Do Barlinka na „Włóczykijki”

Jedziemy do Barlinka na festiwal podróżniczy „Włóczykijki”. Wanda i Wojtek w piątek z powodu choroby zostali w domu, a ja z Alaską pojechałem pociągiem odwiedzić rodzinę w Objezierzu, skąd w sobotę rano przy minus kilku stopniach ruszyłem do Barlinka.

Miałem niecałe 4 godziny na zrobienie 33 km, co u nas rzadko się zdarza, ale okazało się, że samemu jedzie się nudniej, więc i szybciej.

Ze względu na Alaskę, starałem się jak mogłem trzymać lasów, ewentualnie polnych dróg.

W zasadzie nie było po drodze zapierających dech w piersiach widoków, ani niesamowitych atrakcji, więc co tu pisać na siłę. Przyjechaliśmy sporo przed czasem.

Poszliśmy na festiwal, Wanda z Wojtkiem nawet się na nim zaprezentowali, a Alaska już wyczekiwała kolejnego dnia wycieczki. Co do festiwalu, to trzeba powiedzieć, że było bardzo przyjemnie, sporo ciekawych prezentacji, wydarzeń towarzyszących, kawiarenka i bardzo miła atmosfera. Chyba tu jeszcze wrócimy 🙂

Kolejnego dnia w celu zmęczenia przed prezentacjami Alaski (wtedy je przesypia i mamy z nią święty spokój) pojechaliśmy na niedużą pętlę po okolicy. Grelus i jego stylówa.

Kierujemy się na północ by dotrzeć do starej linii kolejowej z Choszczna do Głazowa, którą będzie przebiegała jedna z tras Pomorza Zachodniego.

Po pewny czasie zjeżdżamy z nasypu, aby udać się do ruin po starym młynie.

Do których prowadzi ten oto znak z Żydowa.

Głaz pamiątkowy w Żydowie.

W samym Żydowie znajduje się także sporo ciekawych budynków.

Jedziemy dalej do Niepołcka, nasz cmentarnik prowadzi nas do ruin kolejnego cmentarzyka, tam pozostałości jest dużo więcej.

Pałac w Niepołcku.

Dalej jedziemy do Janowa gdzie znajduje się stary pałac, choć w zasadzie jedziemy, to za dużo powiedziane.

To był ciężki kawałek drogi i do tego mocno pod górę.

Jedno drugiemu nie ufa, więc każde sprawdza swoją mapkę 😉

No to dopchaliśmy. Opłacało się.

Widok był ładny, choć zapach już niekoniecznie.

Od kuchni, albo raczej od zaplecza docieramy do pałacu.

Mimo że nie jest w najlepszej kondycji, ciągle robi duże wrażenie.

Wychodzimy, a tutaj zakaz wstępu. Czasami dobrze jest żyć w niewiedzy, bo inaczej człowiek miałby dylemat: iść czy nie iść.

Potem już tylko szybciutko asfaltem do Barlinka na drugi dzień festiwalu.

Komentarze

komentarzy