Z Czaplinka do Szwajcarii Połczyńskiej

Ruszamy po zmroku z Czaplinka kierując się na znane nam już miejsce nad j. Komorze. Wieczorem na sam koniec nas zlał deszcz, a poranek również nie wyglądał zachęcająca do wynurzenia się z namiotów. A do tego wszystkiego przez naszą polanę przechodzi droga, którą wyjeżdżono podczas ścinki drzew.  Kiedyś to było to takie urocze miejsce.

Na szczęście widok na jezioro wciąż pozostaje ten sam.

Droga wzdłuż jeziora w kierunku Rakowa po ścince zyskała kolejny level w skali trudności.

Na wycieczce nowy narybek: Andrzej i Roman 🙂

Plan na wycieczkę był prosty: nie jechać razem (bo było nas 6 osób) i nie wyjeżdżać z lasu, co w tamtych okolicach wcale nie jest trudne 🙂

Czasami wychodziło słońce, dzięki czemu jesień wyglądać jeszcze piękniej.

Grelus utrudniał jak mógł mocno korygując pierwotny plan wycieczki, ale nowe chłopaki nie poddawały się 🙂

Dwór w Okolu z 1892 r.

Kawałek dalej mieści się równie interesujący kościół.

Uzupełnieniem tego zestawu był stary poniemiecki cmentarz kawałek za miejscowością.

Całkiem spory obszarowo, choć niestety dawno zapomniany przez ludzi.

Główną atrakcją dzisiejszego dnia był przejazd/przejście wzdłuż przełomu rzeki Dębnicy.

Rzeki, której od kilku lat niestety już nie ma, to znaczy nie ma w niej wody. Teraz w okresie jesiennym, po ostatnich deszczach płynął tamtędy jakiś strumyczek, ale daleko mu do dawnej świetności rzeki.

Przed zmierzchem docieramy na znane nam miejsce odpoczynkowe nad j. Dębno, rozstawiamy obóz i zabieramy się za gotowanie. W międzyczasie okazuje się, że gdy ostatnio tu nocowaliśmy, nasz pierwszy nocleg był w tym samym miejscu nad j. Komorze.

Na dzień dobry kotlety z Kani.

Później nad ogień wjeżdża kociołek z ziemniaczkami, cebulą, czosnkiem i zebranymi dzisiaj grzybami 🙂

Rano przy kilu stopniach na plusie nad jeziorem wisiała mgła.

Wychodzące słońce sprawiło, że nasza miejscówka wyglądała jeszcze bardziej jesiennie.

Co zrobić aby zyskać psią miłość? Wystarczy ugotować na śniadanie parówki 🙂

No to ruszyliśmy dalej, najpierw wzdłuż jeziora, a potem kierunek Gwiazdowo.

Przed Chłopowem kończymy krótki epizod z drogami asfaltowymi i jedziemy w kierunku niebieskiego szlaku Szwajcarii Połczyńskiej.

Główną atrakcją wycieczki miała być piękna polska złota jesień i tej było pod dostatkiem.

Ze względu na stan zdrowia Violi, odpuszczamy Połczyńską Gardę i jedziemy szukać jakiegoś starego niemieckiego kamienia ze swastyką.

Nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie się znajduje, więc buszowaliśmy po kluczewskim lesie w okolicach śladów, które zachowały się po budowanej kiedyś berlince.

Natrafiliśmy na kilka ruin starych gospodarstw, ale po kamieniu śladu nie było.

Każdy szukał na swój sposób.

Czym bliżej byliśmy końca wycieczki tym bardziej kończyła mi się uszkodzona w sobotę rano tylna przerzutka. Dzięki pomocy Grelusa udało nam się doprowadzić ją do stanu używalności na kilku lekkich biegach, ale co jakiś czas, ta ilość się zmniejszała, a  moja kadencja rosła 🙂

Do Czaplinka kierujemy się nieco naokoło przez Żerdno.

Ostatnie piaskowe górki dają się we znaki amatorom wąskich opon.

Za Starym Drawskiem zjeżdżamy nad j. Drawsko i do Czaplinka jedziemy pieszymi szlakami.

Jeszcze tylko asfaltową ścieżką prowadzącą przy samym jeziorze i jesteśmy niemal na miejscu, skąd zaczynaliśmy naszą wycieczkę.

To był spokojny weekend, w mocno jesiennej szacie otaczających nas lasów i niezliczonych górek. Chłopaki oczywiście dali radę, kto wie, jeżeli im się podobało, to może jeszcze kiedyś się z nami wybiorą 🙂

Komentarze

komentarzy