimy się do pociągu 🙂 ale fakt jest taki, że już nie jesteśmy sami, jadą także inni sakwiarze, a więc chyba zaczyna się sezon na rowerowy tłok w pociągach.
Najnowsze komentarze