Wzdłuż Elby do Sachsische Schweiz

Korzystając z idealnie przypadającej majówki bierzemy 2 dni urlopu co daje 9 dni wolnego i jedziemy na wspólną wycieczkę z Majką i Maćkiem. Najpierw sami pociągami z kilkoma przesiadkami jedziemy do Drezna. W zasadzie to wielkie ryzyko jechać z Korbą na tydzień, no ale co tam, najwyżej po dwóch dniach wrócimy do domu. Co prawda wzięliśmy ze sobą turbotaczkę (Bullita) aby nie musiała zbyt dużo biegać, ale okazało się że ma chorobę lokomocyjną. Jeżeli to ze strachu, to może szybko minąć, jeżeli jednak nie, to będziemy skracać wycieczkę.

Drezno.

Spotykamy się z Majka i Maćkiem i robimy jeszcze rundę po starówce.

Jeszcze obiadek i będziemy ruszać na trasę. Rowery na ulicy nikomu nie przeszkadzają, no bo skoro tą ulica jeździ dużo więcej rowerów niż samochodów 🙂

Pod wieczór razem ze sterowcem opuszczamy miasto udając się na camping.

Jadąc wzdłuż Elby co jakiś czas mijamy pałace.

Nocujemy na campingu w Wostra, a następnego dnia przeprawiamy się promem na drugi brzeg rzeki. Na prom normalnie wchodzi 6 albo 8 samochodów, ale zabierają się tylko dwa, resztę stanowią piesi i rowerzyści.

Zmieniamy brzeg aby obejrzeć z bliska Schloss Pillnitz.

Nawet ciocia Majka zrobiła sobie fotę z Korbą 🙂

Jedziemy dalej w kierunku Pirny.

Krotka wizyta na starówce, obiad i lecimy dalej bo górki na nas już czekają.

Pirna.

A to cel dzisiejszego dnia: Bastei.

Byłem tam kiedyś na piechotę, ale tym razem plan jest taki, aby wjechać na górę rowerami.

Trasa wiedzie wzdłuż rzeki, a więc nie ma stromych podjazdów.

Za to jest mnóstwo skałek po drodze, czyniąc tą drogę bardzo atrakcyjną widokowo.

No to jesteśmy na miejscu. Na górze zostawiamy rowery i idziemy na piesze zwiedzanie.

Stamtąd przyjechaliśmy.

Jest i most oraz tłumy turystów. No cóż najlepszy czas na zwiedzanie jest o świcie, albo nawet jeszcze chwilkę przed.

A tam pojedziemy na nocleg, oczywiście jak zjedziemy jakoś z tej góry.

Co wcale nie było łatwe, bo wracaliśmy inną drogą, na której mogły być schody.

No i niestety były.

Największa „zabawa” była przy Bullicie.

Jeszcze rzut oka na Bastei i ruszamy na kolejny camping. Ponieważ jesteśmy na terenie parku narodowego spanie na dziko przez pierwsze dni niestety odpada.

Ale za to znajdujemy spokojny camping, w Niemczech w zasadzie wszystkie są spokojne, przy samej Elbie.

Korba jest psiakiem który chce się bawić z wszystkimi innymi, więc na campingu sama sobie organizuje czas.

Ruszamy szlakiem w kierunku Konigstein. Całkiem sporo rowerzystów na szlakach.

Twierdza Konigstein.

Tym razem miaasto zostawiamy z boku i jedziemy dalej do Bad Schandau.

W Bad Schandau nieco kręcimy się po mieście oraz wdrapujemy na piechotę na punkt widokowy mijając po drodze miejsce do wspinaczki, a Zbyszka z nami nie ma… 🙁

Idąc w kierunku Schlossberg napotykamy na taka wieżę.

Jedziemy do zobaczyć Lichtenhainer Wasserfall, a po drodze mijamy Camping w Ostrauer Muhle. Całkiem fajna miejscówka na namiocik.

Jest i nasz wodospad.

Okazuje się że Korba jest amatorem wszelkich radlerków.

 

Można tu także dojechać tramwajem.

Wracamy kawałek asfaltem do Bauthenfall i wbijamy się na szutrowe szlaki, kierując się na Hinterhermsdorf.

Choć czasem trzeba rower popchać pod górę, to jest to strzał w dziesiątkę, bo trasa podobnie jak na Bastei jest przepiękna.

Przepiękna, ale i mocno męcząca 🙂

Chwila nieuwagi i jakiś obcy język ląduje już na butelce.

Za każdym razem gdy jesteśmy w tej okolicy odkrywamy tu coś nowego i zapewne, to nie ostatni nasz wypad w te rejony 🙂 Najważniejsze że po dwóch dnia nie zamęczyliśmy psa, a w dodatku ta na dobre przywykła już do Bullita. Póki co jednak wozimy ją dość wolno ścierając na górkach klocki hamulcowe, no i karmimy ją przynajmniej na dwie godziny przed jazdą.

Komentarze

komentarzy