Szwajcaria Połczyńska w złotej odsłonie

Wracamy do Szwajcarii Połczyńskiej, czyli naszych ulubionych terenów ze względu na ich przepiękne krajobrazy i ciekawe, kręte i pełne wzniesień drogi. Wieczorem jedziemy pociągiem do Złocieńca, a potem szlakiem po linii kolejowej do Połczyna szukać noclegu w miejscu upatrzonym na mapie, ale w którym jeszcze nie byliśmy.

Jedno małe foto po drodze i zjeżdżamy z drogi rowerowej by dostać się nad jeziora Skąpe.

A tam idealne miejsce na nocleg 🙂 Do tego pełnia księżyca, który świeci nad nami tak, że w namiocie ciężko zasnąć.

Rano jedynie jeden wędkarz błąkał się łódką po jeziorze, ale Alaska czujnie pilnowała naszego obozu.

A w chwili wolnego… 😉

No to jedziemy. Skoro tym razem sami, to może będzie szansa posmakować nieco tych pięknych asfalcików w tych okolicach?

A może nie 🙂

Na końcu jeziora natrafiamy na niebieski szlak rowerowy Szwajcarii Połczyńskiej i ruszamy za nim w kierunku drogi rowerowej.

Dalej w kierunku Toporzyka.

Trasa rowerowa jest fajna, ale w chłodne dni tylko na chwilę. Zbyt małe opory toczenia i brak górek nie pozwalają przy naszym tempie (około 14 km/h ze względu na psa) na rozgrzanie organizmu.

Alaska dla smakołyka jest w stanie zrobić bardzo wiele. W zasadzie Wanda też 😉

Przyjechaliśmy tutaj przede wszystkim, by nacieszyć oczy kolorami jesieni.

Alaski oczy cieszyły się na co innego 🙂

Po drodze spotkaliśmy trzy tandemy, które choć nie zawsze razem kręciły się po okolicy.

W Toporzyku robimy skróta w kierunku wsi Lipno, drogą która jest na starych mapach, niestety fragmentami chyba tylko na nich.

Początkowo nie było najgorzej.

Ale spacer przez gliniane pole to nie był dobry pomysł. I jak to zwykle bywa zamiast pojechać dookoła w godzinę, robimy skrócika który trwa dwie, a męczy jakbyśmy jechali ze cztery.

Wanda myśląc o obiedzie zbiera po drodze Gwiazdnicę, coś zielonego co zastąpi nam szpinak.

Kawałeczek po asfalcie i lądujemy na szlaku prowadzącym do wieży obserwacyjnej, przy której już nie raz byliśmy.

Tym razem dla odmiany nie jedziemy do wieży, ale na krzyżówce przed nią skręcamy na czarny szlak, którym udajemy się do miejscowości Czarnkowie.

Początkowo nawierzchnia jest bardzo dobra, a do tego są niezłe górki.

Grzybków już nie było.

Czarnkowie.

W miejscowości znajduje się kilka szachulcowych zabudowań.

Zjeżdżamy do drogi wojewódzkiej i jedziemy przez Dolinę Pięciu Jezior uznawaną za serce Szwajcarii Połczyńskiej. Owszem bardzo ładnie tutaj szczególnie jesienią, ale uważam że większy potencjał maja małe klimatyczne drogi po śród lasów czy mało uczęszczane przez samochody drogi powiatowe.

Wracamy na niebieski szlak, którym jedziemy w poszukiwaniu miejsca na nocleg.

Mieliśmy dojechać nad trzy małe jeziorka, ale po napotkaniu czegoś takiego w środku lasu nie było się co zastanawiać, choć mimo wszystko pojechaliśmy dalej sprawdzić, czy aby tam nie będzie lepiej. Nie było, a może było, ale nie było jak dojechać.

No to czas na obiad, albo raczej obiadokolację. Curry z batata.

Kolejny piękny, słoneczny dzień przed nami 🙂

Słońce i kolory jesieni szczególnie o poranku tworzyły niesamowite widoki.

Nie wiesz czy jechać, czy cały czas robić zdjęcia. Więc jak zwykle robiłem zdjęcia podczas jazdy.

Moja ulubiona pozerka.

Niebieskim szlakiem jedziemy kawałek za Nowe Koprzywno i gdy ten odbija w kierunku Luboradzy, my kierujemy się na południe wzdłuż Dębnicy.

Wczorajsze skróty nic nas nie nauczyły 🙂

Trochę gubimy drogę by co jakiś czas odnajdywać nową. Stare przebiegi dróg często idą w wąwozach którymi już nikt nie jeździ, więc są mocno pozarastane albo płyną nimi strumienie.

Dzisiaj obiad nieco wcześniej. Kotleciki z buraka, marchewki, pietruszki, ziemniaka, cebuli… 🙂

I zupka pomidorowa.

Jest i Dębnica, która momentami wygląda jak prawdziwy górski potok.

Po drodze napotykamy ruiny młyna.

Dalej asfaltem lecimy w kierunku jeziora Dębno, gdzie ucieka nam niebieski szlak, a my dalej do Gwiazdowa, gdzie zjeżdżamy z głównej drogi w kierunku Rezerwatu Przełom Rzeki Dębnicy.

Kolejna wizyta w tym uroczym miejscu. Stromy stok wysoczyzny morenowej z mocno wciętym wąwozem, który jest porośnięty kwaśną buczyną niżową. Dnem wąwozu płynie Dębica, która ma tu wysoki spadek, stąd wartki nurt, dodatkowo bardzo kręta ze sporą liczbą głazów narzutowych na dnie.

Najbardziej zachwycona górską rzeką i wysokimi kanionami była Alaska. Oj miała tam dziewczyna używanie.

I niech mi ktoś powie, że ona nie lubi wycieczek 🙂

Przed dojazdem do Uradza.

Za namową miejscowych udajemy się do ponoć najpiękniejszego miejsca w Szwajcarii Połczyńskiej. Już od dawna przymierzaliśmy się do tego odcinka, ale póki co, albo nie było motywacji, albo czasu w drodze na pociąg. miejscowi mówili że rowerami się nie da, albo będzie bardzo ciężko… no to nas namówili 🙂

Czyli dalej wzdłuż Dębnicy, tym razem jednak bardziej na pieszo.

I rzeczywiście rzeka na tym odcinku wygląda niesamowicie 🙂

No cóż, nie ma lekko.

I znowu wracamy na niebieski szlak.

Po drodze kolejne miejsce odpoczynkowe.

Ławeczka „pająk”.

A potem asfaltem z Polnego przez jezioro Komorze docieramy do Rakowa. Dalej wzdłuż jeziora Rakowo jedziemy do Łubowa sprawdzając po drodze zaznaczone na mapie miejscówki do nocowania nad jeziorem Rakowo. Obie płatne i nawet bez wiatki. Nie wiem, za co Ci ludzie chcą tam inkasować pieniądze.

Jeszcze tylko miejscówka nad jeziorem Lubicko Wielkie przed Łubowem i jak nigdy, niespiesznie jedziemy na pociąg do domu. W te okolice jak nic trzeba wracać przynajmniej raz w roku 🙂

Komentarze

komentarzy