Kolejką wąskotorową nad morze i dalej do Kołobrzegu

Tym razem odwiedzamy Olę i Kubę w Kołobrzegu. Sobotnie przedpołudnie spędzamy z nimi na spacerze po plaży, a po południu gdy już się nie co rozpogodziło wsiadamy do pociągu i jedziemy do Górzycy Reskiej, mając w planach niedzielny przejazd kolejką wąskotorową z Gryfic do Pogorzelicy.

Kolejna stacja na linii do Kołobrzegu zaliczona.

W zasadzie plan na sobotę był taki żeby poszukać noclegu, ale zamiast niego znaleźliśmy trochę ziemniaków, które ostały się po ich mechanicznym zbieraniu. Na kolację będą jak znalazł 🙂

Jedziemy bocznymi drogami w kierunku Dziadowa.

Kuba powiedział, że tu jest tak fajnie, że wcieli się w rolę dziada z Dziadowa i zostanie przed sklepem.

Jadąc z Dziadowa do Skalina jest jeszcze fajniej, natrafiamy na bardzo ciekawy most nad Regą, istna perełka.

Do tego miejsce jest bardzo ładne, a miejscowi wędkarze mówią że można się tu śmiało z namiotem rozbić.

No to dwa razy nam tego powtarzać nie trzeba.

Wieczorem siedzimy do późna przy ognisku zajadając się ziemniakami.

Z samego rana pobudka i ruszamy do Gryfic aby zdążyć na kolejkę, która rusza o 8:40.

Na moście widać ślady po ładunku wybuchowym, oraz kilka dziur po ostrzale z karabinu.

Zaraz za mostem kolejna perełka, wyglądająca na nie zamieszkaną.

Wanda na wjeździe do Gryfic prowadzi nas po linii kolejki wąskotorowej.

Przed nami kolejny ciekawy most kratownicowy, a w zasadzie nawet dwa, z czego jeden nieużywany i w dość opłakanym stanie.

Gryfice.

Krótki przejazd po mieście w poszukiwaniu kawy i jedziemy na dworzec.

Szybciutko pakujemy się do pociągu i jedziemy, jak to później się okazało na fotograficzne safari 🙂

Wyjazd z Gryfic.

Trasa jest zróżnicowana wiodąc zarówno przez pola z pięknymi widokami jak i odcinki leśne.

Po drodze są stacje, na których jednak pociąg się nie zatrzymuje, bo nie ma nie dla kogo.

Odcinek z Gryfic nad morze nie był remontowany, więc jest głośno i dość mocno trzęsie, co nie do końca przypada Korbie do gustu.

Za to Pepi w ogóle to nie przeszkadza.

Pepi ciągle wypatruje zwierzyny, której dookoła kręci się bardzo dużo.

Kubie podczas jazdy udaje się nawet zerwać jabłko z drzewa, ale za to podczas dużego wiatru traci czapkę z daszkiem 🙂

Mnóstwo Saren po drodze i duże stado Żurawi, które powoli będą szykować się do odlotu na zimę.

W kolejce jest specjalny wagon którym podróżują nasze rowery, jest tam miejsce na 8 sztuk, choć da radę kilka więcej włożyć. Zresztą na trasie do Trzęsacza nie ma tłumów, jedzie z nami raptem kilkanaście osób, więc pewnie w otwartych wagonach też by można śmiało kilka upchać.

Paprotno.

Kolejka szczególnie fajnie prezentuje się na zakrętach.

Po ponad godzinie zachwyceni krajobrazami, ale też nieco zmarznięci jadąc cały czas w otwartym wagonie dojeżdżamy nad morze, pierwsza odnowiona stacja na terenie gminy Rewal to Trzęsacz.

Krajobraz z dużych przestrzeni i dzikiej natury zmienia się na bardziej miejski.

Choć jest moment, w którym widać nawet morze.

Rewal, potem Śliwin. Wszystkie stacje na trasie pięknie odnowione, ale jak się patrzy na niektóre to odnosi się wrażenie, że nie są  zagospodarowane w środku. Posiadać takie miejsce i go nie wykorzystać?

Niechorze.

No ale jak to nad morzem, nie ma szans nie zobaczyć tego całego nadmorskiego jarmarku. Nie wiem kogo może zachęcić do odwiedzenia tak wyglądający z zewnątrz budynek oceanarium, ale nas na pewno nie. Jednym słowem masakra, ale za to niestety dobrze wkomponowuje się w nadmorski klimat otoczenia.

Z Niechorza do Pogorzelicy można wzdłuż torów pojechać drogą rowerową.

Za Pogorzelicą wjeżdżamy na szlak i dalej jedziemy lasem przez nieczynny już poligon. Szutrowy szlak, jakby ubił się mocniej przez ostatnie lata i jedzie się po nim dużo lepiej.

Po drodze akcja Borówka Brusznica, która można tu spotkać w gigantycznych ilościach. Oj będą przetwory 🙂

Zatrzymujemy się przez miejscem odpoczynkowym przy punkcie widokowym, gdzie zostawiamy rowery i udajemy się na plażę.

Ludzi nie ma prawie wcale, więc można powiedzieć, że jest cisza i spokój, jedynie duże fale i mocny wiatr ja niecą zakłócają.

Pogoda jest na tyle ładna, że jedziemy na krótki rękawek choć większość ludzi wygląda dziwnie, bo jest mocno poubierana. Hmmm, a może w takim razie to my wyglądamy dziwnie? Więc może czas na kąpiel, a czemu nie, Kuba dał znak sygnał i po chwili razem wylądowaliśmy w wodzie, dużo cieplejszej niż tą którą myję się na co dzień, więc było dość przyjemnie 🙂

Korba oczywiście także nie odmawia kąpieli.

Odcinek przez poligon jest ładny dla oka, może trzeba by się kiedyś wybrać na te boczne dróżki.

Wiata województwa postawiona kawałek przed wyjazdem na drogę rowerową z kostki, na szczęście jeszcze nie zniszczona, choć ktoś już ukradł stację naprawczą dla rowerów, ale za to ciągle działa ładowanie z umieszczonych na dachu solarów.

Najładniejszy odcinek tego dnia (na rowerze) czeka nas na przekroczeniu brukowanej drogi. Nie jedziemy jak prawie wszyscy wzdłuż brukowej drogi do Mrzeżyna, ale leśnymi ścieżkami wzdłuż morza, pomiędzy nim a Rezerwatem Nadmorskim Bór Bażynowy w Mrzeżynie.

Jest wąsko, czasem nieco piaszczyście, poza tym ścieżki mocno się wiją na boki, a do tego trasa jest dość mocno pofałdowana, normalnie ideał 🙂

Mrzeżyno.

Z Mrzeżyna jedziemy nową drogą rowerową, czyli szlakiem Velo Baltica do Dźwirzyna zobaczyć jak tam wygląda kładka przez wydmę i punkt widokowy. Mimo że jest po sezonie, ludzi tutaj całkiem sporo.

Zjeżdżając z kładki zamiast drogą rowerową, znowu jedziemy lasem, gdyż jest tutaj o wiele ładniej i przyjemniej, choć ilość śmieci pozostawiona tutaj przez ludzi nieco przeraża.

Groby żołnierskie z 1945 r.

Dalej już trasą Velo baltica docieramy do Kołobrzegu, gdzie żegnamy się z Kubą, Olą i Pepi i pociągiem wracamy do domu. Trasa z Gryfic z wykorzystaniem kolejki wąskotorowej to idealna trasa na jednodniową wycieczkę!

Komentarze

komentarzy