Z Rąbina dookoła Połczyna

Tym razem padło na okolice Połczyna, bo jakiś czas temu Wanda z Wojtkiem odkryli tam ciekawą drogę prowadzącą na górę z której widać miasto. A że miało być też zaćmienie księżyca i noc spadających gwiazd, to górka wydawała się dobrym miejscem na nocleg.

No to jedziemy, tym razem całą bandą, bo jest także Ola z Kubą, Grzesiek i Rajmund z Magdą, co od razu dało odczuć się na drodze, bo podczas jazdy panował jakiś taki dziwny gwar 🙂

Mimo, że do zachodu słońca nie mamy dużo czasu, robimy trasę turystyczną odwiedzając po drodze młyn na Mogilnicy.

Nieco z innej perspektywy ogląda go Korba 😉

Jadąc w kierunku m. Lipie można natknąć się na całkiem sporą plantację Barszczu Sosnowskiego.

Droga jak to droga, raz jest, raz jej nie ma, albo cała zarośnięta pokrzywami, ale wtedy można przecież po polu 🙂

A tymczasem na polu, gdzieś w oddali…

… pasą się Jelenie, no niektóre się pasą a niektóre toczą już pierwsze walki 🙂

Jak dobrze że miałem ze sobą tele, choć było już dość ciemno.

A kawałek dalej kolonia Żurawi.

Słońce zaszło, a księżyca nie widać, czyżby chmury popsują nam całą zabawę?

Dotarliśmy na nasza górkę, rozbiliśmy się pod lasem, chmury się rozeszły więc poszliśmy na obserwacje odsłaniającego się księżyca.

Widok z górki na Połczyn Zdrój.

Można się tu poczuć jak na pogórzu.

Gorąco jak cholera, więc jedziemy do parku zdrojowego.

Krótki ponad godzinny postój i pada decyzja że pojedziemy na Wilcze Jary.

Wyjazd wcale nie był sponsorowany przez Połczyńskie 😉

Zapadła decyzja że jedziemy, ale przecież nie tak od razu 🙂

Oj będzie zabawa?

Dziewczyny tylko zmieniały miejsca 🙂

Ruszyliśmy, najpierw do drogi rowerowej z Połczyna do Złocieńca, a potem zjazd na Wilcze Jary.

Rajmund w swoim żywiole.

To ich pierwszy wyjazd pod sakwami z namiotem, więc musieli się jeszcze dotrzeć, a to coś skrzypi, coś piszczy, coś odpada, albo trzeba to jeszcze raz zapakować 🙂

Źródełko metalicznej wody.

Jednak nikt nią nie gardził.

W obecnym schronisku młodzieżowym Tadeuszówka znajduje się pamiątkowa tablica.

Wracając do centrum Połczyna niektórych chwycił głód.

Mega głód 🙂

Zbiornik retencyjny.

Dalej parkiem zdrojowym wracamy do miasta na obiad.

Jedzenie i żar z nieba znowu nas mocno rozleniwiło więc ograniczyliśmy nasze popołudniowe plany do minimum i pojechaliśmy poszukać noclegu nad jeziorem Radoniowieckim.

A po drodze chyba najlepsza atrakcja wyjazdu. Most, a w zasadzie tylko jego część.

Krótki spacerek i już jesteśmy na drugim brzegu.

Pepi wolała jednak po suchym lądzie.

Każdy pokonywał Dębnicę na swój sposób.

No jedynie z Bullitem było nieco więcej zabawy.

Ale że co, my nie damy rady?

Gorące pozdrowienia dla chłopaków z Kajak Absurd Expedition!!!

Rachu ciachu i jesteśmy na drugiej stronie rzeki.

Widać kto pierwszy wpadł do jeziora 🙂

Co prawda byli ludzie, aczkolwiek już się zwijali i tylko jedna rodzina z dwójką małych dzieci (3,4 latka) więc postanowiliśmy zaryzykować i zostać. Jedynie Grelus przeczuwając że to nie jest dobry pomysł wyłamał się i pojechać  spać w krzaki.

Nowy kolega do zabawy.

Wieczór mijał sielankowo 🙂

Pepi pilnowała swojego namiotu, dopóki dawała radę.

Ola z Kuba planowali powiększenie rodziny.

I tylko nasza miła rodzinka zaczęła pokazywać rogi. Na początku muzyka, nie głośno, ale po jeziorze i tak się niosło, ale MANAAM więc spoko, chociaż szkoda że tylko 3 piosenki na krzyż. Potem była kłótnia pomiędzy nimi o to, kto bardziej bije swoje dzieci po twarzy!!! No nieźle. Prawie już zasnęliśmy, a tu łomot po pomoście i około północy wpadają na bombę do jeziora, nie żeby raz. Jak się zmęczyli, to dla relaksu może jakiś seksik przy pomoście. Potem wpadł brat tej kobity ze swoją kobietą. No to znowu akcja na bombę, DAWAJ BRAT, NIE BĄDŹ PIZ…!!! Na szczęście szybko się zwinęli, więc jeszcze tylko seksik na koniec i koło pierwszej poszli spać. Co jak co, ale obiektywnie trzeba powiedzieć że mieli udany wieczór 🙂

Rankiem godzinkę popadało więc przeczekaliśmy deszcz w namiotach (za wyjątkiem Oli i Kuby którzy wystartowali w poszukiwaniu Grelusa) i około południa ruszyliśmy na trasę do Rąbina.

Głównie lasami.

Punkt zborny mieliśmy przy wiatce. Gdybyśmy o niej wcześniej wiedzieli, to zapewne to byłoby nasze miejsce na nocleg. Ale wtedy nie byłoby o czym opowiadać 🙂

Halo Kuba, ja też tak chcę 🙂

A tymczasem w jednej wsi… gospodarstwa pilnują dwa lwy, a ich pilnują dwa psy, mój kraj, jaki on piękny 🙂

Młyn koło Świerznicy, obecnie jest na sprzedaż za pół bańki.

Fajny wyjazd z przygodą przy moście i niezapomnianą nocą nad jeziorem. Tylko ta piękna pogoda, jakby dobre kilka stopni za piękna 🙂

Komentarze

komentarzy