Jak co roku przy okazji Włóczykija pojawia się dodatkowa motywacja do wycieczek w okolicach Gryfina. Zamiast kursować na trasie Szczecin – Gryfino – Szczecin, postanowiliśmy udać się tam z samego rana w sobotę z planem wycieczka, prezentacje, nocleg pod namiotem, wycieczka i znów prezentacje.
Zaczynamy od wycieczki do Krzywego Lasu.
Las jak las, przynajmniej dla Alaski.
Ale gdy pojawia się kompan do zabawy, to już inna sprawa 🙂
Na koniec sprawdzamy jeszcze skoczność naszego pupila.
I jedziemy poszukać ruin psychiatryka, które są tu w okolicy, a których wcześniej nie odwiedziliśmy. Znajdują się niemal przy samym Krzywym Lesie, po drugiej stronie ulicy, obok terenu MOPS i działającego jeszcze zakładu psychiatrycznego. Ogólnie ruiny, ale jak kto takie lubi, to pewnie znajdzie coś dla siebie.
Mówili nam weźcie tego psa, jest super. Aha 🙂
Albo zachowuje się nie lepiej od jego właściciela, albo straszy inne psy swoim wyrazem twarzy.
Czasu jeszcze trochę mieliśmy, pogoda iście wiosenna, no to wracamy okrężną drogą udając się w okolice Tywy.
Nie żebyśmy nie mieli wody dla Alaski, ale ona uwielbia napić się niemal z każdego zbiornika wodnego.
Pomiędzy Żórawkami a Szczawnem znajdujemy przeprawę przez Tywę, aby udać się na nasyp kolejowy.
Prawdziwym ekspertem była jednak Alaska, robiła to w czasie poniżej dwóch sekund.
Na nasypie leżał podkład w postaci dużych kamieni, a więc znajdujemy sobie inną drogą, którą kierujemy się do drogi rowerowej prowadzącej do Gryfina, tej na Grajdołek.
Alaska już nieco zmęczona, więc wszystko idzie zgodnie z planem.
Zgodnie z planem, bo na asfalcie zamierzamy wsadzić ją do przyczepki i podjąć kolejną próbę jazdy z psem.
Nieodpowiednie przypięcie, zbyt dużo luzu i efekt mamy o taki 🙂
Kolejna próba i jesteśmy w szoku.
No może nie jest zachwycona, ale od dłuższego czasu jest ciągle na miejscu, a to już duży postęp.
Idziemy, a w zasadzie jedziemy o krok dalej.
Jedyne co jej przeszkadza to sakwy ograniczające jej widoczność. Ale jest na miejscu, a my robimy z nią kilka kilometrów. Za to pojawia się inny problem, stabilności przyczepki, ze względu na ciekawość Alaski, która niemal zawsze zajmuje jedną ze stron przy samej krawędzi, a przy każdej jej zmianie, rowerem rzuca na boki. Najgorzej jest podczas jazdy pod górę, no ale cóż, jak widać nie tylko ona musi przyzwyczaić się do przyczepki.
I docieramy na Włóczykija. Jak dobrze, że mają tam materace dla nieco znużonych podróżników. Alaska przesypia pierwsze trzy prezentacje, a potem załączają jej się na nowo bateryjki, ale i tak jest nieźle, bez biegania ciężko było przetrzymać jedną.
Wieczorem jedziemy na rozlewiska, rozbijamy namiot i idziemy spać. Tym razem dwójka, która okazuje się dość ciasna na dwie osoby z psem, który także chce mieć sporo miejsca dla siebie. Myśleliśmy, że tak jak ostatnio ułoży się pomiędzy nami na materacach, ale widać było jej za ciepło i lepsze miejsce znalazła przy naszych głowach 🙂 Przynajmniej dostaliśmy odpowiedź na pytanie ilu osobowy namiot kupimy następnym razem.
Wiosnę nie tylko widać po pięknej pogodzie, ale po ilości ptaków, no i przede wszystkim już ją słychać.
A tak wygląda podczas zabawy. Milusia 🙂
Wracamy do Gryfina.
Mijamy Mescherin po drugiej stronie Odry Zachodniej.
Odwiedzamy plac zabaw który postawiono przy jednym z brzegów Odry Wschodniej.
Ogólnie fajna miejscówka, sporo zagospodarowanego miejsca, tylko ten punkt widokowy z widokiem na drzewa, jakiś taki w złym miejscu postawiony.
Tym razem ruszamy w drugą stronę, w kierunku Żabnicy, sprawdzić stan wałów przeciwpowodziowych.
W Żabnicy znajduje się Gryfskand, mający połączenie z linią kolejową.
Robimy rekonesans wału pomiędzy Żabnicą a Dębcami, który jednak już nieco niszczeje.
Patrząc na Alaskę jest nadzieja na to, że dzisiaj także zobaczymy ze trzy prezentacje w spokoju.
Dużo lepiej wygląda wał za Dębcami w kierunku Szczecina.
Skoro one już są, znaczy się że nadchodzi wiosna.
Wracamy tą samą drogą? Nie, lepiej na skróty 🙂
Niby zmęczona, a jak poczuje w lesie zwierzynę to nagle dostaje takiego zastrzyku mocy, że nie jesteśmy w stanie jej przywołać, a dogonić tym bardziej.
Ostatnie kilometry pokonujemy czerwonym szlakiem.
Wycieczka udana, chyba wszyscy zadowoleni, a najbardziej to chyba nasze Czarne Zło 🙂
Najnowsze komentarze