Ze Złocieńca przez „Szwajcarię Połczyńską” do Szczecinka

Dawno nas nie było w tych okolicach, więc czas nadrobić zaległości. Startujemy w zasadzie jak zwykle ostatnim pociągiem ze Szczecina, wysiadka w Złocieńcu i jedziemy na poszukiwanie Grelusów i Zbyszka, którzy są już na miejscu odpoczynkowym na  północ od Złocieńca, gdzieś nad rzeką Parpla.

Nie ma jeziora, rzeka to raczej strumień, do tego środek lasu, więc możemy być pewni że będziemy mieli spokojną noc. Jest za to sporo zadaszonych ławek, miejsce na ognisko i… rozwieszenie hamaka dla Zbyszka 🙂

Rankiem ruszamy w kierunku Połczyna Zdroju.

Jest górka, jest zabawa. Oj jak ciężko, jaki trudny podjazd, ojojojoj 🙂

Najpierw dojazdem pożarowym nr 1 docieramy do drogi rowerowej po nasypie kolejowym.

A potem już prosto do Połczyna.

No może z małym skokiem w bok na wykąpanie Korby, nad j. Skąpym, odwiedzając przy okazji miejscówkę naszego jednego z ostatnich noclegów w tym rejonie.

Koło dworca w Cieszynie Drawskim pojawiła się ławka pająk.

Dworzec w Chlebowie. W trakcie postoju przejeżdża spora, ponad trzydziestoosobowa grupa Niemców na rowerach elektrycznych.

Jeszcze tylko krótka sesja Violi na okładkę czasopisma zwanego mapą 😉

Dzięcioł zielony.

W Toporzyku spotykamy znowu wycieczkę z Niemiec.

Był plan zjeść obiad w Domu nad Rozlewiskiem, ale trwały przygotowania do wesela, które miało się tu odbyć więc musieliśmy zadowolić się lodami ze sklepu.

Pomnik koło kościoła.

Potem chcieliśmy zrobić skrót, ale skończył się na płocie.

W Dobinie wracamy na drogę rowerową i jedziemy na obiad do Połczyna Zdroju.

W Połczynie jakby nieco ładniej, więcej ludzi, jakieś nowe lokale, ale restauracja Palupe nas nie zachwyciła. Zbyszkowa porcja Żurku w chlebie malutka, nasze czarne makarony rozgotowane, sosy bez szału mocno wodniste, jedynie pizza Grelusów dawała radę. No i Połczyńskie piwo 🙂

Na obiedzie ustaliliśmy miejsce noclegu i ruszyliśmy drogą asfaltową przez Ogartówko, Ogrodno do Zdrojów, kierując się za niebieskim szlakiem szwajcarii połczyńskiej.

Trzymaliśmy się niebieskiego szlaku pieszego, bo wiedzieliśmy, że będzie lepszy od tego rowerowego, który był w okolicy. Co nie znaczy, że było łatwo.

Ale jechało się dobrze, Zbyszkowi nawet aż za dobrze bo nie zdążył skręcić i zjechał aż do Doliny Pięciu Jezior.

Prawie dotarliśmy do miejsca planowanego noclegu, ale że było dość wcześnie to dalej przez las pojechaliśmy w kierunku Chłopowa.

Leśne atrakcje turystyczne 🙂

Z Chłopowa drogą na Polne a potem szlakiem a lewo w kierunku Uradza i jesteśmy na miejscu noclegowym z wiatkami i ławką pająk, która również świetnie nadaje się na rozwieszenie hamaka 🙂

Wieczorem kolacja (gotowane ziemniaki z masełkiem i koperkiem oraz sałatka z ogórków, pomidorów i jogurtu) dużo lepsza niż dzisiejszy obiad 🙂

Dalej kierunek Szczecinek, ale lekko na około bo mieliśmy sporo czasu. Na początku postanowiliśmy sprawdzić czy coś się zmieniło z rzeką Dębnicą. Niestety nic, dalej jej nie ma, wyschła.

Za to zmieniła się droga prowadząca obok Dębnicy, ale nic dziwnego, rzeki nie ma to i nie ma tam komu spacerować. Szkoda, bo był to jeden z ładniejszych odcinków niebieskiego szlaku szwajcarii połczyńskiej.

Dalej przez Uradz, Kolanowo w kierunku Żdżaru.

Po drodze sporo pięknych widoków.

Były też odcinki specjalne.

Żdżar – pałac.

Dalej przez Stary Grabiąż na Nowy Chwalim.

Na koniec przez Pustkowie do Radomyśla i asfaltem do Parsęcka, gdzie robimy jeszcze mały skrócik i jesteśmy już niemal w Szczecinku.

Widok przed nami i widok za nami. No to trzeba było się pospieszyć 🙂

W Szczecinku pierogi, jakiś deser i można jechać szybko na dworzec, bo idzie kolejna burza.

Na rynku coś nowego. Pojawił się zakaz jazdy rowerem dotyczący… terenu fontanny 🙂

Zbyszek pojechał przemalowanym przez jakichś artystów turbokiblem do Koszalina, a my szynobusem do Szczecina.

Dobre tereny na lato, jak nie robi się kleszczowych skrótów. Dużo górek, fajnych widoków, dobrych dróg i mało, w zasadzie bardzo mało samochodów 🙂

Komentarze

komentarzy