Kolejny weekend pod namiotem za nami. Tym razem padło na bunkry, nasyp kolejowy, kilka jezior, cmentarzy i innych niespodziewanych atrakcji.
Na nocleg (ja, Wanda i Wojtek) umawiamy się ze Zbyszkiem nad jeziorem Nakielno, nieopodal Strączna.
Przyjeżdżamy, rozbijamy się, nieco narzekamy na brak śniegu i mrozu, a długi wieczór spędzamy przy ognisku.
Nasza miejscówka.
Wieczorem na odchodne z ogniska zasypaliśmy żarem ziemniaki, aby mieć je do podsmażenia na następny dzień. Tymczasem rano okazało się, że ktoś się nimi zainteresował, takie małe czarne na czterech łapach.
Wiedząc że nasza droga od północnej strony jeziora może zaraz się skończyć, ruszamy właśnie nią, bo przecież może się skończyć, a może nie, a poza tym tam są bunkry.
No to jednak się skończyła, ale za to zaczęły się górki.
Ej chłopaki, a będziemy jeszcze dzisiaj jeździć po normalnych drogach?
Zbyszka błotnik zrobiony ze spienionego pcv miał być niezniszczalny, miał być.
Ale od czego są trytytki 🙂
Jeszcze tylko kawałek przez pole i znowu jesteśmy na drodze.
Zbyszek i jego nowa maszyna. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo powstanie FatBikeGang.
Jedziemy w kierunku nasypu kolejowego, który prowadzi z Wałcza do Człopy i dalej do Krzyża.
Jest i nasyp, droga na nim jest całkiem dobra. Linia kolejowa z Człopy do Krzyża została otwarta 12 XII 1899 roku, a następnie 01 XII 1904 wydłużono linię do Wałcza. Odcinek Wałcz-Człopa został zamknięty około 1989 roku dla ruchu pasażerskiego i towarowego, a w kwietniu 1994 roku linię rozebrano. W marcu 2007 roku linię uporządkowano i otwarto dla ruchu, całkiem nieźle nadaje się do jazdy na rowerze.
Mielęcin, przed sklepem robimy dłuższy postój aby się posilić i przeczekać padający deszcz, którego nie miało być.
Przy okazji postanawiamy metodą chałupniczą nieco zmodyfikować nasze chlapacze. Mój powstaje z opakowania od żółtego sera.
Zbyszek swój robi z butelki po wodzie, a Wojtek z opakowania po mleku. Jest nieźle.
Najważniejsze, że wszystkie trzy działają jak należy.
Wracamy na nasyp i jedziemy dalej w kierunku Człopy.
Po drodze jednak zjeżdżamy w poszukiwaniu młyna w Bukówku.
W Bukowie na jednym z domów widnieje zegar słoneczny.
A przy kościele odnajdujemy ślady po I Wojnie Światowej.
Do Człopy, ze względu na kończący się nasyp przed miejscowością i spore skróty przez pola i krzaki, dojeżdżamy już po zmroku. Szkoda, bo jest tu kilka ciekawych mostów, no ale cóż, będzie przynajmniej powód, aby tu wrócić. Na nocleg jedziemy nad j. Załom na upatrzone wcześniej na mapie oficjalne i darmowe miejsce biwakowania.
Znowu ognisko, tym razem zmęczenie nieco daje o sobie znać i kładziemy się jakby wcześniej, bo następny dzień ma być równie ciekawy. jedziemy przez Załom w kierunku j. Ostrowiec.
Po drodze napotykamy na taki oto słup, drogowskaz.
Choć napisy ciężko jest rozszyfrować.
Wjeżdżamy w obręb Drawieńskiego Parku Narodowego i jedziemy wzdłuż jego granicy do miejscowości Ostrowiec.
Po drodze mijamy rzekę Cieszynka.
Następna jest Płociczna.
Chłopaki jechali na szerokich 4 calowych oponach a tymczasem Wanda na 1,5 cala, ale za to na rowerze elektrycznym z napędem umieszczonym w supporcie.
Nad rzeką Płociczna czeka na nas atrakcja w postaci ruin Węgorni.
W 20 -tych latach XIX w. zbudowano w tym miejscu młyn wodny związany z osadą Ostrowiec i majątkiem von Sydowa z Głuska. Młyn o nazwie Werdermulle pracował do początku XX w. Do dzisiaj zachowały się relikty budowli piętrzących, betonowy jaz. W lewo od jazu poprowadzono kanał roboczy tzw. młynówkę. Tam wybudowane zostały urządzenia do połowu węgorzy.
