Borne Sulinowo – Drawsko Pomorskie

Zaczynamy w Bornym Sulinowie, Wanda z Wojtkiem jadą załatwić swoje sprawy, więc ja ze Zbyszkiem jedziemy poszwendać się po okolicy. Zaczynamy od terenu lotniska, gdzie straszą pozostałości budynków, obecnie wykorzystywane do różnego rodzaju gier przez np. fanów Paintballa.

W sezonie można także skorzystać z przejażdżki nietypowym środkiem transportu.

 

Spalanie to kilkadziesiąt litrów na 100 km.

 

Jest tam specjalnie przygotowana trasa aby poszaleć sobie amfibią, my udajemy się tam na rowerach.

 

Pierwszego dnia na dworcu straciłem nóżkę, więc trzeba sobie jakoś radzić 🙂

Dalej ruszamy ze Zbyszkiem w poszukiwaniu bunkrów na rundę po czerwonym szlaku.

Wczoraj trochę posypało, a dzisiaj od rana słoneczko.

Okolice wyglądają rewelacyjnie, ale trasa wcale nie jest łatwa. Zresztą kiedy była? 🙂

Jednak z każdą godziną zimy jakby mniej.

Jeszcze tylko mała naprawa napinacza w Zbyszka rowerze i jedziemy na obiad do Bornego Sulinowa.

Gorąco polecamy pierogarnię Bazylia, szybko, tanio i bardzo dobre jedzenie, zwłaszcza pierogi i zupa 🙂

Teren nad jeziorem wygląda coraz ładnie, pełno zagospodarowanych miejsc dla turystów.

Do Liszkowa udajemy się jadąc wzdłuż jeziora Pile.

Co jakiś czas sprawdzają okoliczne drogi.

Które czasami się kończą.

Nad Jeziorem Pile jest kilka wyznaczonym miejsc do biwakowania, często używanych na obozy i biwaki przez harcerzy.

Tuż po zachodzie słońca docieramy do mostu kolejowego nad Piławą.

A potem asfaltem jedziemy do Rakowa by poszukać miejscówki na nocleg nad Jeziorem Komorze. Na długim cyplu wbijającym się w jezioro od południowej strony znajdujemy fają polankę z mnóstwem drewna na opał i jakiś stary rowerowy szlak. Za to do strat należy dopisać moje przednią lampkę i lusterko, co było efektem jednej gleby i krótkiego lotu przez kierownicę 🙂 No cóż, jazda po ciemku z Alaską przy rowerze, z górki nie należy do najłatwiejszych.

Wieczorem tradycyjnie ognisko i obiadokolacja – Curry z batata z kurkami podane z zimnym piwem i grzanym winem 🙂

Zwijamy się przed pierwszym deszczem, albo już w jego trakcie i ruszamy dalej wzdłuż jeziora sprawdzić czy droga ma potencjał na szlak rowerowy.

Przez chwilę miała. Choć okolica jest piękna to jednak wprowadzenie rowerów na górę nie należało do najprzyjemniejszych czynności tego dnia.

Wracamy na szlak rowerowy chroniąc się na chwilę przed deszczem pod wiatką. Tego dnia nawet Alaska miała ochotę na ciepłą herbatę.

Co zrobić jak kaptur nie leży tak jak powinien. Wystarczy zabrać ze sobą klamerkę 🙂 Grelus używa do tego starego paska od czołówki.

Pięknym wąwozem zjeżdżamy do Jeziora Dołgie Wielkie.

Potem jeszcze przeprawa przez strumień. Na mapie zaznaczony jest tu brud.

Dalej także nie było łatwo.

W Czaplinku jemy obiad i jedziemy dalej w kierunku Cichorzecza.

W miejscowości Ląka jest bardzo ciekawie zrobiona przestrzeń publiczna, która jak widać z każdym rokiem się rozwija.

Nocujemy w pobliżu Jeziora Krzemno. Standardowo ognisko, a Zbyszek organizuje dach nad głową rozwieszając plandekę która chroni nas przed deszczem. Mimo prawie cały dzień padającego deszczu rozpalenie ogniska przy pomocy kuchenki nie stanowi większego problemu. Nie wiem na jakie warunki musielibyśmy natrafić, aby ta sztuka się nie udała. Chyba całkiem nieźli z nas harcerze 🙂

Następnego dnia pakujemy namioty w deszczu, prognoza jest jeszcze gorsza niż wczoraj i jedziemy w kierunku Drawska Pomorskiego.

Najpierw wzdłuż linii kolejowej kierujemy się do Złocieńca.

Nowe Kaleńsko

Przemykamy przez Złocieniec i jedziemy asfaltem do Darskowa, gdzie w Starym Pałacu mieści się Dom Pomocy Społecznej.

Deszcz przybiera na sile, a my wytyczonym trakingiem przez Zarańsko jedziemy do Drawska Pomorskiego. Widok z oddali na wysokości Gogółczyna. Ściana deszczu ma być aż do wieczora wobec czego odpuszczamy dalszą jazdę na rowerze  na trzy godziny zasiadamy w pizzerii w oczekiwaniu na pociąg. To nie była łatwa wycieczka, zwłaszcza ostatnie dwa dni, to taka mała próba charakteru.

Komentarze

komentarzy