W długi weekend chcieliśmy pojeździć na rowerach i spotkać się z przyjaciółmi z Koszalina, którzy jak co roku organizowali przejazd na festiwal podróżniczy do Boruszyna… więc postanowiliśmy do nich na chwilkę dołączyć, zaczynając nasza wycieczkę od ulubionych terenów okolic Złocieńca… na początek Gofry i jedziemy w poszukiwaniu obiadu…
widok na jezioro Siecino…
pyszne rybki w Rybakówce…
wytwór miejscowego artysty w Chlebowie…
my tymczasem wracamy nad jezioro Siecino, tyle że dla odmiany z drugiej jego strony i po znalezieniu odpowiedniego miejsca rozbijamy namiot i idziemy odespać ciężki koniec minionego tygodnia…
Wanda rano szaleje…
no to ruszamy przez pofałdowane tereny w kierunku Komorza gdzie mieliśmy spotkać się z ekipą z Koszalina…
dworzec w Chlebowie..
Kamień graniczny, który przez około 300 lat wyznaczał granice pomiędzy Królestwem Polski a Marchią Brandenburgii…
Folwark w Warniłęgu kusi do odwiedzenia go zimową porą, jak kilka innych napotkanych na trasie miejscówek…
w Warniłęgu trafiamy także do kościoła…
którego główna atrakcją jest zdobiona.. klamka 🙂
dalej w kierunku Bolegorzyna do muzeum PGRu…
tam oprócz zwiedzania także urozmaicamy czas miejscowemu dziecku…
no cóż między innymi za takie widoki tak lubimy te okolice, aleje drzew są tam przepiękne…
banda drombo 😉
no to przyszedł czas na obiad, albo lanczyk jak kto woli… prażona dynia jako dodatek do kremu z pieczonych pomidorów wiezionego z domu…
a do tego grzanki z maślakami znalezionymi przy drodze…
i kto powie, że nie można pysznie zjeść na wycieczce 🙂
w końcu niemal w tym samym czasie docieramy na umówione miejsce i dalej jedziemy już w dużo większym gronie…
typowy Seba 😉
stary most kolejowy w pobliżu Liszkowa…
Kierownik Ptaku postanowił zrobić Grelusowego skróta, co znaczy że czekała nas przygoda…
w końcu nikt nie mówił, że będzie lekko…
Wrzosowiska Kłomińskie…
owadka 🙂
takie wycieczki to jak zwykle doskonała okazja do podpatrzenia tego i owego…
pozer Kierownik 😉
kolejny most i Zbychu jak zwykle nie odpuszcza…
a Wandę nosiło na grzyby…
chłopaki chyba wpadli sobie w oko 😉
jakby kto chciał jednak na kajaki, to Szwagier zaprasza… 🙂
na nocleg lądujemy w pobliżu Wałcza nad jeziorem Łabędzkim… wieczorem ognicho, obiadokolacja i lulu…
jak widać nie tylko Wanda jeździ z hamakiem 🙂
a Wandę też już prawie widać 🙂
bo dobry piasek nie jest zły…
śliwki robaczywki i robaczki wpierdalaczki 🙂
nie ma to tamto, fota musi być…
znowu przez to samo pole co dwa lata temu…
obiad w przypałacowym ogrodzie…
mówią że gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, więc za obiad wzięli się chłopy…
Wanda po drodze razem ze Zbyszkiem i resztą ekipy uskuteczniła zbieranie grzybów czego efektem był makaron z sosem grzybowym, który był przepyszny…
chłopaki muszą tylko jeszcze popracować nad wizerunkiem, bo jakby to powiedzieć nie wyglądał 😉
a Wanda zrobiła placki ze zdobycznymi po drodze śliwkami, a te zachęcały i smakowały 🙂
niestety po obiedzie przyszedł czas rozstań, chłopaki pognali do Boruszyna, a my po miło spędzonych chwilach pojechaliśmy do Trzcianki, by wrócić w granice naszego województwa…
dalej do Wołowych Lasów i szukamy odpowiedniego jeziorka…
ja rano zwijałem obozowisko a Wanda zbierała grzyby…
efekt około 15 minut…
no i stało się jasne, że wycieczka rowerowa przerodziła się w grzybobranie… tak więc niemal wszystkie rzeczy załadowaliśmy do moich sakw, a Wandy zapełniliśmy grzybami…
i pojechaliśmy na najbliższa stację 🙂
Taka wycieczka, to wspaniałe połączenie miłego z pożytecznym… no i przede wszystkim fajnie było znowu spotkać ekipę koszalińską 🙂
Najnowsze komentarze