Przez Ceske Svycarsko do Zittau

Czas jechać dalej. Początek maja to czas pylenia sosny, więc Niemcy z rana odkurzają swoje namioty, które jak się okazuje mają zupełnie inny kolor niż ten, który był wcześniej widoczny.

Ogólnie tego dnia zmierzamy do czeskiej części tej szwajcarii, ale zaczynamy od jazdy w przeciwnym kierunku na górę Weifberg, gdzie znajduje się wieża widokowa.

Widok z góry. Na dole przy wieży znajduje się chatka w sam raz na nocleg 🙂

Majka walczyła do końca, ale jednak rower zrobił swoje.

Jazda po Czeskiej Szwajcarii nie różniła się wiele od tej niemieckiej części.

Przed Jetrychocicami zjeżdżamy na drogę prowadząca do ruin młyna. Po drodze mijamy źródełko św. Huberta, z którego nawet Korba co nieco zaczerpnęła.

Dolski Młyn.

Jetrychovice, Korba jak zwykle chce się ze wszystkimi przywitać.

Jedziemy na camping, który znajduje się w pobliżu miejscowości.

Dziewczyny zajmują się hamakowaniem.

A później przychodzi czas na zabawę z Husky’m który przyjechał z rodzinka z Poznania.

Korba bawi się ze wszystkimi psami i uwielbia kontakt z ludźmi.

Ruszamy dalej. Najpierw jedziemy na zupę Na Tokani.

Na dzień dobry będzie cały czas pod górę.

Czasem nieco bardziej.

Wanda pokaż co tam masz do jedzenia?

Dalej leśnymi szlakami jedziemy do Kyjova.

My pojechaliśmy skrótem dookoła, a Majka z Maćkiem postanowili przedrzeć się prawdziwym skrótem.

Aczkolwiek nie mieli zbyt wielkich szans.

Oni odpoczywali, a my zrobiliśmy sobie krótka pieszą wycieczkę na punkt widokowy.

A że na mapie 300 metrów dalej był zaznaczony Hrad to postanowiliśmy go obejrzeć. Trochę dziwny, ale jedynie to znaleźliśmy.

Te 300 metrów to było w poziomie, więc wyszło sporo więcej, ale ścieżka była fantastyczna.

Dalej już asfaltem pojechaliśmy do Krasnej Lipy. Jedni w domu trzymają kwiatki, a inni drzewa 🙂

Jadąc w kierunku Studanki napotykamy w lesie źródełko z idealną miejscówką na nocleg. Ale jest trochę za wcześnie więc może jeszcze kiedyś.

Noclegu postanowiliśmy szukać jeszcze w Czechach, gdzieś przy granicy z Niemcami, na południe od Dolni Podluzi. Trafiliśmy na drogowskaz kierujący turystów do ruin zamku i wodospadu. No to jedziemy. Są ruiny, jest wodospad i nawet kładka przez rzekę. Oj miał ktoś niezły pomysł. Śpimy w końcu na dziko na polanie koło jeziora.

Rankiem mamy do czynienia ze zwiększoną wilgotnością powietrza, bo deszczem tego raczej nazwać nie można.

Zittau, dzielnica w której rządzą artyści?

Jedziemy na Stare Miasto poszukać miejsca w którym można by nieco odpocząć i się posilić.

Szlaki w górach które minęliśmy były rewelacyjne i trzeba będzie tam za jakiś czas wrócić na jeszcze dokładniejszy rekonesans. Piesek spisuje się idealnie, choć zmęczenie (brak odpowiedniej ilości snu) daje się mu powoli we znaki. Z każdym dniem ograniczamy ilość km do przebiegnięcia i staramy się zapewnić jej dodatkową 1-2 godzinną drzemkę w ciągu dnia. Teraz przed nami płaski odcinek wzdłuż Nysy Łużyckiej.

Komentarze

komentarzy