Kolejny przystanek robimy przed m. Ostrowite (Osada Ostrowiec), na starym cmentarzu.
Na przykościelnym cmentarzyku znajduje się unikalny nagrobek z insygniami kowalskimi .
W miejscowości znajduje się kilka pięknie odrestaurowanych szachulcowych budynków.
Za miejscowością skręcamy do J. Ostrowiec.
Przecinamy je takim oto mostem.
Wzdłuż zachodniej strony jeziora prowadzi ścieżka niemal przy samym brzegu, przy której umieszczono mnóstwo małych pomostów dla wędkarzy.
Jedziemy dalej w kierunku Głuska.
Stary drewniany most niskowodny w coraz gorszym stanie.
Zabytkowa Elektrownia Wodna Kamienna. Rozdzielnia z transformatorownią.
Pierwsze prace zmierzające do jej wybudowania podjęto już w 1893 roku, a więc 5 lat od wybudowania pierwszej na świecie elektrowni wodnej. Dziś stanowi bardzo typowy model siłowni wodnej z początku XX wieku. W chwili powstania była jednym z trzech tego typu obiektów na świecie. Początkowo pracowała na potrzeby pobliskiej fabryki karbidu. W 1903 roku rozpoczęto jej przemysłową eksploatację. W 1912 r. uruchomiono linię energetyczną poprzez Drawno do Choszczna, w 1921 roku elektrownię włączono do sieci krajowej. Ponad stuletnie maszyny pracują w elektrowni do dziś.
Podobno można tam zobaczyć jedną z najstarszych na świecie działających żarówek. Niestety my już nie mieliśmy za bardzo czasu, na podjęcie próby jej zwiedzenia. Może następnym razem.
Nad Drawą odnajdujemy bunkier Konrad. Taki napis wykonany charakterystycznym dla liternictwa III Rzeszy gotykiem można znaleźć nad wejściem do bunkra. Napis został wyrzeźbiony na desce, a ta zatopiona w betonie. Zachowały się nawet odciski słojów drewna. Jest to swego rodzaju unikat, gdyż bunkry z reguły nie były podpisywane.
A nieco dalej jadąc w kierunku Starego Osieczna, spotykamy takiego oto jegomościa. Niestety był mało rozmowny.
Ze Starego Osieczna mieliśmy jechać drogą wzdłuż Drawy do Krzyża, ale robimy jeszcze skok w bok, aby zobaczyć ruiny domu i młyna Hansa Paasche.
W 2005 roku utworzona została ścieżka historyczno-przyrodnicza poświęcona jego pamięci, biegnąca przez leśnictwo Zacisze. Do dziś zachowały się pozostałości po młynie wodnym i budynkach gospodarczych majątku Hansa Paasche oraz schody, które prowadziły do jego domu. Świadectwem świetności osady są drzewa.
Idąc wytyczoną ścieżką docieramy także nad jego grób.
Żyjący w latach 1881–1920 Hans Paasche był niemieckim działaczem społecznym i politycznym, prekursorem ekologii, a także radykalnym pacyfistą. Mieszkał z rodziną w majątku usytuowanym na terenie obecnego Nadleśnictwa Krzyż. Został zamordowany przez nacjonalistów.
Klon Jawor mający 6 metrów obwodu.
Ruiny młyna.
Najmniej jednak zostało z pobliskiego cmentarza.
Przebijamy się do naszego trakingu i jedziemy dalej w kierunku Krzyża.
Po drodze odwiedzamy jeszcze jedno jeziorko, patrząc za ewentualnym miejscem noclegowym na przyszłość. Niestety jest to teren prywatny, a przynajmniej ten pomost, a z tego słupka obok zwisają dwie mrugające do nas kamerki.
Miał być koniec atrakcji a tymczasem spotykamy jeszcze pomnik przyrody.
Mini cmentarzyk.
I przede wszystkim ruiny młyna Pilsko na rzeczką Szczuczna.
Tereny przy których leżał Młyn Pilsko były miejscem zaciekłych walk pomiędzy wojskami radzieckimi a wojskami III Rzeszy. Pod koniec II Wojny Światowej w 1945 r. młyn został wysadzony przez wojska radzieckie.
A potem już dość mocno zmęczeni ciśniemy na obiad do Krzyża, skąd wracamy pociągiem do domu.
To była niezła wyrypa z całkiem sporą dawką historii.
Najnowsze komentarze