Urlop czas zacząć 🙂 Długo szukaliśmy gdzie by pojechać, aż w końcu Wanda wynalazła stronę ze starymi szlakami kolejowymi przerobionymi na szlaki rowerowe i padło na Szwecję 🙂
Najszybszy i najtańszy dojazd był przez Niemcy. Najpierw pociągami regionalnymi do Sassnitz, a potem promem do Trelleborga. Wyruszamy po południu po pracy, a następnego dnia nad ranem jesteśmy na miejscu, czyli idealnie, bo bez straty dnia na podróż. No i koszty o połowę tańsze niż w przypadku podróży ze Świnoujścia.
Nad ranem wsiadamy w pierwszy pociąg z Trelleborga do Halmstad, skąd zaczynamy naszą wyprawę na rowerach. W Szwecji nie wolno w pociągach przewozić rowerów cargo, ale w puściutkim pierwszym pociągu nikt nie robi z tego powodu problemu 🙂
Rankiem nieco zmarznięci po podróży meldujemy się w Halmstad. Ubrani dość ciepło wyglądamy dość dziwnie, w porównaniu ze Szwedami w krótkich rękawkach.
Krótka przejażdżka po mieście i jego wszelkich atrakcjach.
Po zwiedzaniu ruszamy na szlak, na razie poszukać jakiegoś zacisznego miejsca na dłuższą drzemkę, aby nieco odespać zarwaną nockę.
Jadąc po szlaku rowerowym wzdłuż rzeki Fyllean, postanawiamy zajrzeć, jak ona wygląda. Ilość skał robi wrażenie od samego początku wycieczki.
Trasa wiedzie tak, że w zasadzie co chwilę jesteśmy nad rzeką.
Pod koniec dnia robimy pierwsze skróty szlakiem pieszym. I to co u nas jest w sadzie normalne, tam jest dość trudne. To tak jakby pójść u nas z rowerem na szlak pieszy, ale w górach 🙂
Nogi podziabane od pinów w pedałach mówiły, abyśmy już tego nie robili.
Rzeki e Szwecji są dość czyste, ale wzięliśmy ze sobą filtr do uzdatniania wody, co dawało nam dużą niezależność.
Główną atrakcją tego dnia było Danska Falle.
Ponieważ był tu wyznaczony Naturreservat w którym nie można było kempingować postanowiliśmy pojechać dalej w poszukiwaniu miejsca na nocleg.
Dworzec w Simlangsdalen.
Pierwszy nocleg znajdujemy na mały półwyspie zaraz przy szlaku rowerowym.
Jedziemy dalej w kierunku Mahult, a następnie robimy skok w bok, aby dostać się do wypatrzonego na mapie starego młyna.
Tym razem nie pchamy się na ścieżkę z rowerami tylko zastawiamy je na małej polance przed wejściem na ścieżkę.
Młyn wygląda niesamowicie, nieco nadszarpnięty zębem czasu, ale ciągle okazały.
Mały relaks i wracamy na szlak.
Trasa co chwilę zadziwia nas fajnymi miejscami.
Kolejne km przemierzamy głównie nawierzchniami szutrowymi po lasach.
Co jakiś czas na drodze staja nam stare dworce, a przy nich wyeksponowane pozostałości po linii kolejowej.
Pod koniec dnia dojeżdżamy do Fettjesundet. Tutaj szlak będzie prowadził groblą przez jezioro, a następnie wzdłuż niego do Bolmen.
Zaraz za groblą jest mała osada Piksborg. Na tym wzgórzu kiedyś mieścił się zamek.
Nocujemy nad jeziorem w miejscówce przygotowanej pod kajakarzy. Niby płatna, ale nikogo tam nie było, a my nie mieliśmy możliwości dokonać zgłoszenia i płatności.
Mini muzeum na starej stacji kolejowej.
Dalej musimy nieco pojechać po asfalcie bo nasyp prowadzi przez nieprzejezdne bagna. W zasadzie nie wiadomo czy nie przejezdne, ale nie mamy czasu tego sprawdzać.
Ljungby.
Korba powoli odczuwa trudy podróży, więc popołudnia chętnie przejeżdża/przesypia w cargo.
Dalej mało przyjemny kawałek wzdłuż głównej drogi i za Ryssby znowu wjeżdżamy w głuszę.
Cisza, spokój, brak turystów i tylko co jakiś czas mijamy miejsca do odpoczynku z ogniskiem/miejscem na grila i przygotowanym drewnem.
I znowu czekał nas bajeczny krajobraz szlaku biegnącego pomiędzy jeziorami.
Nieco zmącony przy stacji Aang, która wpadła w prywatne ręce i nie można było pojechać po szlaku, ale na szczęście znaleźliśmy mały objazd 🙂
Kolejną noc spędzamy nad jeziorem Ostra Trehorningen. Tutaj nieco zbaczamy ze szlaku, który jest coraz trudniej przejezdny i jedziemy przez malownicze lasy. Lasy tutaj nieco różnią się od naszych. Chodzenie po nich z rowerami na skróty jest raczej niemożliwe.
Kolejne piękne miejsce czeka na nas przy jeziorze Kojtasion.
Mając chwilę czasu na odpoczynek robimy małą zmianę planów i nieco modyfikujemy trasę etapu podróży do Vaxjo. Szlakiem z Halmstad jesteśmy zachwyceni, a podobno to nie był najładniejszy etap naszej wyprawy 🙂
Najnowsze komentarze