To miał być kolejny weekend w okolicach Trzcińska Zdroju, ale z zupełnie inną trasą. Na początek wysiadamy wieczorem w Pacholętach i jedziemy poszukać noclegu, to nasz jedyny cel na piątek. Przy okazji odnajdujemy całkiem niezłą owocową drogę z pysznymi papierówkami 🙂
A do tego ten widok zachodzącego słońca.
Śpimy na skraju pola, po którym w nocy przechadza się przeraźliwie głośno ryczący jeleń. Ledwie go było widać, ale słychać za to bardzo dobrze, przez dobre pół godziny 🙂 Rano zwijamy graty i jedziemy do Trzcińska, które jest głównym celem dzisiejszego dnia ze względu na odbywające się tam Trzcińskie spotkania z historią.
Na początek kierujemy się polnymi drogami przez Babinek na Banie, aby sprawdzić opinie o tamtejszej pierogarni.
Ta okolica to chyba jakiś owocowy raj, jeżyny, jabłka, gruszki, śliwki… o tej porze roku wszystkiego pod dostatkiem 🙂
W Babinku naprzeciwko kościoła znajdują się nie warte oglądania ruiny dworu, natomiast ten budynek potrafi zaciekawić.
Dalej przez pola i lasy z ominięciem Lubanowa prosto do Bań.
Pierożki wzięliśmy na wynos na obiadokolację (były bardzo dobre), więc skusiliśmy się na mały posiłek w nowej knajpie o nazwie Bańka, placki z cukinii i naleśniki z szpinakiem godne polecenia.
Dalej jedziemy drogą rowerową do Swobnicy.
Na wyjeździe z miejscowości zjeżdżamy ze szlaku i jedziemy poszukać pomnika niemieckich leśników.
Znów wracamy na szlak, czyli szutrową drogę w kierunku Strzeszowa. Dużo osób narzeka na ten odcinek drogi, szczególnie Ci na szosach i w zasadzie można ich zrozumieć. Aczkolwiek nie jest on tragiczny i jechało się nim całkiem dobrze, a na pewno dużo lepiej niż tym zdegradowanym asfaltem, który prowadził do tej szutrówki.
Na wjeździe do Trzcińska Wanda dostrzega otwartą Izbę Pamięci, więc idziemy na zwiedzanie.
Sporo informacji o historii miasta, jego okolicach i sporo różnego rodzaju eksponatów.
A na górze część militarna, prywatny zbiór jednego z mieszkańców.
No i jeszcze replika koła młyńskiego, jest bo jest, ale dużo mniejsza od oryginału.
No to jesteśmy nad jeziorem na pikniku rycerskim.
Jedni grali, drudzy walczyli, a kolejni tańczyli, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie. A do tego pełno znajomych twarzy 🙂
Dwie kobiety, dwie zupełnie różne.
Zrobiło się już dość późno więc jedziemy dalej, kierunek Godków, a potem Klępicz.
Bardzo ciekawski był ten rogacz.
Są ludzie dla których ten odcinek jest nudny, a nam wręcz przeciwnie, bardzo się podoba. Mijamy środkiem dwa Objezierza i lecimy po wodę do zaprzyjaźnionych gospodarzy w Klępiczu na starej stacji kolejowej.
Oczywiście jak zawsze skończyło się na pogaduchach, po czym pojechaliśmy poszukać w pobliżu noclegu.
A że byliśmy tego dnia mocno wybredni, a w dodatku było z górki to postanowiliśmy zajechać nad Odrę i rozbić się w pobliżu mostu kolejowego.
I to był bardzo dobry wybór. Wędkarzy co prawda było sporo, ale wolnych miejsc jeszcze kilka się znalazło, więc można było sobie wybierać.
Niemiecki most na Odrą.
Ta noc też była ciekawa. Z oddali było słychać rykowisko Jeleni, o 2:15 jakiś koleś bawił się przez 15 minut piłą motorową, a potem koło namiotu przechadzały się dziki…
A nad ranem przyszły krowy. Wychylasz głowę z namiotu i widzisz jak patrzy się na Ciebie dorodny byk! Ale krowy przynajmniej umiały się zachować, nie tak jak ich właściciele którzy zjawili się pól godziny, aby je zaprowadzić z powrotem na łąkę.
Jak daleko sięga psi język? Daleko 🙂
No to mamy oba mosty, ale urodził się plan aby zobaczyć, czy aby jedną z dróg do nich nie podjedziemy.
No i podjechaliśmy, to chyba ta którą przywozili tutaj elementy platformy widokowej.
Stan budowy platformy widokowej na polskim moście jak widać dość zaawansowany, więc na sezon w następnym roku powinien być gotowy 🙂
A i na niemieckiej części prace już wystartowały.
Dalej jedziemy do Starej Rudnicy, skąd za „dobrą radą” wujka Grelusa wbijamy się na szlak pieszy, którym walcząc z mocno natarczywymi komarami wchodzimy na górę. Gdyby nie koniec lasu, to pewnie byśmy polegli.
Ale warto było. Polne drogi na górze są dość dobrze wyjeżdżone, a przede wszystkim jest tam pięknie.
No to kierunek punkt widokowy na wysokości Starego Kostrzynka.
Cisza, spokój i krajobraz doliny Odry. Tu także jest niezłe miejsce na nocleg 🙂
Dalej zjeżdżamy szlakiem do Osinowa Dolnego, mijamy Górę Czcibora (już tam byliśmy) i jedziemy leśną drogą do rezerwatu Wrzosowiska Cedyńskie im. Wiesława Czyżewskiego.
No to czas na spacer, długi spacer 🙂
Ścieżka wiedzie u podnóża góry, po czym wchodzimy nią na punkt widokowy.
A widoki ciekawe, zupełnie inne niż te na wrzosowiskach koło Kłomina.
Szlak jak w górach.
Dalej asfaltem jedziemy do Cedyni, po czym uciekamy na stary nasyp kolejowy, który jednak w dużej części był o tej porze roku nieprzejezdny.
Przed samą Cedynia jest już normalna ścieżka, którą warto przejechać, zamiast męczyć się z samochodami.
Potem się nieco zachmurzyło, a my bocznymi asfaltami, szlakiem ciekawych kościołów przez dwa Lubiechowy i Czachów pojechaliśmy do Łukowic.
Dalej małe skróty przez las do miejscowości Stoki, a potem już asfaltem na dworzec do Chojny, gdzie kończymy wycieczkę.
Jeszcze na koniec kolejny piękny zachód słońca z powstałą przy deszczu tęczą mogliśmy obserwować wjeżdżając pociągiem do Szczecina. Chyba czas przenieść wycieczki w inne, równie ciekawe rejony naszego województwa.
Najnowsze komentarze